Budżet partycypacyjny ( albo
inaczej obywatelski) działa w Karpaczu już kilka lat. Po raz drugi z jesiennym
terminem składania wniosków. W tym roku znowu zmieniono regulamin, po
niedobrych ubiegłorocznych doświadczeniach. Nowe zasady działania budżetu można
znaleźć na stronie miasta. W piątek, 30
września upływa czas na składanie propozycji przez mieszkańców. Pozostało jeszcze tylko kilka dni.
Kiedy Karpacz zaczynał wprowadzać
budżet obywatelski był w awangardzie polskich miast. W założeniu budżet miał być szansą na zainteresowanie Karpaczan sprawami miasta.
Miał przełamać obojętność i pozwolić mieszkańcom na podejmowanie ważnych dla nich decyzji. Miasto zobowiązało się
te decyzje ( czyli wybrane projekty ) realizować. Czy to się udało?
Po czterech latach działania
budżetu można powiedzieć: i tak i nie.
Chociaż założenia były szczytne, to już od początku było widać rysujące się
zagrożenia. Podejmowane próby wpływu na
wybranie odpowiednich projektów poprzez rządzącą miastem poprzednią ekipę podważały
sens budżetu. Nieprzemyślane zebrania informacyjne powodowały, że sale świeciły
pustkami. Mimo tego, w pierwszych trzech
latach liczba uczestników spotkań, na których wybierano projekt,
wzrastała.
Klapa nastąpiła w
ubiegłym roku. Frekwencja znacząco spadła, a niedopracowany regulamin spowodował, że
krytyce budżetu nie było końca. Możliwe, że w tym roku, z nowymi zasadami
będzie lepiej. To jednak wcale nie znaczy, że będzie dobrze. Po macoszemu potraktowano informowanie mieszkańców
o tym, jak funkcjonuje budżet.
Zamiast pokazywać zainteresowanym zasady działania i dobrze zorganizować
spotkania, skreślono je całkowicie.
Oparto się wyłącznie na suchym przekazie internetowym. To za mało!
Sprawami publicznymi w największym stopniu interesują się ludzie dojrzali i
bardzo dojrzali. Spora część z nich na
strony internetowe miasta wcale nie zagląda. Niektórzy nie potrafią nawet obsługiwać
komputera, a mają cenne spostrzeżenia i doświadczenie, które można by
wykorzystać.
Nowa ekipa zarządzająca miastem od
dwóch lat nie potrafi sobie poradzić z
komunikacją społeczną. Nie umie ( i chyba nie chce) rozmawiać z mieszkańcami.
Robi uniki, dystansuje się i patrzy na lokalną społeczność z góry. Nie trzeba
być prorokiem, żeby wiedzieć, że takie postępowanie może skończyć się tylko w
jeden sposób: katastrofą.