Szantaż się udał, rada przyjęła dzisiaj budżet na 2025 r., ale burmistrz swojego wizerunku nie uratował. W akcie desperacji posunął się za daleko i to mu będzie zapamiętane.
Przyjęcie uchwały budżetowej wisiało na włosku. Burmistrza mocno zdenerwowało wystąpienie radnego Czerniaka, który krytycznie przedstawiał spotkanie poświęcone budżetowi, jakie odbyło się trzy dni przed sesją. Radny stwierdził, że zmiany - dotyczące ścieżek rowerowych, wsparcia GOPR i karty mieszkańca - są niewielkie. Apelował o przełożenie głosowania na styczeń, po to, aby wyjaśnić wątpliwości, dokonać niezbędnych korekt i przygotować dobry budżet dla gminy. Burmistrz straszył interwencją Regionalnej Izby Obrachunkowej, mimo że doskonale wiedział, że w styczniu takie zagrożenie nie istnieje. A na koniec, niepewny wyników głosowania, wytoczył najcięższe armaty. Odgrażał się, że zawiesi wszelkie działania związane z budżetem obywatelskim, z prowadzeniem centrum edukacji i korzystaniem z hali sportowej.
Burmistrz pojechał po bandzie, ale te „strachy na Lachy”, o dziwo, przyniosły skutek. Dwóch nowych radnych, w tym jeden z Karpacza Górnego, niepewnych własnej siły poddało się presji i zmieniło zdanie. Burmistrz odetchnął z ulgą - nie musiał niczego „zawieszać” i spełniać groźby, która pogrążyłaby ostatecznie jego samego, a nie radnych.
W ten żenujący sposób budżet Karpacza z dochodami w wysokości 83 mln zł został przegłosowany.