Z pomocną dłonią na wizerunkowe
problemy burmistrza ruszyły niezawodne Nowiny Jeleniogórskie. W rozmowie
opublikowanej na łamach Nowin 26 lutego pt. „Karpacz to wartościowa marka”,
burmistrz przedstawia swoje osiągnięcia i widzi tylko jedną porażkę – wygląd
deptaka. Podkreśla przy tym, że będzie nad nim pracował w obecnej kadencji.
Nic dziwnego, że korzysta z
okazji i stara się zrobić na czytelnikach gazety jak najlepsze wrażenie. Kilka
programów telewizyjnych pokazujących miasto od podszewki i spektakularne
przegrane z radą w nowym składzie mocno
go osłabiły. Pani redaktor z Nowin też się stara, jak może: łagodnie pyta o
wyjaśnienia, lekko głaszcze i nie przypiera do muru. Burmistrz nie musi się
tłumaczyć, może snuć nieskrępowany swoją opowieść o mieście. Jest sprawą
dyskusyjną, na ile jest ona prawdziwa – każdy może sam ocenić.
Na pytanie związane z rozmachem inwestycyjnym,
tj. budową apartamentowców i hoteli burmistrz odpowiada, że plan miejscowy oparty jest o nieaktualne
studium, a pozwolenia na budowę wydaje starostwo. On sam nic nie może, ponieważ
nie ma kompetencji. Jednocześnie
zapomina, że to, jego zdaniem „nieaktualne studium” ciągle obowiązuje,
a w starostwie ma prawo włączać się w proces wydawania pozwoleń na budowę. Jeżeli nie ma ochoty tego robić i narażać się inwestorom, jest to wyłącznie jego własna decyzja.
Burmistrz twierdzi ponadto, że Karpacz obecnie jest dobrze zaopatrzony w
wodę i ma margines bezpieczeństwa. W przeciwieństwie do części mieszkańców
uważa, że w 2018 r. susza miastu nie zaszkodziła. Chce budować nową
oczyszczalnię, a rozwiązanie problemów komunikacyjnych widzi nie w obwodnicy,
ale w rozwiniętej komunikacji publicznej.
W cztery miesiące po wygranych wyborach burmistrz Karpacza nie ma powodów do
radości. Władzę zachował, ale jego pozycja
została nadwerężona i mocno zachwiana, jak nigdy dotąd. Został zmuszony
głosami mieszkańców do podzielenia się władzą z radą. W gruncie rzeczy jest to
sytuacja zdrowa i korzystna, która wyjdzie naszemu miastu tylko na dobre. Na władzę absolutną, związaną z podporządkowaniem sobie rady, w
Karpaczu już miejsca nie ma.