Tylu zapewnień o tym, że podejmowana uchwała nic nie zmienia, jeszcze
na żadnej sesji
nie było! Padały stwierdzenia typu „podjęcie uchwały jest obowiązkiem”, „niepodjęcie uchwały blokuje nam wszystko”, „my nie zmieniamy nic tą uchwałą”. Bardzo dziwne: skoro „nic nie zmieniamy” to dlaczego „blokuje nam wszystko”? Wyglądało to tak, jakby przyjęcie uchwały było obligatoryjne dla obecnych na sesji radnych, ale nikt nie użył tego sformułowania…
nie było! Padały stwierdzenia typu „podjęcie uchwały jest obowiązkiem”, „niepodjęcie uchwały blokuje nam wszystko”, „my nie zmieniamy nic tą uchwałą”. Bardzo dziwne: skoro „nic nie zmieniamy” to dlaczego „blokuje nam wszystko”? Wyglądało to tak, jakby przyjęcie uchwały było obligatoryjne dla obecnych na sesji radnych, ale nikt nie użył tego sformułowania…
Głównym
punktem kwietniowej sesji była uchwała w
sprawie aktualności Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania
przestrzennego oraz aktualności miejscowych planów zagospodarowania
przestrzennego. Pan z biura planowania,
przewodnicząca rady i burmistrz prześcigali się w zapewnieniach, jak bardzo
nieaktualne jest studium i plany miejscowe. Z przekonaniem mówili o
niezbędności aktualizacji. Powoływali się na znowelizowaną ustawę o
planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.
Przedstawicielom biura nie ma się co dziwić: wykonali opracowanie zgodnie z zamówieniem.
Wprawdzie okazało się, że jego część jest powieleniem innego, starego projektu ,
ale co tam – nikt nie będzie o to kruszyć kopii. Odnalazła się też brakująca
opinia komisji urbanistyczno-architektonicznej.
Zdziwienie natomiast budzi postawa
przewodniczącej rady i burmistrza. Ich wypowiedzi sugerowały, że bez przyjęcia
uchwały Karpacz popadnie w kłopoty.
Tymczasem ani studium, ani plany miejscowe nie mają określonego terminu
przydatności do użycia. Obowiązują nadal
i nie utrudniają przeprowadzenia najistotniejszych inwestycji w mieście. Chyba,
że chodzi o jakieś inne dalekosiężne plany, których ogółowi mieszkańców jeszcze
nie przedstawiono.
Na pytanie przewodniczącej rady „co będzie, jak nie przyjmiemy uchwały?” odpowiedział,
dosyć enigmatycznie przedstawiciel z
biura planowania. Stwierdził, że „trudno
mi powiedzieć, nie jestem prawnikiem, ale jak nie podejmiemy uchwały, to
wojewoda w rozstrzygnięciu nadzorczym może uchylić cały plan”.
Radny Grzegorz Kubik przedstawiając swoją
ocenę aktualizacji mocno podkreślał, że jest podstawą do daleko idących zmian w
zagospodarowaniu przestrzennym miasta. Zaznaczał, że w ustawie jest mowa o celowości
aktualizacji, a nie o obowiązku jej przyjęcia. Mówił m.in., że jej podjęcie
otworzy drogę do likwidacji terenów zielonych Karpacza i przeznaczeniu ich pod
zabudowę. Aktualizacja, jego zdaniem to
pierwszy krok i uzasadnienie do dalszych
zmian, będących na rękę inwestorom. Był jedyną osobą, która widziała związek aktualizacji studium i planów z
przyszłością. Wskazał, że jej skutki
mogą być zagrożeniem dla miasta.
Inne osoby skupiały się wyłącznie
na aktualizacji, jak na czymś, co odnosi
się tylko do przeszłości. Tak, jakby
nie rodziła żadnych następstw. Prawnik urzędu nazwał nawet dyskusję o konsekwencjach
aktualizacji, falstartem.
Jedynie
bardzo gorąca atmosfera sesji, pełna emocji, uszczypliwości i podniesionych
głosów wskazywała, że przyjęcie uchwały nie było zwykłą formalnością. Mimo że wypowiadał się w tej sprawie tylko
jeden radny. Reszta przedstawicieli mieszkańców milczała jak grób. Nie miała
nic do powiedzenia? A może przyjęła, bez zastrzeżeń argumenty tylu szacownych
osób? Tego ostatniego wyjaśnienia trzeba się trzymać. W przeciwnym razie, przychodzi
na myśl fragment wiersza z czasów
szkolnych:
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Na dwunastu obecnych radnych, za uchwałą głosowało dziesięciu, przeciw
był jeden i jeden wstrzymał się od głosu.