W mękach i z dużym bólem przebiegła wirtualna dyskusja publiczna nad studium dla Karpacza. Problem mieli mieszkańcy, którzy z opóźnieniem otrzymywali linki wraz z kodami, a potem nie mogli się zalogować i pokonywali tor przeszkód, zanim trafili na wizję. Wielu z nich zniechęcił dosyć skomplikowany program i poddawali się po paru próbach, rezygnując z uczestnictwa. Problem mieli też organizatorzy, którzy sądzili, że łatwo i szybko odfajkują następny etap studium, a tymczasem natrafili na duży opór - projekt został poddany miażdżącej krytyce.
Początek przebiegał klasycznie: najpierw przydługie wystąpienia Burmistrza i projektanta niosące nudę i zmęczenie, a później rozmienianie tematów na drobne i staranne omijanie istoty rzeczy. Uczestnicy jednak byli czujni, uśpić się nie dali, a jeden z nich zaczął nawet powątpiewać w kwalifikacje urbanisty uważając, że człowiek z wyższym wykształceniem nie mógłby zrobić tylu błędów i przygotować tak złych rozwiązań.
W toku dyskusji wskazywano, że projekt jest katastrofalny dla miasta, wcale nie chroni Karpacza przed deweloperską zachłannością, a hasło „zieleń urządzona”, ukrywa przed okiem opinii publicznej nową zabudowę. Kiedy większość uważała, że projekt w całości trzeba odrzucić albo zmienić gruntownie jego zapisy tylko jeden „świadomy obywatel” mnożył wątpliwości, snuł obawy przed wypłatą odszkodowań i swoją propozycją próbował „ratować” inwestorów. Reszta dyskutantów nie zostawiła suchej nitki na projekcie.
Gdy radny Kubik zabrał głos i punkt po
punkcie wskazywał wyjątkowo celnie zapisy w studium szkodzące miastu, nikt nie
spodziewał się, że będzie to ostatni głos w dyskusji. Burmistrz Karpacza postanowił szybko zamknąć spotkanie, zanim osłupiali
uczestnicy zdążyli zareagować. Przy okazji obraził jeszcze część mieszkańców miasta. Czego się obawiał?
Kto nie zdążył odsłuchać dyskusji w piątek wieczorem, następnego dnia już nie miał na to szans. Nagranie gdzieś się zapodziało i dopiero po dłuższych poszukiwaniach bardziej dociekliwi znajdowali czarny prostokąt z adnotacją w środku: „Film prywatny, zaloguj się, jeśli masz dostęp do tego filmu”. A na samym dole napisano: „Ten film jest prywatny. Zaloguj się, by sprawdzić, czy możesz go obejrzeć”. O co tu chodzi? Kto się w Karpaczu boi prawdy?
Zdaje się, że zamiast nagrania z dyskusji publicznej znacznie łatwiej będzie odszukać znany wszystkim wierszyk z dzieciństwa, który ma pewne analogie z tym, co się w piątek wydarzyło. Zaczyna się tak: „Pewna kwoka traktowała świat z wysoka”, a kończy zdaniem: „Trudno…wszyscy się wynoście – no i poszli sobie goście”.