Wczoraj przedstawiciele „bezpartyjnych”
złożyli na ręce Marszałka Sejmu propozycję zmian w Kodeksie Wyborczym i projekt
ustawy „ Stop partiom politycznym w samorządach”. Inicjatorzy chcą aby partie
polityczne i ich koalicje nie mogły przedstawiać swoich kandydatów w wyborach
do rad gmin i na stanowiska wójtów,
burmistrzów i prezydentów miast. Akceptują tylko „partyjne” wybory do rad powiatów i sejmiku.
„Bezpartyjnych” złości, że partie są na uprzywilejowanej pozycji w
stosunku do lokalnych komitetów wyborczych. Kandydaci na radnych, czy
burmistrzów z komitetów partyjnych mogą korzystać z lokali, funduszy wyborczych,
pomocy członków partii, w przeciwieństwie do niezrzeszonych kandydatów. Chodzi
więc o wyrównanie szans. Istniejąca asymetria
między komitetami wyborców a komitetami partyjnymi powoduje gorszą pozycję startową
dla małych i mało znanych lokalnych komitetów.
Widoczne jest, że ta inicjatywa obliczona jest na powstanie dużego, może
nawet ogólnopolskiego ruchu dla zagrożonych
utratą władzy samorządowców. Sejmowa
procedura wymaga, aby projekt ustawy podpisało 100 tys. osób – będzie więc okazja
do nagłośnienia projektu, „pokazania się” niektórych osób i zrobienia sobie szerokiej reklamy.
Czy pomysł na „bezpartyjnych” przekona wyborców nie jest pewne. Pewne jest za to, że Karpacza nie dotyczy, przynajmniej na razie. W naszym
mieście partyjny komitet wyborczy organizowało przed laty SLD. Później nawet to
ugrupowanie wybierało ukrycie się pod
inną, mniej rzucającą się w oczy wywieszką. Znacznie bezpieczniejsze okazywały
się nudne i nic nie mówiące nazwy typu „ Nasze Miasto Karpacz”, bo mieszkańcy i
tak zwracali uwagę na nazwiska, a nie na szyldy.
Za to w wyborach „powiatowych” i do
sejmiku Karpaczanie będą mieć „bezpartyjnych”,
przefarbowanych któryś już raz. Na początek wakacji nie
zaszkodzi przypomnieć im, z wypisów
szkolnych cytatu z Wesela: Mąć tę narodową kadź, serce
truj, głowę trać.