Przez niemal cały listopad - miesiąc
pamięci przewija się przez media
dolnośląskie postać Henryka Tomaszewskiego – twórcy Wrocławskiego Teatru
Pantomimy. Tancerz urodził się przed stu laty, właśnie w listopadzie, a część
życia spędził w Karpaczu i został
pochowany na cmentarzu ewangelickim przy „Wangu”.
Żadne wielkie uroczystości w mieście
się nie odbyły – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie przyznało
dotacji, ze wsparciem finansowym wstrzymał
się też burmistrz. Natomiast radni z Komisji Oświaty, Kultury i Zdrowia
przypomnieli niechlubny okres w życiu słynnego reżysera i aktora - współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa
PRL. Zastanawiali się, czy „TW Henryk” powinien mieć tytuł Zasłużonego dla
Miasta Karpacza i rozważali
przeniesienie miejskiego muzeum z lalkami
z jego zbiorów do innej siedziby.
W dniu urodzin mima, 20 listopada Radio
Wrocław nadało prawie godzinną audycję, poświęconą Henrykowi Tomaszewskiemu. Przypomniało
twórczość artysty, sięgając kilkakrotnie
do nagrań archiwalnych. Podkreślało wielkie zaangażowanie, pracę i osiągnięcia m.in.
słowami o „heroicznej walce o nową
sztukę”. W audycji wracano pamięcią do początków Teatru Pantomimy, nowatorskich
spektakli i międzynarodowych
sukcesów, zaznaczając jego wyjątkowość i
elitarność.
Program był niewątpliwie ciekawy, ale w
drugiej części chwilami coś mocno zgrzytało. Miało to związek z obszerną,
opartą na faktach wypowiedzią Sebastiana Ligarskiego z Instytutu Pamięci
Narodowej o kilkuletniej współpracy
Henryka Tomaszewskiego z organami bezpieczeństwa Polski Ludowej. Wystąpienie
przedstawiciela IPN zostało szczelnie obudowane szeregiem głosów
bagatelizujących i unieważniających współpracę dyrektora teatru z SB. Najpierw
przypomniano fragment rozmowy Magdy
Podsiadły z aktorem Leszkiem Czarnotą.
Dziennikarka mówiła o Henryku Tomaszewskim m.in. tak: „podpisałby wszystkie dokumenty świata, żeby teatr się mógł
fantastyczne rozwijać”. Natomiast Leszek Czarnota, odnosząc się do
kategorii krzywdy wyrządzanej innym stwierdzał: „dokumenty są – tam nie ma żadnych donosów Tomaszewskiego na
kogokolwiek”. Jaką wiarygodność mają
zapewnienia Leszka Czarnoty, jeżeli sam został zarejestrowany przez SB jako
tajny współpracownik „Teodor”? Jaką wiarygodność ma w takim razie audycja,
jeżeli przytacza się tą wypowiedź? Gdy pokaźne informacje o współpracy Leszka Czarnoty można znaleźć chociażby w
opracowaniu S. Ligarskiego pt. „Agentura we Wrocławskim Teatrze Pantomimy”?
Później
dziennikarka prowadząca audycję zadała obecnym w studiu pytanie: „Co sądzą
państwo o tym niechlubnym incydencie
w życiu mistrza, jak mówili o nim jego pracownicy”? Zabrzmiało to pytanie tak,
jak gdyby doniesienia TW „Henryk” były jednorazowym zdarzeniem, a przecież parę minut wcześniej wyraźnie mówiono, jak wyglądała współpraca.
Na
koniec nie pozostawiono suchej nitki na radnych Karpacza, artystach malarzach i
działalności opozycyjnej jednego z nich, którzy ośmielili się zająć inne
stanowisko. Święte oburzenie,
lekceważenie i wręcz wyszydzanie ich pracy nie przynosi chwały rozmówcom. Padło nawet słowo „hańba” , a powinno być
skierowane do zupełnie innych osób.
Cała audycja ( TUTAJ ) przypomina
rozpaczliwą próbę ratowania wielkości postaci, której, w świetle istniejących dokumentów obronić się już nie
da. Najbardziej przykre jest to, że po
30 latach przemian w Polsce wciąż chroni się tajnych współpracowników, a osoby,
które mają odwagę mówić o tym głośno skazuje się na infamię. W audycji Radia Wrocław czas jakby się zatrzymał...