piątek, 16 czerwca 2017

Stare jak nowe – bezpartyjni samorządowcy


    Warto przeczytać na stronie samorządowej „Wspólnota” rozmowę z prezydentem Lubina Robertem Raczyńskim, który przy pomocy szyldu „bezpartyjni” próbuje zaktywizować samorządowców z Dolnego Śląska. Nie dlatego, że proponuje coś świeżego i odkrywczego, jakąś nową ideę. Wręcz przeciwnie – pomysł, jaki przedstawia jest stary jak świat. To znaczy: wymyślić nowe, chwytliwe hasło, dorzucić parę komunałów i skupić starych działaczy pod swoimi skrzydłami. A z tak skompletowaną drużyną ruszyć do boju po władzę.

  Ciekawa jest w tym wywiadzie skala manipulacji, łatwość żonglowania faktami, epatowania przykładami i posługiwanie się czystą demagogią. Może jest to jakiś sposób na zdobycie poklasku, ale nieładnie pachnie. Kiedy czyta się polityczną przeszłość bohatera artykułu, to widać, że uczestniczył w najrozmaitszych zespołach i przyklejał się do różnych osób. Czy taka osoba może być wiarygodna?

  Nie wiadomo do końca, z jakich powodów nie zagrzał nigdzie dłużej miejsca. Może świadomość, że jest jednym z wielu i że mało co od niego zależy była impulsem do wyjścia przed szereg?  W każdym razie jest jasne, że ma zamiar wypłynąć na szerokie wody polityki lokalnej ( w pierwszym etapie ) i zrobić z wysłużonych samorządowych i partyjnych wyjadaczy nową siłę polityczną.

  Co proponuje Robert Raczyński? Przedstawia się jako wróg partii politycznych i prezentując ugrupowanie „Bezpartyjni” stawia na decentralizację, odbiurokratyzowanie, uproszczenie systemu podatkowego i bezpośrednie wybory do wszystkich szczebli samorządu. Jest przekonany, „że społeczeństwo, jeżeli umożliwić mu działanie, samo rozwiąże lokalne problemy”. Że „kolejne rządy centralne w źle rozumianej walce z korupcją i przekrętami zniszczyły samorządność i samo organizowanie się obywateli”. Bo „dla nich ważniejsza jest kontrola niż organizacja obywatelska”.    I ciągnie dalej „My się tym różnimy od partii, że dla nas znacznie istotniejsza jest aktywność ludzi niż ich kontrolowanie”.

                 Być może ta inicjatywa dla przegranych i opuszczonych działaczy jest atrakcyjna oraz takich, co  z uczciwością są na bakier. Może też przyciągać tych, którzy otrzymali stanowiska i wygrali wybory z poparciem partii, a w tej chwili nie opłaca im się z nimi utożsamiać. Jest tylko małe ostrzeżenie dla lokalnych działaczy: Raczyński proponuje zlikwidować powiaty, a już teraz w powiecie lubińskim wszyscy członkowie zarządu pracują społecznie. Gdzie się wtedy podzieją rodziny i znajomi samorządowców i z czego się utrzymają? Chyba że jest to kolejna deklaracja bez pokrycia i na wyrost. To przecież nie od Raczyńskiego i jego ugrupowania będzie zależało istnienie powiatów.

                Bardzo znajomo brzmią te „nowe” samorządowe propozycje. To wszystko już przecież było. Chociaż nie, jednak nie wszystko. Słowa „od dziesięciu lat głoszę, że obecna forma państwa się wyczerpuje. Polaków czeka rewolucja” brzmią i śmieszno i straszno.
                Ilu znajdzie się tych, co się na taką „samorządową rewolucję” znowu nabiorą?