Po raz drugi, w krótkim okresie Karpacz stał się dla całej Polski symbolem bezprawia i
gangsterskich porachunków. W wyemitowanym 4 stycznia odcinku Magazynu Śledczego Telewizji Publicznej powtórzono
niektóre ujęcia z poprzedniego programu. Fakty puszczone w obieg nie są więc całkiem nowe i większość z nas już
o nich słyszała. Jednak przedstawione na szerszym tle wraz z
rodzinno-towarzyskimi powiązaniami sprawiają wrażenie, że mamy u siebie dziki
zachód.
Nie jest żadnym pocieszeniem dla nas, że w Kowarach dzieje się podobnie.
Z pokazanego materiału wynika, że nawet zamontowanie kamer i posiadanie nagrań
nie chroni dobytku przed przestępcami. Lokalna policja i prokuratura razem z sądami nie potrafią wskazać sprawców umarzając postępowania. Zdaniem jednego
z poszkodowanych „monitoring to tylko złudne bezpieczeństwo”.
W materiale przypomniano, jak z pełnym
zrozumieniem karpaccy radni pochylali
się nad potrzebami „króla deptaka” i
spełniali jego życzenia. Jak lekko i łatwo deptali prawo dla „Piekielnej”. A gdzieś w tle
błąkała się sprawa pożyczki dla jednego z nich… Wspomniano też o założonym niedawno Stowarzyszeniu „Nasz Karpacz”, z medialnym Arturem Domańskim
na czele. Dobrze, że na stronie internetowej inicjatorzy zaznaczyli, że
„organizacja działa zgodnie z porządkiem prawnym panującym na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej”, bo jeszcze ktoś by nie uwierzył…
Statut „Naszego Karpacza” zawiera parę
szczytnych, ale nie do końca jasnych celów działania. Na przykład: ”umożliwienie członkom stowarzyszenia samorealizacji przez intelektualne
oddziaływanie na postawy w
przedmiocie przedsiębiorczości”… oraz „upowszechnienie etosu pracy i sukcesu”. Niewątpliwym sukcesem organizacji jest nie tylko posiadanie
wśród radnych swoich zwolenników, ale też sprzymierzenie się z nią przewodniczącego rady. Wobec tego rodzi się pytanie: czy taka sytuacja służy naszemu miastu?
Zestawiając powyższe fakty można zauważyć, że podwójne standardy dla niektórych radnych i
przedsiębiorców nie są niczym nowym, a słowo „etos” niejedno ma imię…
Pozostaje mieć nadzieję, że różnymi nieciekawymi zdarzeniami w Karpaczu i
okolicy zajmą się przedstawiciele władz spoza lokalnych układów. Jak wyraźnie było
widać w programie, samo miasto sobie z nimi nie radzi.
Jeżeli nie otrzymamy
pomocy, będziemy musieli pogodzić się z faktem, że jest to „nasza rzecz”,
„nasza sprawa” albo tłumacząc na włoski -
„cosa nostra”.