Wielogodzinna październikowa sesja
skończyła się jeszcze przed zmierzchem i nie dorównała
długością jeleniogórskiej sesji
powodziowej. Obydwie odbyły się w tym samym dniu, 30 października w środę. O rekordzie nie można
wiec mówić, za to wolno obrady podsumować jednym zdaniem: Burmistrz nie
odzyskał większości w radzie.
Łagodna, sprawozdawcza pierwsza
część sesji była tylko przygrywką do tego, co się działo później. Pierwsze zgrzyty zaczęły się po informacji
burmistrza o realizacji zadań inwestycyjnych. Radnych pytali o „protezę parkingu”
zamiast budowy parkingu buforowego z prawdziwego zdarzenia, o remonty dróg, pozwolenie
na przebudowę deptaka i wiele innych. Można było już wtedy zauważyć, zamiast
spokojnych odpowiedzi, pierwsze oznaki
zniecierpliwienia i wręcz agresji ze strony burmistrza. Wiedział, co się
święci.
Początkowe głosowania nad
projektami uchwał przebiegały spokojnie. Radni bez zastrzeżeń przyjęli podwyżkę
opłaty miejscowej, ale podwyżki podatków
od nieruchomości skutecznie zablokowali. Stało się tak, mimo złagodzenia pierwotnego
projektu. Przed głosowaniem radna M. Żyła z komisji budżetowej odczytała nowe
propozycje. Na przykład, stawka od
gruntów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej z 1,38 zł spadła do
1,34 zł za m2 powierzchni, stawka od budynków mieszkalnych obniżyła
się z 1,19 zł do 1,15 m2 powierzchni użytkowej, a stawka związana z prowadzeniem działalności gospodarczej
z 34 zł za m2 do 33,10 zł. Nic
to nie dało, radni byli nieugięci. Podobnie zachowali się przy próbie
podwyżki opłaty targowej.
Atmosfery nie uspokoiło gładkie
przyjęcie stawek podatku od środków transportu. Wybuchowy nastrój znalazł ujście
w „Sprawach różnych”. Radni pytali m.in. o remont dachu budynku na Kamiennej 2,
w którym mają powstać mieszkania socjalne. Gmina ma tam 80 procent udziałów.
Mocno krytykowano bezprawne użytkowanie parkingu na Przewodników Górskich, ze stratą dla miasta. Zastrzeżenia budziła prywatna komunikacja, która
udaje miejską - jej nazwa, zdaniem radnych, powinna zostać zmieniona. Burmistrz odpowiadał ogólnikowo, nie na temat
lub w ogóle nie udzielał odpowiedzi. Próbował radnych szantażować w stylu:
jeżeli nie chcecie podwyżek podatków to tego, czy tamtego nie będzie. Wielokrotnie
robił złośliwe przytyki do kilku wybranych
radnych, które wydawały mu się zabawne. Upatrzył sobie radnego Serwinisa i
kilka razy próbował wyładować swoją agresję na nim, z miernym skutkiem. Widać
było, jak bardzo go drażnią sensowne pytania i rzeczowe wypowiedzi nowego
wiceprzewodniczącego rady.
Najwięcej spięć wywołał upływ terminu ważności mandatu radnego Kalupy. Nie wiadomo,
dlaczego sprawą, jednostronnie zajmowała się Komisja Rewizyjna. Dlaczego
prawnik gminy sporządził opinię, która nie odnosiła się do problemu i pomijała
wiele dowodów. Okazało się także, że
jeden z radnych nie podpisał protokołu – miał duże obawy co do rzetelności
materiału. Ciekawe, dlaczego Burmistrz był przekonany, że wojewoda
potwierdzi - właśnie, co potwierdzi? Bo nie dokończył. Radny Kalupa w
długiej wypowiedzi mówił sloganami, bez konkretów: o hucpie politycznej i o
tym, że trzeba rozmawiać.
Jest jeszcze jeden powód do
niepokoju: Burmistrz opowiadał pod koniec sesji o swoim domniemanym „psychofanie”,
o leczeniu i że zostawia to specjalistom
od psychiatrii. Czy nasz "gospodarz miasta" naprawdę wiedział, co mówi? Zapomniał,
gdzie jest?
Nie trzeba odsłuchiwać /w BIP/
całych, przydługich obrad, żeby wiedzieć, co się wydarzyło. Tym razem wystarczą
same „Sprawy różne” – od 3 godz. 9 min. trwania sesji.