W tym uroczystym dniu proponuję oderwać się od teraźniejszości i - łącząc przyjemne z pożytecznym – przywołać dawne, rodzinne wspomnienia. Odkurzyć stare zdjęcia, wygładzić pożółkłe dokumenty, gdy naoczni świadkowie historii już odeszli i nikt nam nie opowie, jak było. Namawiam przy okazji gorąco, aby odszukać, pożyczyć lub zamówić jedną z wielu książek – wspomnień, które napisał Felicjan Sławoj Składkowski. Może to być „Nie ostatnie słowo oskarżonego”, „Kwiatuszki administracyjne”, „Pęk kluczy”, „Strzępy meldunków” lub jeszcze inna.
Autor wspomnień z dwudziestolecia międzywojennego był, przez całe lata Polski Ludowej albo zamilczany, albo wyśmiewany. Dopiero od niedawna, czytając jego zapiski można zobaczyć z bliska, jak powstawała Polska na gruzach trzech zaborów. Książki czyta się z przyjemnością, bo napisane są z humorem i lekką autoironią, chociaż traktują o sprawach śmiertelnie poważnych. Dobre pióro i talent literacki wraz z wiernym opisem zdarzeń są świetną lekturą na długie listopadowe wieczory.
Felicjan Sławoj Składkowski był lekarzem i piłsudczykiem, który przeszedł cały szlak bojowy I Brygady. Potem sprawował wysokie stanowiska w odrodzonej Polsce, łącznie z prezesem Rady Ministrów. Był m.in. nadzwyczajnym komisarzem rządu do walki z epidemiami i usilnie zabiegał o podniesienie stanu higieny w małych miejscowościach, co powodowało niekiedy drwiny, na przykład ze „sławojek”. Będąc lekarzem wojskowym, sam doświadczył w I wojnie światowej, że najwięcej problemów stwarzały mu nie rany na polu bitwy, ale ogniska chorób zakaźnych szerzące się wśród żołnierzy i cywilów.
Jego książki są doskonałą odtrutką na bieżące oglądanie rozhisteryzowanych i gorących głów oraz na uczczenie Święta kiwającym się ogórkiem, zapiekanką i dwoma bodącymi się baranami. Ten ostatni przykład jest propozycją przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, niestety – TUTAJ.
Zapraszam do lektury wspomnień – kiedyś naprawdę było znacznie trudniej niż dzisiaj.