Nie milkną echa ostatnich sesji przedwakacyjnych w Karpaczu i
w Szklarskiej Porębie. Burmistrz Karpacza
uzyskał wotum zaufania ze słabym
wynikiem, ale zachował twarz. Burmistrz Szklarskiej Poręby przegrał z kretesem.
W Karpaczu radni w trakcie debaty nie
zostawili suchej nitki na raporcie o stanie miasta. Podawali cały szereg
przykładów niegospodarności w zarządzaniu gminą. Jednym z nich było przeznaczenie środków na zakup trzeciego
samochodu za grubo ponad sto tysięcy złotych
w sytuacji, gdy nie było za co dokonać wymiany oświetlenia ulic w centrum. Innym, budowa stadionu na skalę
przekraczającą możliwości Karpacza – zaciągnięte
kredyty w końcu trzeba będzie spłacać, a koszty utrzymania obiektu spadną na
barki mieszkańców. Wciąż nie wiadomo, jaka będzie ich ostateczna wysokość, ile
złotówek miesięcznie dołoży miasto ze
swojego budżetu. Wiadomo natomiast, że zapowiadane koszty w wysokości 2 tys. zł
można między bajki włożyć. Gdy burmistrz chwalił się wyremontowaniem ulicy Sikorskiego,
jeden z radnych mówił o fatalnie wykonanych pracach - wysokich krawężnikach z obu stron, które
spowodowały zwężenie jezdni i uniemożliwiły mijanie się pojazdów.
Krytyka poczynań burmistrza nie przełożyła
się jednak na wynik głosowania. Siedmiu
radnych głosowało przeciw udzieleniu wotum, a ośmiu – za. Zupełnie inaczej
było w Szklarskiej Porębie. Tam ośmiu radnych wstrzymało się od głosu, a
siedmiu radnych głosowało za udzieleniem wotum.
Radni Szklarskiej zachowali się bardziej
wstrzemięźliwie, ale uzyskali lepszy efekt – pozycja burmistrza została
zachwiana. Nieudzielenie wotum w przyszłym roku spowoduje referendum, a jego rezultat może wywrócić wynik ubiegłorocznych
wyborów.
Dzisiaj radni Szklarskiej Poręby tłumaczą się i wydają oświadczenia, że
nie chodziło im wcale o referendum – pisze o tym jelonka.com: TUTAJ. Brzmi to zastanawiająco i lekko niepoważnie –
nie mają odwagi przyjąć krytyki? Radni
Karpacza mają za to inny problem – odwagi im nie brakuje, ale mają za mało
głosów. Kto zastąpi radnego, który w chwili próby zawiódł?