czwartek, 31 stycznia 2019

Dzwonkiem w radnych, czyli koniec z sesjami-tasiemcami


    Wiadomo, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale uczciwie trzeba przyznać, że sesje w nowym składzie rady odbywają się sprawnie.  Czas radnych i mieszkańców nie jest marnowany i nikt nie musi sobie zadawać pytania: jak przetrwać sesję? Radni, którzy zabierają głos na ogół są przygotowani,  wiedzą co mówią i poruszają konkretne sprawy.  Przykład ostatniej sesji, na której omawiano parę ważnych tematów dobrze świadczył o pracy starych i nowych radnych.

    Przy okazji zmian w statucie gminy  ułatwiono udzielanie głosu na sesji mieszkańcom Karpacza. Teraz zabieranie głosu  będzie wymagało zgłoszenia przed sesją przewodniczącemu, który publicznie oświadczył, że nie ma zamiaru utrudniać wypowiedzi mieszkańcom. Będą mieli 5 minut na swoje wystąpienia, a w sprawach szczególnie kontrowersyjnych rada zdecyduje, czy udzielić głosu.

   Nie tylko mieszkańcy będą ograniczani czasowo. Sami radni próbują się dyscyplinować i ich niektóre monologi ozdabiają dźwięki dzwonka. To znaczy, że czas minął: szczególnie często zdarza się to dwóm, wydawałoby się, doświadczonym radnym.  Mają teraz wyjątkową okazję ograniczyć inflację słów i przejść do istoty rzeczy.

   Radni podwyższyli też  swoje diety, co wywołało różne, niekoniecznie przychylne komentarze.  Równocześnie wprowadzono nową zasadę: każda nieobecność na sesji ( i brak udziału w pracach komisji ) spowoduje utratę części diety. Nie ma od tego żadnych usprawiedliwień, ani wyjątków. Tak więc na koniec roku może się okazać, że ta rada kosztuje mniej niż poprzednia.

   Jeżeli styl pracy rady  utrzyma się do końca kadencji, to ta rada, w tym składzie może zapracować na jeszcze wyższe diety ( o ile przepisy na to pozwolą ) i nikt rozsądny w Karpaczu nie będzie temu przeciwny.


poniedziałek, 28 stycznia 2019

Burmistrz w potrzasku?


    Ciekawy przebieg miała styczniowa  sesja rady miejskiej.  Rozpoczęto ją od głosowania nad uchwałami zmieniając porządek obrad.  Przygotowano kilka istotnych uchwał, ale to nie sprawa wysokości diet radnych  była najważniejsza.

     Na pierwszy ogień rzucono wybór delegata na konferencję krajową Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu Nysa.  Ta pozornie błaha sprawa spowodowała wiele emocji. Okazało się, że radni chcą wybrać swojego przedstawiciela na konferencję, a tymczasem burmistrz oświadczył, że urząd ma już swojego reprezentanta.  Po serii wystąpień  urzędników, którzy próbowali wykazać, że żaden radny nie jest w stanie zastąpić w tej roli burmistrza, rada wybrała  na delegata Janusza Motylskiego.

     To głosowanie jasno wskazało, że burmistrz nie ma wyjścia – musi się liczyć z radą.   Nie posiada wystarczającej siły do przeforsowania swoich pomysłów ponad głowami radnych.  Jest to sytuacja bez precedensu w Karpaczu i oby trwała jak najdłużej.  Powoływanie się pani wiceburmistrz na autorytet byłego radnego Zbigniewa Kulika wcale sprawie nie pomogło… Burmistrz, szczęśliwie zachował resztki rozsądku i pogratulował nowo wybranemu delegatowi.

    Drugą sytuacją, która wskazała na zmianę jakości zarządzania Karpaczem, było zgłaszanie członków do komisji doraźnej zajmującej się zagospodarowaniem przestrzennym. Komisja będzie się składać aż z dziesięciu radnych!  Jest to zdarzenie wyjątkowe, bo do tej pory działały dwie takie komisje i nie było chętnych do pracy. Może dlatego, że materia  skomplikowana i trzeba  poświęcić trochę czasu, żeby ją zrozumieć. A może z powodu lęku i prostych kalkulacji: opłaca mi się albo nie. Czy radni, którzy ponownie dostali się do rady wyjaśnią na pierwszym posiedzeniu, co takiego się stało, że tym razem chcą uczestniczyć w komisji doraźnej? Odwaga staniała? Już wiadomo, że prace komisji nie będą mogły się odbywać w biurze rady. Z prozaicznego powodu: jest za małe. Gdy przyjdą jeszcze mieszkańcy lub zaproszeni goście, nie będzie czym oddychać.

    Bez względu na motywacje radnych, wyczulonych na zmianę kierunku wiatru, jest bardzo pocieszające, że sprawy najważniejsze w mieście, (a taką jest zagospodarowanie przestrzenne), cieszą się dużym zainteresowaniem. Niech tak będzie dalej!

wtorek, 22 stycznia 2019

Niska szkodliwość społeczna


     O sprawie dotacji na przebudowę ulicy Parkowej w Karpaczu mówiło się i pisało jeszcze przed wyborami. Informowano o zarzutach i akcie oskarżenia dla byłego burmistrza Karpacza. Inwestycja wartości 18,5 mln zł otrzymała  dotację w wysokości  3 mln zł. Miasto wykorzystało środki niezgodnie z przeznaczeniem i musiało oddać dotację. Po długich negocjacjach udało się wywalczyć zwrot o 1 mln zł mniejszy.  Byłemu burmistrzowi postawiono zarzut  działania na szkodę gminy i poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Trzech miejskich urzędników przyznało się do winy i dobrowolnie poddało się karze. Tak pisała o tym jelonka.com w lipcu.

      Minęło kilka miesięcy i parę dni temu Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze umorzył w całości postępowanie przeciwko byłemu burmistrzowi Karpacza. Mimo wielu nieprawidłowości w toku budowy, przyznania się do winy urzędników i konieczności zwrotu części dotacji (o czym informowało m.in. Radio i TVP3 Wrocław ). Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze zapowiedziała złożenie zażalenia w tej sprawie.

    Okazuje się, że wytłumaczono umorzenie koniecznością zwrotu dotacji, bo skoro gmina tych pieniędzy nie ma to i sprawy nie ma...   Takie niezrozumiałe uzasadnienie może wprawić w osłupienie: to znaczy, że skoro zmuszono gminę do oddania pieniędzy, to wina urzędników łącznie z  byłym burmistrzem została już odkupiona?!

     A może  czasy mamy takie dziwne, że wszystko jest inne i obowiązuje nowa moralność? Wczoraj dziennikarz B. Wildstein chyba trafił w sedno swoją wypowiedzią: 30 lat powtarzam tezę, że żyjemy w świecie na opak, odwróconym, gdzie sensy, wartości są postawione na głowie. Gdzie dziwki rozpaczają nad upadkiem obyczajów, oszuści wzruszają się tym, że prawda w życiu publicznym nienależycie funkcjonuje, złodzieje są poruszeni faktem, że własność nie jest traktowana poważnie, gdzie nienawistnicy organizują się, żeby walczyć z nienawiścią”.


środa, 16 stycznia 2019

Karpacz towarem luksusowym


   „Czyste powietrze, woda, cisza i spokój - to wszystko za chwilę będą  towary luksusowe” powiedział Michał Kurtyka prezydent COP24, a zdanie to wybił w tytule artykułu Portal Samorządowy 7 stycznia ( TUTAJ ). Jego wypowiedź odnosiła się przede wszystkim do sytuacji dużych miast.  W artykule podkreślono, że czyste, zielone miasta wymagają olbrzymich nakładów finansowych. Jedynie poprzez współpracę samorządów, rządu i instytucji publicznych można taki stan osiągnąć.

    W naszym mieście ciągle jeszcze wszystkie te atrybuty posiadamy. One zmniejszają się z roku na rok, są nieustannie okrajane, ale wciąż jest jeszcze co ratować. Naszą największą wartością, niedocenianą przez część mieszkańców, jest położenie Karpacza.  A nagrodą dla turystów, którzy tu przyjeżdżają są widoki. Dla jednych tylko widoczek z okna pensjonatu lub hotelu, dla innych, wędrujących w wyższe partie gór- szerokie panoramy.

    Zapomnieliśmy chyba, że do tej pory,  każdy turysta, bez względu na zasobność portfela mógł do woli zachwycać się górskim pejzażem i naturą. Teraz zaczynają się niepokojące zmiany - zanosi się na to, że piękne widoki będą tylko dla najbogatszych. Przykładem niech będzie „Michałek”:  na zboczu przez długie lata straszył niedokończony budynek, koszmarna ruina. Potem zaczęto go rozbierać, ku zadowoleniu wszystkich, którzy tam mieszkali albo tamtędy przejeżdżali. A teraz całe zbocze zostało zawłaszczone przez „luksusowe” apartamentowce. Nie ma widoków, nie ma przestrzeni, jest równie koszmarnie, jak było. Czy o to chodziło?! 

    Czy znajdzie się ktoś w naszym mieście, kto przekona władze i mieszkańców, że zachowanie naturalnego ( i kulturowego ) krajobrazu przyniesie mieszkańcom równie dużo pieniędzy, co wielkie hotele i apartamentowce?!

    Sam park narodowy w Karkonoszach (dzisiaj kończy 60 lat ) nie wystarczy.

wtorek, 8 stycznia 2019

Podwójni "bohaterowie" Magazynu Śledczego


     Po raz drugi, w krótkim okresie  Karpacz  stał się dla całej Polski symbolem bezprawia i gangsterskich porachunków. W wyemitowanym 4 stycznia  odcinku  Magazynu Śledczego Telewizji Publicznej powtórzono niektóre ujęcia z poprzedniego programu. Fakty puszczone w obieg  nie są więc całkiem nowe i większość z nas już o nich słyszała. Jednak przedstawione na szerszym tle wraz z rodzinno-towarzyskimi  powiązaniami  sprawiają wrażenie, że mamy u siebie dziki zachód.

   Nie jest żadnym pocieszeniem dla nas, że w Kowarach dzieje się podobnie. Z pokazanego materiału wynika, że nawet zamontowanie kamer i posiadanie nagrań nie chroni dobytku przed przestępcami. Lokalna policja i prokuratura razem z sądami  nie potrafią wskazać sprawców  umarzając postępowania. Zdaniem jednego z poszkodowanych „monitoring to tylko złudne bezpieczeństwo”.

     W materiale przypomniano, jak z pełnym zrozumieniem  karpaccy radni pochylali się nad potrzebami „króla deptaka”  i spełniali jego życzenia. Jak lekko i łatwo  deptali prawo dla „Piekielnej”. A gdzieś w tle błąkała się sprawa pożyczki  dla jednego z nich… Wspomniano też o założonym niedawno Stowarzyszeniu  „Nasz Karpacz”, z medialnym Arturem Domańskim na czele. Dobrze, że na stronie internetowej inicjatorzy zaznaczyli, że „organizacja działa zgodnie z porządkiem prawnym panującym na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”, bo jeszcze ktoś by nie uwierzył…

    Statut „Naszego Karpacza” zawiera parę szczytnych,  ale  nie do końca jasnych  celów działania. Na przykład: ”umożliwienie członkom stowarzyszenia samorealizacji przez intelektualne oddziaływanie na postawy w przedmiocie przedsiębiorczości” oraz  „upowszechnienie etosu pracy i sukcesu”. Niewątpliwym sukcesem organizacji jest nie tylko posiadanie wśród radnych    swoich zwolenników,  ale też sprzymierzenie się z nią przewodniczącego rady. Wobec tego rodzi się pytanie: czy taka sytuacja służy naszemu miastu?
Zestawiając powyższe fakty  można zauważyć,  że podwójne standardy dla niektórych radnych i przedsiębiorców nie są niczym nowym, a słowo „etos” niejedno ma imię… 

     Pozostaje mieć nadzieję, że różnymi nieciekawymi  zdarzeniami w Karpaczu i okolicy zajmą się przedstawiciele władz spoza lokalnych układów. Jak wyraźnie było widać w programie, samo miasto sobie z nimi nie radzi. 
Jeżeli nie otrzymamy pomocy, będziemy musieli pogodzić się z faktem, że jest to „nasza rzecz”, „nasza sprawa” albo tłumacząc na włoski - „cosa nostra”.