Próby przenoszenia przez Przewodniczącą wszelkich dyskusji, tematów oraz pytań z sesji do komisji zaczynają się nasilać i przybierać groteskowe kształty. Począwszy od listopada, na każdej sesji po kilka razy słychać, że temat był już dokładnie omawiany na komisjach, albo żeby był na nich rozpatrywany.
W tragikomedię zamieniło się sprawozdanie Przewodniczącej Rady Miejskiej z działalności międzysesyjnej w styczniu. Pani Przewodnicząca zrezygnowała z przedstawienia na sesji, czego dokonała w ostatnim miesiącu. W zamian oświadczyła, że informację już przekazała radnym. Czy w takim razie, nie lepiej było pominąć ten punkt, jak wcześniej nie raz bywało? A nie pozwalać na żarty i domysły, że przebywała gdzieś z tajną misją, albo ma problemy ze zdrowiem? Wypadło to, delikatnie mówiąc, nieprofesjonalnie.
Być może Przewodnicząca nie pamiętała, że transmisję sesji oglądają mieszkańcy, którzy mają prawo dowiedzieć się, jak pracowały i jakie decyzje podjęły władze Karpacza przez ostatni miesiąc. Nagrania z posiedzeń są formą udostępniania informacji publicznej i ograniczanie jej przez utrącanie ważnych tematów jest niedopuszczalne. Dodatkowo rodzą się podejrzenia, że w mieście musi się naprawdę źle dziać, skoro zamyka się usta osobom, które stawiają niewygodne pytania.
Większość radnych na sesji milczy, a ich aktywność ogranicza się do naciśnięcia przycisku w czasie głosowania. Zaledwie kilku z nich zabiera głos i na ogół mówią do rzeczy, czasem dłużej, czasem krócej. Kłopoty z utrzymaniem czasu w ryzach ma jedynie dwóch: radny Czerniak i radny Pajdzik. Niekiedy można odnieść wrażenie, że rywalizują ze sobą o to, który wypowie więcej słów. Obydwaj aż się proszą o stanowczą reakcję Przewodniczącej, a nie łagodne napomnienia.
Radny ma służyć mieszkańcom, również na sesji, poprzez pytania i rozmowę o sprawach miasta. Nie jest tylko maszynką do głosowania. Pani Przewodnicząca chyba o tym zapomniała.