Najbardziej aktywni kandydaci na
radnych w czasie kampanii wyborczej chodzili od domu do domu. W małych okręgach
składających się z kilku ulic nie było to aż takie trudne i niewykonalne.
Wystarczyła odpowiednia doza samozaparcia, sporo poświęconego czasu i pracy oraz trochę odwagi. Nie po raz pierwszy okazało się, że ta kampania jest
najskuteczniejsza. Kandydaci, którzy nie mieli ochoty fatygować się, otrzymywali znikome ilości
głosów.
Inaczej było z kandydatami na burmistrza. Wizyt w domach wyborców nie stawiano
na pierwszym miejscu. Królowały ulotki, plakaty, banery, spotkania i akcje
internetowe. Osobiste odwiedziny były tylko uzupełnieniem. Nie było jeszcze
nigdy w naszym mieście osoby, która pretendując do stanowiska burmistrza
opierałaby swoją kampanię na chodzeniu od drzwi do drzwi.
Okazuje się jednak, że w innych miejscowościach,
nawet większych od Karpacza takie kampanie prowadzono z dużym sukcesem. Najbliżej nas w Bolkowie –
Grzegorz Kucab z Mysłowa wygrał dużą
przewagą głosów, pozostawiając swoich trzech kontrkandydatów daleko w tyle. Największą
chyba determinacją wykazał się jeden z
kandydatów na Mazowszu, w Karczewie. Młody prawnik odwiedził trzy czwarte domów
w gminie, która liczy 16 tys. mieszkańców! Jak sam stwierdził w wywiadzie, to
właśnie taki sposób prowadzenia kampanii zapewnił mu wygraną nad dwukrotnie
starszym rywalem.
Przykłady zakończonych
powodzeniem kampanii bezpośrednich podał
niedawno Serwis Samorządowy PAP pod wymownym hasłem „Cisi bohaterowie”
TUTAJ. Czy za pięć lat w Karpaczu
znajdzie się kandydat do fotela burmistrza, który zamiast kosztownej kampanii
poświęci swój czas wyborcom? Na takiego warto będzie postawić.