środa, 31 lipca 2019

Tęsknota za Gołębiewskim


    Walczy z apartamentowcami, ale o Hotel Gołębiewski bardzo zabiegał i do dzisiaj żałuje, że się nie udało. Wini za to nie Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska, ale lokalny układ.   Mówi tak:

 „ Mieliśmy nadzieję, że zadziała u nas mechanizm zaobserwowany w innych miastach, w których ten inwestor postawił hotele. One pracują pełną parą cały rok, generują bardzo duży ruch, promują siebie i najbliższą okolicę. Na baseny w hotelach odpłatny wstęp mają też osoby z zewnątrz, a więc turyści nocujący w pensjonatach. Z kolei goście Gołębiewskiego szukają w okolicy lokalnych knajpek, w których mogą spędzić czas, a to napędza rozwój gastronomii. Tak jest w Mikołajkach, tak jest w Wiśle. Kiedy trwały rozmowy z Tadeuszem Gołębiewskim, byłem przekonany, że złapałem Pana Boga za nogi. Wpływy z działalności tego hotelu do kasy miasta szacowałem na 6 mln zł rocznie, podczas gdy nasz budżet wynosił 20 mln zł".

   To są słowa Andrzeja Strzechmińskiego, burmistrza Łeby, którego wywiad ukazał się przed tygodniem w internetowym wydaniu „Wspólnoty”.  W maju bieżącego roku, ten urodzony w Świdnicy samorządowiec otrzymał z rąk Prezydenta RP złoty Krzyż Zasługi, w uznaniu jego działań na rzecz lokalnej społeczności. 

    Cały wywiad jest bardzo ciekawy i warty przeczytania, chociażby dlatego, że problemy Karpacza i Łeby, miast opartych na turystyce są podobne. TUTAJ  Burmistrz stara się chronić miasto przed deweloperką, pokazuje, że Łeba z tego rodzaju inwestorów praktycznie nie ma korzyści, ale nawet nie wie, jakim jest szczęściarzem, że hotel moloch u niego nie powstanie.   Kompletnie nie widzi zagrożeń związanych z budową olbrzymiego obiektu, na przykład takich, że maleńka miejscowość, jeszcze mniejsza od Karpacza  będzie całkiem zależna od  wielkiego inwestora. Czy on naprawdę na poważnie mówi o tym, jak  „Gołębiewski” będzie napędzał rozwój knajpek w  mieście?  

  W bieżącym roku nasi radni odwiedzili Zakopane, żeby zobaczyć na miejscu przeszkody w rozwoju tatrzańskiego miasta, a dobre praktyki przenieść pod Śnieżkę.  Może w przyszłym, odwiedzą Łebę albo zaproszą radnych znad morza i pokażą im, jak „Gołębiewski” zmienił nasze miasto…



poniedziałek, 29 lipca 2019

Stadion: resztówki czy niewygasy?


    Stadionowy szum informacyjny   na ostatniej sesji nadzwyczajnej był tak duży, że radni pogubili się - łącznie z burmistrzem. Istotne wiadomości znikały w chaosie i mało kto potrafił je wyodrębnić, a potem  poukładać w spójną całość.  Jeżeli rada miała kłopoty ze zrozumieniem  zmian w prognozie finansowej i budżecie, to jak mieli pojąć poprawki mieszkańcy oglądający sesję? Aż się prosi, żeby wrócić do tematu na następnych posiedzeniach.

  Pani skarbnik przedstawiła na początek zwięzłą informację o zmianach: dochody miasta zwiększą się o ponad 3 mln zł, wydatki o ok. 5 mln, a deficyt wzrośnie o ok. 1,5 mln zł.

   Pierwszym omawianym punktem i nowym przedsięwzięciem  była wymiana oświetlenia ulicznego. Prace podzielono na trzy lata i trzy etapy, a istotne informacje umieszczono już w Biuletynie Informacji Publicznej.   Wprowadzenie tych zmian było chyba ukłonem w stronę  radnych, którzy w imieniu mieszkańców wielokrotnie postulowali i przypominali o konieczności tych prac. To przedsięwzięcie nie wzbudziło żadnych emocji i zastrzeżeń.

   Dopiero drugi punkt, czyli finansowanie prac na stadionie wywołał falę pytań i komentarzy radnych. Staranie się o dodatkowe 2 mln zł dofinansowania z Ministerstwa Sportu i  zachowanie 1,1 mln zł ze środków, których nie wydano w czerwcu podniosło temperaturę sesji. Radni mocno podkreślali brak dostępu do istotnych dokumentów na posiedzeniu komisji i wprowadzenie ich przez burmistrza w błąd. Do tego stopnia było gorąco, że pani wiceburmistrz zaczęła odczytywać umowę z urzędem marszałkowskim, czym jeszcze bardziej zagmatwała sprawę.

   Burmistrz bronił się, że dokumentów było bardzo dużo, a czasu wyjątkowo  mało i przeprosił za pomyłkę resztówek z niewygasającymi środkami.  Gdy w końcu radni przegłosowali  zmiany, podziękował im „za rozsądek i odpowiedzialność”. 

   Czy radni, gdy w końcu dostaną i przejrzą umowę z inwestorem wraz z plikiem aneksów nie będą żałować swojej decyzji podjętej „na wiarę”? Czy  te dokumenty zostaną im w ogóle udostępnione? Może jednak  powinny je też przeanalizować  dużo bardziej kompetentne organy…

piątek, 26 lipca 2019

Burza nad stadionem - źle się dzieje w gminie


   Wczoraj, w szczycie sezonu letniego odbyła się niespodziewanie zwołana na wniosek burmistrza  XI Sesja Nadzwyczajna. W programie nie było niczego niezwykłego, zaledwie trzy punkty: jeden z nich dotyczył parkomatów na Zarzeczu, a dwa pozostałe - zmian w wieloletniej prognozie finansowej i budżecie miasta. Te dwa ostatnie punkty, dotyczące głównie finansowania stadionu, rozpętały burzę. Nie zakończyła się ona ożywczym powietrzem i słońcem na niebie. Po burzy został siarkowy zapach, wraz z zaciągniętymi na długie miesiące i lata deszczowymi chmurami - zobowiązaniami.

    Sesja trwała niespecjalnie długo: zaledwie dwie godziny. Warto ją odsłuchać, bo pokazuje jak w soczewce zastanawiające działania gminy i wielką, coraz większą słabość radnych. Rada głosowała w ciemno, bez dostępu do dokumentów, których jej wcześniej kilkakrotnie odmówiono. Została przymuszona do poparcia nagłych zmian w finansach pod groźbą utraty środków   na  budowę stadionu i uległa. Mimo celnych wystąpień  ( z wyjątkiem radnego Czerniaka, który szybko zmiękł  i zapowiedział ostre wystąpienie na sierpień, po fakcie! ) popartych rzeczowymi argumentami, radni nie zdobyli się nawet na odroczenie sesji o kilka dni.   Jedynie radny Pajdzik  wyłamał się głosując przeciw, a wcześniej w dobrym wystąpieniu trafnie podsumował działania burmistrza i całą sytuację. 

    Radni  mieli sporo zastrzeżeń, wskazywali na ciągle rosnące, olbrzymie koszty budowy stadionu sprzeczne z wcześniejszymi deklaracjami i zapowiedziami. Nakłady finansowe mają wzrosnąć do 28 mln zł.  Na pytanie radnego Kubika skierowane do pani skarbnik, czy może się okazać, że nakłady będą jeszcze wyższe, padła odpowiedź twierdząca. Burmistrz szybko próbował przykryć tą wypowiedź słowami w stylu „pragnę państwa uspokoić” zaciemniając jeszcze bardziej i tak już niejasny obraz kosztów.

   Po przerwie, na otarcie łez, na osłodę goryczy porażki przewodniczący rady złożył wniosek o przygotowanie kompletu dokumentów – umowy wraz z aneksami…

  Sesja zakończyła się całkowitą kompromitacją władz miasta: burmistrza, urzędu i rady. Pozornie burmistrz wygrał - przyparł radę do muru i wymusił na niej zgodę na dalsze finansowanie budowy stadionu, bez wyraźnego określenia dotychczasowych kosztów, żonglując liczbami i nie odpowiadając wprost na pytania radnych.  Ucierpiał na tym jednak jego wizerunek i została mocno podważona jego wiarygodność.

   Na koniec niezawodni radni: Wesołowski i Talaga podali  burmistrzowi ratunkową linę: radny Wesołowski (co za zmiana frontu!) zapytał o samowolę budowlaną w Karpaczu Górnym, a radny Talaga o konflikt z KSWIK. Burmistrz chwycił wiatr w żagle i nieprzerwanym potokiem słów wykazywał troskę o interesy gminy i mieszkańców. Byłoby to nawet budujące, gdyby nie trąciło sztucznością i efekciarstwem.

   W toku sesji burmistrz wspomniał o kontrolach, o "milionie" instytucji, które będą sprawdzać inwestycję. Po co aż tyle? Wystarczy w zupelności jedna instytucja i jedna kontrola - taka, która rozpocznie się już teraz, aby uniknąć wstydliwych sensacji, jak z finansowaniem przebudowy ul. Parkowej i biegiem 3 x Śnieżka.

    

sobota, 20 lipca 2019

O włos, o jeden głos


   Nie milkną echa  ostatnich sesji przedwakacyjnych w Karpaczu i w Szklarskiej Porębie.  Burmistrz Karpacza uzyskał wotum zaufania  ze słabym wynikiem, ale zachował twarz. Burmistrz Szklarskiej Poręby przegrał z kretesem.

    W Karpaczu radni w trakcie debaty nie zostawili suchej nitki na raporcie o stanie miasta. Podawali cały szereg przykładów niegospodarności w zarządzaniu gminą. Jednym z nich było przeznaczenie środków na zakup trzeciego samochodu  za grubo ponad sto tysięcy złotych w sytuacji, gdy nie było za co dokonać wymiany oświetlenia ulic w centrum. Innym, budowa stadionu na skalę przekraczającą możliwości  Karpacza – zaciągnięte kredyty w końcu trzeba będzie spłacać, a koszty utrzymania obiektu spadną na barki mieszkańców. Wciąż nie wiadomo, jaka będzie ich ostateczna wysokość, ile złotówek miesięcznie dołoży miasto  ze swojego budżetu. Wiadomo natomiast, że zapowiadane koszty w wysokości 2 tys. zł  można między bajki włożyć. Gdy burmistrz  chwalił się wyremontowaniem ulicy Sikorskiego, jeden z radnych mówił o fatalnie wykonanych pracach -  wysokich krawężnikach z obu stron, które spowodowały zwężenie jezdni i uniemożliwiły mijanie się pojazdów.

   Krytyka poczynań burmistrza nie przełożyła się jednak na wynik głosowania. Siedmiu radnych głosowało przeciw udzieleniu wotum, a ośmiu – za. Zupełnie inaczej było w Szklarskiej Porębie. Tam ośmiu radnych wstrzymało się od głosu, a siedmiu radnych głosowało za udzieleniem wotum. 

  Radni Szklarskiej zachowali się bardziej wstrzemięźliwie, ale uzyskali lepszy efekt – pozycja burmistrza została zachwiana. Nieudzielenie wotum w przyszłym roku spowoduje referendum, a jego rezultat  może wywrócić wynik ubiegłorocznych wyborów.

   Dzisiaj radni Szklarskiej Poręby tłumaczą się i wydają oświadczenia, że nie chodziło im wcale o referendum – pisze o tym jelonka.com: TUTAJ.  Brzmi to zastanawiająco i lekko niepoważnie – nie mają odwagi przyjąć krytyki?  Radni Karpacza mają za to inny problem – odwagi im nie brakuje, ale mają za mało głosów. Kto zastąpi radnego, który w chwili próby zawiódł?
  

piątek, 12 lipca 2019

Kto promuje Karpacz: TVN, czy TVP1?


     Debata nad raportem o stanie gminy i sam raport przyniosły szereg ciekawych informacji. Pokazały, jak działa gmina i jak wiele spraw wymaga wyjaśnień. Drążenie tematów i publiczne dopytywanie o pozornie nieistotne szczegóły jest zadaniem radnych. Miejmy nadzieję, że nie odpuszczą i niektóre problemy będą jeszcze wracać na sesję – aż do całkowitego rozwiązania.

     Radny Czerniak rozpoczął dyskusję nieśmiertelnym już chyba pytaniem: ile jest w mieście miejsc noclegowych? Oszacował, że do oficjalnych, urzędowych danych trzeba  dodać około 2 tysiące w budynkach nieczynnych. Wyliczał obiekty wyłączone z czasowego użytkowania i przytaczał, że zgłoszona ilość miejsc noclegowych przez Hotel Gołębiewski jest mocno zaniżona. Poruszył także sprawę dofinansowywania paru klubów sportowych, które pobierając środki z miejskiej kasy nie podają liczby osób objętych działaniami. Wspomniał o budowie mieszkań dla Karpaczan – o tym, że starania radnych, aby przeznaczyć działki miejskie na zaspokojenie głodu mieszkaniowego nie spotkały się ze zrozumieniem władz. Krytycznie odniósł się też do sytuacji panującej w centrum miasta, gdzie na trzech działkach położonych w pobliżu urzędu, w praktyce nie obowiązuje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. 
   
     Burmistrz bardzo ogólnie zareagował na poruszane kwestie stwierdzając, że raport o stanie gminy  jest sporządzony po raz pierwszy i mogą  w nim wystąpić nieścisłości.

     Pewna ciekawostka  znalazła się na planszy poświęconej promocji. Tablica pokazywała media elektroniczne i stacje telewizyjne, z którymi współpracuje Karpacz. W centralnym punkcie rzucała się w oczy telewizja publiczna z wyeksponowanym pierwszym programem. Tymczasem Pani Burmistrz mówiła  o współpracy z TVN ( która, nawiasem mówiąc, od lat pojawiała się w Karpaczu) o Polsacie, Onecie, a nawet o TVP3 i programach, które te stacje transmitowały. Nie wiadomo, o jaką współpracę z TVP1 chodziło – w raporcie również nie było na ten temat ani słowa. Może chodziło  o  program, którego nazwa niektórym osobom w mieście z trudem przechodzi przez gardło. Ukazał się on jesienią ubiegłego roku, a dotyczył m.in. problemu przy deptaku, o jakim mówił podczas debaty radny Czerniak – polecam: TUTAJ.