czwartek, 26 listopada 2020

O sesji i o szacunku

      W cieniu pandemii i groźnych pohukiwań na całą Polskę naszego Burmistrza, wychodzą na jaw skrzętnie skrywane urzędowe fakty.  Podczas wczorajszej  sesji  radni wyciągnęli na światło dzienne szczegóły pielęgnacji  terenów zielonych w mieście. Koszt usług zewnętrznej firmy, która obsługuje   większość skwerów i parków  Karpacza przekracza rocznie 700 tys. zł. Radni dopytywali, dlaczego nie pielęgnuje zieleni Miejski  Zakład Gospodarki Komunalnej, który jest spółką Gminy Karpacz. Pani Wiceburmistrz stwierdziła, że MZGK nie  występował o to, a sam zakład nie ma możliwości podjęcia się tak szerokiego działania. Przy okazji nie szczędziła kąśliwych uwag radnemu, który ujawnił drażliwe fakty.  Prezes MZGK  z powodu choroby nie wziął udziału w sesji, a więc nie było szansy na wysłuchanie jego opinii w tej sprawie i w wielu innych.

       Drugą urzędniczą wstydliwą historią było uwzględnienie przed rokiem wniosku złożonego w ramach budżetu partycypacyjnego na wykonanie fragmentu drogi przy cmentarzu. Wniosek nie spełniał wymogów  regulaminu i powinien zostać z miejsca odrzucony. Właścicielem terenu są Lasy Państwowe, a nie było ich pisemnej zgody… . Radna Seweryn poczuła się osobiście mocno  dotknięta i nie omieszkała głośno wyrazić swojego oburzenia. Nie, nie dlatego, że urzędnicy zrobili błąd. Wyłącznie dlatego, że ktoś śmiał o tym głośno powiedzieć…

     A trzecią bulwersującą sytuacją, która przejdzie do historii najmniej chwalebnych głosowań Rady Miejskiej Karpacza było stanowisko w sprawie uchwał „śmieciowych”. Wszystko zostało po staremu, nadal trzeba będzie płacić krocie za wywóz odpadów, bez różnicowania stawek. Mieszkańcy mogą więc podziękować trójce radnych, która często, zbyt często ma wątpliwości, co robić: „być za a nawet przeciw”, czy może raczej wstrzymać się od głosu albo wcale nie przyjść na sesję. Po co, w takim razie było to całe zamieszanie i poprzednie głosowania?   W taki sposób najłatwiej traci się zaufanie i szacunek u mieszkańców i bardzo trudno  potem  je odzyskać. Na pewno nie przez „wiarę”, że Burmistrz zróżnicuje stawki ( jak wynikało z wypowiedzi jednego z radnych).

   Warto posłuchać, jak przebiegała sesja. Ważnych tematów było na niej więcej, a poza tym dobrze wyrobić sobie, w niektórych sprawach własne zdanie. Nagranie znajduje się w Biuletynie Informacji Publicznej.

 

 

 

poniedziałek, 23 listopada 2020

Uchwała śmieciowa: Czy radni naprawią swój błąd?

    Radni zawiedli mieszkańców, ale teraz chcą się zrehabilitować – taki wniosek można wyczytać  z wiodącego artykułu w nowym Biuletynie Rady Miejskiej. Pytanie, czy im się to uda?

    Najpierw, w marcu większość radnych  przychyliła się do propozycji  Burmistrza, za nic mając opinie mieszkańców, że podwyżki opłat za wywóz śmieci są zbyt drastyczne. Tak zachowali się wszyscy zwolennicy Burmistrza w radzie, a do nich dołączyło trzech radnych opozycji: dwóch z nich nie pojawiło się na sesji, a jeden wstrzymał się od głosu.

   Potem, we wrześniu radni zaczęli odkręcać swoje decyzje głosując, że obecne, wysokie opłaty będą obowiązywać tylko do końca roku.

   A teraz radni przygotowują nową uchwałę, w której stawki mają być zróżnicowane – inne dla mieszkańców, a inne dla tych, którzy w Karpaczu tylko prowadzą wynajem, a nie mieszkają. Czy tak nie można było zrobić za pierwszym razem?

    Oprócz „ spraw śmieciowych” Biuletyn  obszernie informuje o nowych zielonych działkach, które Burmistrz chce przeznaczyć na zabudowę. Warto przyjrzeć się zdjęciom  na stronach 12 i 13, żeby zobaczyć, ile warte są deklaracje o ochronie w studium terenów zielonych. Niektórzy wybrani szczęśliwcy będą mogli stawiać nawet całe szeregi domków jednorodzinnych, zamiast  jednego. Dlaczego? Nie wiadomo, może dlatego, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ…  chyba, że tym razem radni powiedzą zdecydowanie  – dość.  

 

sobota, 21 listopada 2020

Karpacz higieną się nie przejmuje

     Bogini Hygiea załamuje ręce nad Karpaczem – znów upłynął rok, minął Światowy Dzień Toalet, a w naszym mieście  przyzwoitych „ustronnych miejsc” mamy, jak na lekarstwo.  Hasło „urządzenia sanitarne dla wszystkich”  jest rozumiane dosyć swobodnie, bo każdy przecież może bez trudu znaleźć, w razie nagłej potrzeby ustronny krzaczek, zagajnik, a nawet całe połacie lasu. Jak jesienią te miejsca wyglądają strach głośno mówić i pisać… Apele o budowanie publicznych, estetycznych miejskich szaletów pozostają bez echa i  nadal są tylko marzeniami TUTAJ

    W poprzednim wpisie pojawiła się postać przedwojennego premiera Sławoja-Składkowskiego. W swoich  bardzo ciekawych, czasem odrobinę pompatycznych wspomnieniach pisał, na przykład tak:

Pamiętam, w którymś z sejmów poseł lewicowy próbował zażartować, iż nie mam czasu na zagadnienia ogólnopaństwowe, gdyż muszę zajmować się śmietnikami i sławojkami, co wywołało ogólny śmiech aprobaty dla figlarza. Wstałem z miejsca i zaryczałem: - Panie kolego, nie dziwię się, gdy wyśmiewają mnie kamienicznicy i ludzie posiadający, bo dla nich moje porządki są kosztowne, ale pan powinien zrozumieć, iż ja nie chcę, by dzieci robotników nabawiały się gruźlicy, grzebiąc wśród brudu odpadków podwórzowych. To wstyd, że pan nie zdaje sobie z tego sprawy! Nastała wymowna cisza w sali Wysokiego Sejmu i opozycyjne przemówienie zostało złamane”.

    Od tamtego czasu minęło ponad osiemdziesiąt lat. Warunki życia w Polsce, wywołane ogólnym postępem  bardzo się poprawiły, ale trzeba było aż koronawirusa, żeby niektóre podstawowe nawyki higieniczne weszły w krew.  Przed epidemią, co trzeci Polak nie mył rąk po wyjściu z toalety, a teraz pucuje je prawie każdy. W Karpaczu, w publicznych miejscach nie można  się o tym  przekonać – nie ma gdzie…

środa, 11 listopada 2020

Myśmy wszystko zapomnieli?

    W tym uroczystym dniu proponuję oderwać się od teraźniejszości i -  łącząc przyjemne z pożytecznym – przywołać dawne, rodzinne wspomnienia. Odkurzyć stare zdjęcia,  wygładzić pożółkłe dokumenty,  gdy naoczni świadkowie  historii już odeszli i nikt nam nie opowie, jak było.   Namawiam przy okazji gorąco, aby odszukać, pożyczyć lub zamówić jedną z wielu książek – wspomnień, które napisał Felicjan Sławoj Składkowski. Może to być „Nie ostatnie słowo oskarżonego”, „Kwiatuszki administracyjne”, „Pęk kluczy”, „Strzępy meldunków” lub jeszcze inna.

    Autor wspomnień z dwudziestolecia międzywojennego był, przez całe lata Polski Ludowej albo zamilczany, albo wyśmiewany.  Dopiero od niedawna, czytając jego zapiski można zobaczyć z bliska, jak powstawała Polska na gruzach trzech zaborów. Książki czyta się z przyjemnością, bo napisane są z humorem i lekką autoironią, chociaż traktują o sprawach śmiertelnie poważnych. Dobre pióro i talent literacki  wraz z wiernym opisem zdarzeń są świetną lekturą na długie listopadowe wieczory.     

    Felicjan Sławoj Składkowski był lekarzem i piłsudczykiem, który przeszedł cały szlak bojowy I  Brygady. Potem sprawował wysokie stanowiska w odrodzonej Polsce, łącznie z prezesem Rady Ministrów.  Był m.in. nadzwyczajnym komisarzem rządu do walki z epidemiami i usilnie zabiegał o podniesienie stanu higieny w małych miejscowościach, co powodowało niekiedy  drwiny, na przykład ze „sławojek”.  Będąc lekarzem wojskowym, sam doświadczył w I wojnie światowej, że najwięcej problemów stwarzały mu nie rany na polu bitwy, ale ogniska chorób zakaźnych szerzące się wśród żołnierzy i cywilów.

     Jego książki są doskonałą odtrutką na bieżące oglądanie rozhisteryzowanych i gorących głów oraz na  uczczenie  Święta  kiwającym się ogórkiem, zapiekanką i dwoma bodącymi się baranami. Ten ostatni przykład jest propozycją przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, niestety – TUTAJ.

      Zapraszam do lektury wspomnień – kiedyś naprawdę było znacznie trudniej niż dzisiaj.

niedziela, 8 listopada 2020

Uchwała reklamowa - góra urodziła mysz

   Aż trudno uwierzyć, że po kilku (podobno) latach pracy radni zaakceptowali tak skromny dokument. Bardziej prawdopodobne jest przypuszczenie, że po początkowych przymiarkach, zamiast pracować nad uchwałą odłożono do lamusa problem, żeby nikomu się nie narażać. To  nie nieprecyzyjne przepisy na szczeblu krajowym, lecz lęk przed gniewem przedsiębiorców spowodował, że prace się ślimaczyły i na koniec wyszedł knot. Pisałam o tym wielokrotnie: na przykład  w tym MIEJSCU,TUTAJ i TU.

    Radni na ostatniej sesji zatwierdzili uchwałę mimo wielu wątpliwości, pytań  i wskazywania na luki w zapisach. Projektant dosyć dokładnie omówił punkty uchwały, ale widać było, że jego rola sprowadzona została  do wykonania bliżej nieokreślonego „konsensusu”.  Tym samym początkowa duma z „pionierskiego projektu” gdzieś się zapodziała, a uchwała przypomina teraz tylko cień początkowych zamierzeń. Nie przeszkodziło to burmistrzowi w chwaleniu się uchwałą poprzez lokalne media – kto w końcu będzie dociekał, jak się rzeczy miały.

   Zupełnie niezrozumiałe było parcie niektórych radnych, łącznie z przewodniczącym rady na przegłosowanie natychmiast tej ułomnej uchwały.  Żaden istotny powód się nie pojawił, poza czystą demagogią, w stylu „uchwałę trzeba teraz przyjąć, bo to już za długo trwa” i „potem możemy ją poprawiać”.

    To już po raz drugi  - w krótkim okresie czasu – radni przyjmują bubel, żeby go później przerabiać. Tak było z uchwałą „śmieciową”, która wciąż jest wałkowana i nie ma jeszcze decyzji, jakie opłaty będą obowiązywać w przyszłym roku.  Teraz dołącza do niej uchwała reklamowa…

Czy radni, prawie na półmetku kadencji dostali zadyszki? Czy nie szkoda im czasu na takie „zabawy”?