Projekt uchwały budżetowej na rok
2020 omawiany na ostatniej sesji przyniósł istotną zmianę: mniejsze dochody niż w ubiegłym roku.
Burmistrz omawiając wpływy do budżetu stwierdził, że rosnący od kilku lat, bardzo dobry trend zostanie
wygaszony z przyczyn niezależnych od gminy. Przytoczył proste dane: w 2014
roku dochody wynosiły 32 mln zł, w 2019 - 46 mln, a w 2020 będą na poziomie 44
mln. Wśród przyczyn tego stanu rzeczy wymienił m.in. coraz wyższe wydatki na
oświatę i wychowanie, pomoc społeczną, gospodarkę odpadami oraz koszty utrzymania dróg. Dodał do tego
zwiększone wydatki z bezpieczeństwem ( zgodnie z życzeniem rady zaplanowano nowy
samochód dla OSP ).
Na podobnym poziomie mają zostać koszty
utrzymania urzędu, rady miejskiej, biblioteki i muzeum. Wskazując
na rosnące wydatki na oświatę burmistrz nie omieszkał wytknąć radnym podwyżki
dla nauczycieli za wychowawstwo. O
dobrej propozycji radnego Czerniaka na znalezienie dodatkowych środków zapomniał…
Długo też rozwodził się nad pomysłem zabrania samorządom opłaty
miejscowej, chociaż wcale nie jest pewne, czy rzeczywiście kiedyś tak się stanie. Na propozycję radnego Kubika,
żeby lepiej zadbać o wpływy z podatku od nieruchomości, bo ok. 20 procent
gdzieś ucieka, zapewniał, że są prowadzone kontrole. Rozważał też pomysł
wykorzystania dronów do dokładnych pomiarów budynków.
Jeden, do bólu przewidywalny wniosek można było wysnuć z relacji
burmistrza: planowane niższe dochody
gminy to wina rządu i radnych.
Karpacki urząd podobno zrobił i robi wszystko, jak należy. Pracownicy
samorządowi mogą spać spokojnie, bo o przerostach zatrudnienia, weryfikacji stanowisk
i siatki płac nie było mowy.
Temat budżetowy zakończył się efektownie: entuzjazmem
z powodu przyznania 3 mln zł dotacji na stadion - łącznie
pozyskano aż 12 mln zł ze źródeł
zewnętrznych, czyli najwięcej w historii
Karpacza. Burmistrz wręczył kwiaty pani
wiceburmistrz, były gratulacje i wyrazy uznania. Podniosły nastrój udzielił się
wszystkim uczestnikom, więc nikt nie
śmiał zepsuć uroczystej chwili kłopotliwymi pytaniami o zadłużenie miasta z powodu
stadionu. Nikt też nie przypomniał deklaracji burmistrza
sprzed roku: „koszt budowy nowego obiektu
wyniesie miasto nie więcej niż 10 mln zł” oraz „miesięczny koszt utrzymania
stadionu to według analiz finansowych około 2500 – 3000 zł”.
W ostatnich minutach sesji sprawy
stadionowe powróciły. Pani wiceburmistrz, nawiązując do sesji w lipcu i pozyskanych
dotacji mówiła: „Prosimy też państwa o większe zaufanie do nas…”. A burmistrz
dodawał: „ja trzy lata byłem regularnie
hejtowany, za ten stadion, najpierw za projekt, potem za dwa lata wykonawstwa.
Dzisiaj wiemy, że to są dobre decyzje i za to państwu serdecznie dziękuję”.
Proponuję przypomnienie sytuacji
z lipca: odsłuchanie nagrania z sesji i przeczytanie komentarza – TUTAJ. Jeżeli
burmistrz nie udziela jasnych informacji dotyczących kosztów budowy stadionu,
odmawia udostępnienia dokumentacji i usilnie nalega "za pięć dwunasta" pod groźbą utraty dofinansowania na zgodę radnych, to jak można potem mówić o zaufaniu? Czy trzeba przypominać, że zaufanie nie może się opierać o szantaż?
Jeżeli radni domagają się istotnych informacji, twierdzą, że miastu tak wielki
i kosztowny obiekt nie jest potrzebny i krytycznie oceniają „stadionową
gigantomanię” to jest to „hejt”?
Nie
można zapominać, że otwarcie stadionu odbyło się przed niespełna trzema miesiącami.
Na ocenę, czy były to „dobre decyzje” przyjdzie jeszcze czas. Chyba, że komuś sukces jest pilnie potrzebny – w tym miesiącu
rada będzie zatwierdzać budżet na nowy rok.