wtorek, 24 września 2019

Martwe sesje


    "Raz, dwa, bum, bum, bum, mój mikrofon działa, słychać normalnie" powtarzał na początku sesji w sierpniu przewodniczący rady miasta. A potem na ekranie pojawiły się baloniki.  Po przejściowych trudnościach sesja potoczyła się utartym biegiem. Ale w trakcie jej trwania wrócono  do tematu bardzo częstych zakłóceń transmisji obrad.

     W przeddzień nowego posiedzenia rady  wskazane jest przypomnieć, że od prawie roku, od nowej kadencji problemy z odbiorem są  praktycznie na każdej sesji.  Najpierw wydawało się, że to radni mają kłopoty z uruchamianiem mikrofonów. Teraz, kiedy prawie wszyscy, z małymi wyjątkami nauczyli się, jak to działa trudno zrzucać winę na  radnych. Nie wiadomo, czy sprzęt jest kiepski, czy obsługa zawodzi. Może tym razem, ktoś z fachowców sprawę wyjaśni, a kłopoty wreszcie znikną.

    Drugim problemem jest sposób przekazu – wygląda to tak, jakby tylko stół prezydialny i trzy głowy brały udział w obradach. Od czasu do czasu kamera pokazuje pojedyncze twarze radnych, którzy zabierają głos, ale wcale nie widać pozostałych osób. Milczących radnych zastąpiły plansze z nazwiskami.  Cieszy, że władze miasta przypomniały sobie o herbie Karpacza i obficie go wykorzystują na ekranie, zarówno na początku, jak i  w czasie  przerw . Niestety, powoduje to, że sesja jest bez życia, nudna i mdła, jak potrawy bez przypraw.  Nie wiadomo też, ile osób obserwuje sesje, a ile ogląda na bieżąco transmisje online – te dane zrobiły się tajne?

   Szkoda, że zrezygnowano z poprzedniego systemu przekazu – kamera pokazująca całą salę powodowała, że można  było poczuć się uczestnikiem obrad. Brakowało wprawdzie przybliżeń twarzy dyskutantów, ale sesja była pełna życia i emocji. Teraz  zamiast zwrotów akcji serwuje się bezwład i monotonię.

   Jeszcze jeden techniczny problem pojawił się przed miesiącem – komisja budżetu pilnie potrzebuje rzecznika prasowego, który wyręczy przewodniczącego w czytaniu…