Znowu,
jak bumerang wraca sprawa zagospodarowania miejsca, w którym niegdyś
mieściło się Muzeum Zabawek. Po raz n-ty na sesji toczył się publiczny spór o
lokal położony w Karpaczu Górnym, przy ul. Karkonoskiej 5. Pomieszczenie stoi
puste od czasu oddania do użytku dworca
kolejowego w nowej szacie. To w nim znalazło muzeum swoje nowe lokum.
Przez
kilka lat, ani burmistrz, ani radni nie potrafili określić, co tam ma być.
Toczyli jałowe dyskusje, a miejsce niszczało. Pomysł na dom kultury (i wiele
innych pomysłów) odrzucono. Wreszcie znalazło się dwóch chętnych na dzierżawę i
ponownie zrobił się problem. Jak można się było przekonać i zobaczyć na własne
oczy, chyba pojawił się o jeden chętny
za dużo. Nie można sobie inaczej wytłumaczyć
tej dziwacznej wymiany zdań i jeszcze bardziej dziwacznego głosowania za
odrzuceniem uchwały.
A było tak: Czterech radnych złożyło projekt uchwały w sprawie dzierżawy
na miesiąc przed sesją. Potem nanieśli poprawki (w terminie), które w praktyce
oznaczały doprecyzowanie uchwały ( że chodzi o dzierżawę lokalu, a nie gruntu
). Przewodnicząca Rady, na samym początku głosowania projektów uchwał
zaznaczyła, że projekt ma błędy formalne.
Nie było pisma przewodniego po naniesieniu poprawek, a to, że sam projektodawca, radny
Tobiasz Frytz złożył poprawiony projekt, wcale, jej zdaniem, nie oznaczało, że
on się pod tym podpisuje. Wprawdzie na
sesji było trzech radnych popierających zmiany, ale ponieważ zabrakło
czwartego, projekt należało, według przewodniczącej odrzucić.
Miejski
prawnik zaakceptował projekt uchwały pod względem formalno-prawnym i wcale
jednoznacznie nie określił, że ma on istotne braki, przemawiające za
odrzuceniem go. Radny Stanek zaproponował, żeby projekt przenieść na koniec
głosowań, bo za chwilę pojawi się Tobiasz Frytz i osobiście potwierdzi zmiany w
uchwale, tak jak zrobili to pozostali trzej inicjatorzy.
Przewodnicząca Walczak była nieugięta. Złożyła wniosek o odrzucenie i
mimo że pojawił się akurat radny Frytz, kontynuowała głosowanie. Srogo się
zawiodła: poparła ją tylko radna Seweryn! Nawet radny Wesołowski nie udzielił jej
poparcia tylko wstrzymał się od głosu, mimo że wspólnie obawiali się ciągania
na policję i próbowali w to wmieszać radnego Kubika. Zabrakło, zdaniem Tomasza
Dobieckiego trochę dobrej woli i rozmowy z radnymi, a przecież był na to czas.
Pozostało
wrażenie, że na zapleczu całej sprawy
dzieją się niejasne i niepokojące historie.
Stąd najprawdopodobniej wzięło się tyle emocji, razem z niewybrednymi uwagami
rzucanymi na oślep. Trzeba mieć nadzieję, że cała procedura związana z wyborem
dzierżawcy będzie toczyła się przy
otwartej kurtynie.