Nie tylko z Kutnem nasze miasto ma pewne cechy wspólne. Znacznie bliżej Karpaczowi do Sopotu i jego problemów, bo obydwa miasta przyciągają niezliczone rzesze turystów. Za tysiącami osób szukających wypoczynku podążają setki osób szukających zarobku i dwa kurorty próbują wyjść im naprzeciw. A że dzieje się to w sposób samobójczy, to już mało kogo obchodzi.
Dwa tygodnie temu, - 6 maja - głównym bohaterem Magazynu Śledczego Anity Gargas były sopockie plaże. Są one gminną własnością, ale niebawem mogą zostać podzielone na małe prywatne enklawy, a spacery wzdłuż brzegu morza będą mocno utrudnione. Przyczynami są decyzje władz i niepohamowane chęci zysku tzw. inwestorów. Prywatyzacja plaż odbywała się stopniowo, na przestrzeni wielu lat, prawie niezauważalnie. Najpierw była zgoda na dzierżawę i na tylko sezonową zabudowę dla potrzeb gastronomii. Później pozwolono na wieloletnią dzierżawę i budowę na plaży stałych obiektów. A teraz gra się toczy o rozbudowę trwałych kompleksów usługowych i możliwość przejścia fragmentów plaży na zawsze w ręce prywatne. TUTAJ
W Sopocie już nie ma dzikich plaż, bo ważniejsze są ulokowane na nich smażalnie, restauracje z zapleczem hotelowym i bary z ogródkami dla gości. W Karpaczu nadmorskich plaż nigdy nie było, ale wciąż jest sporo naturalnej zieleni i dzikich łąk, również w rękach gminy. Czy podzielą one los sopockich plaż?