Przed rokiem patronem Karpacza został Św.
Wawrzyniec. Odbyła się wtedy piękna, podniosła
uroczystość z godną oprawą.
W tym roku, 11 sierpnia stanął w parku przy
ul. Mickiewicza rząd jasnych namiotów, a przed nimi ustawiono scenę. W niektórych namiotach dzieci kolorowały
obrazki, w pobliżu kilka pań w podkoszulkach z napisem „wolontariat” prowadziło loterię fantową. W innych sprzedawano
miody, syropy, bransoletki, naszyjniki i tym podobne świecidełka, a nawet obrazki
namalowane na liściach. Stało sporo figurek drewnianych, choinek i szopek na Boże Narodzenie – tylko Świętego
Wawrzyńca nigdzie nie można było znaleźć.
Właściwie nie wiadomo było, co to za
impreza. Niektóre namioty opatrzono logiem Karpacza, ale na żadnym nie znalazła się
informacja, z jakiej okazji zorganizowano ten festyn. Zabrakło baneru nad
namiotami lub nad sceną, nie mówiąc już o billboardzie. Wyglądało to tak, jakby miasto wstydliwie chowało Św. Wawrzyńca gdzieś
na boku.
Bogata oprawa muzyczno – taneczna
przyciągała turystów, ale czy byli oni w
stanie zorientować się, dlaczego odbywają się te występy? Powstało niejasne wrażenie, że Św. Wawrzyniec
z jakiegoś bliżej niewytłumaczalnego powodu popadł w Karpaczu w niełaskę.
Być może jedna z przyczyn dotyczyła
sposobu zorganizowania jarmarku. Napisała o nim jelonka.com w artykule, którego
tytuł „Rodzinne święto Karpacza” również nie kojarzył się ze Św. Wawrzyńcem TUTAJ. Za to z tekstu wynikało, że pomysłodawcą imprezy był Ryszard Kiełek.
Aż się prosi, żeby wrócić do źródeł: do wydarzeń, idei i pomysłów sprzed roku. Po to, żeby duch Świętego Wawrzyńca nie
musiał się tułać po zakamarkach, ani przemykać opłotkami Karpacza. Powinno to
być święto miasta, którym szczycą się mieszkańcy i biorą w nim gromadnie
udział. Wolontariat w Karpaczu jest bardzo potrzebny, wręcz na wagę złota –
wolontariat szczery, prawdziwy, zaangażowany, nie na pokaz…