Tytułowe przysłowie każdy zna i
jego znaczenie może sobie łatwo odczytać. Odnosi się ono do nadzwyczajnej sesji absolutoryjnej, która się
nie odbyła. Burmistrz, w materiale filmowym „Strimeo” zamieszczonym na Facebooku
3 lipca, straszył radnych Wojewodą i Wojewódzkim
Sądem Administracyjnym, ale chyba tylko dlatego, że nie zdążył jeszcze wtedy porozmawiać z gminnym prawnikiem. A może,
jako zatroskany niezwyczajną sytuacją gospodarz miasta, chciał wywrzeć na oglądających
filmik lepsze wrażenie.
Sądząc po zdenerwowaniu,
które widać na wizji, Burmistrz wciąż nie mógł sobie poradzić ze skalą
klęski i upokorzenia, jakie go spotkały. Tak wszystko świetnie zostało
policzone, zważone i zmierzone, a tu … niewypał. Zapowiadał buńczucznie nową
sesje nadzwyczajną, dziwnie tłumacząc termin wcześniej ustalony na sierpień, że to
sezon turystyczny, a nie czas na obrady.
Zapomniał chyba, że w ostatnim tygodniu sierpnia, kiedy wakacje się kończą,
sesja odbywa się zwyczajowo i jakoś nigdy dotychczas przeciwko temu nie
oponowano. Wtórowała mu do taktu nowa radna Kościsz, przejęta losem mieszkańców,
którzy poświęcili swój czas przed komputerami…
dosyć zabawnie to brzmiało.
Faktycznie, podobnej sytuacji jeszcze w gminie nie było, żeby radni tak
zaskoczyli burmistrza, a on był zupełnie bezbronny. Do tej pory, to on
wychodził zwycięsko z wielu głosowań,
stosując różnorodne metody przekonywania
radnych.
Ciekawe
były także relacje medialne o całym zdarzeniu: Strimeo i Radio Wrocław w
audycji z 5 lipca próbowały zachować
obiektywizm. Natomiast portal „Jelonka”, który najczęściej pierwszy podaje wydarzenia
z Karpacza, tym razem nabrał wody w usta. Mija już dziesięć dni, ale
informacja, w której nie można, jak zawsze pochwalić Burmistrza, jakoś się nie
przebiła. Pisano za to o organizowanym referendum, żeby odwołać wójta z
absolutorium w sąsiednim Podgórzynie. Po co psuć sielankowy, sztucznie wykreowany
obrazek szczęśliwego miasta pod Śnieżką…