piątek, 9 listopada 2018

Ku pokrzepieniu na stulecie: 10-lecie Polski


   W czasie wielkiego i momentami bardzo przykrego zamieszania z obchodami odzyskania niepodległości Polski polecam poniżej fragment pamiętnika uczestnika uroczystości w Warszawie w 1928 r. Niech ten opis stanie się przykładem na przyszłość. Wtedy pisano po prostu: 10-lecie Polski, bo taka była prawda. Dzisiaj niektórzy próbują pisać podobnie: 100–lecie niepodległości i gdzieś im to słówko „odzyskania” umyka. Nawet szkoła podstawowa w Karpaczu zapraszając na wystawę zrobiła ten błąd. 

 Lata PRL-u nie były jednak niewinnym nieporozumieniem i komedią absurdów z filmów Barei, jak pewnie wielu by chciało. Oby za parę lat słowo „odzyskanie” nie zaginęło bezpowrotnie, a wraz z nim także i prawda…

….”Do dziś pamiętam te piękne dwa dni, jakie wówczas przeżyłem z podchorążymi. Uroczystości wojskowe związane z 10-leciem odbywały się na Polu Mokotowskim, które wtedy nie było zabudowane. Była to wielka defilada wojskowa, którą przyjmował żyjący jeszcze wówczas marszałek Piłsudski. Na defiladę zjechały się z Polski różne doborowe oddziały, między innymi nasz batalion podchorążych rezerwy saperów. Batalion wystąpił w składzie 4 kompanii podchorążych pod dowództwem majora Perko. Na tę defiladę batalion został bardzo starannie przygotowany i umundurowany. Przyjechaliśmy do Warszawy w dzień przed generalną próbą defilady i zakwaterowani zostaliśmy w koszarach w cytadeli. Na Pole Mokotowskie trzeba było maszerować przez całą niemal ówczesną Warszawę. 

     Następnego dnia był pierwszy przemarsz na generalną próbę. Z cytadeli wymaszerowaliśmy o godzinie 6.30, to jest w czasie, gdy miasto jeszcze spało. Przed wojną wojsko obowiązywał zakaz śpiewania w miastach, przemarsz powinien odbywać się na baczność, szczególnie było to ważne w stolicy. Ale nasz major był człowiekiem odważnym i zapewne nie pytał nikogo, czy pozwoli w mieście śpiewać. Kiedy tylko batalion minął bramę cytadeli, major podał komendy:  Odtrąbiono! -  Podwójne odległości między kompaniami! - Batalion śpiewa! -  No cóż, czegoś takiego Warszawa chyba jeszcze nie słyszała, ażeby na raz śpiewały cztery chóry i to każdy co innego. I to jakie chóry! Podchorążowie wydobyli z siebie chyba największe głosy, jakimi dysponowali. 

    A co na to Warszawa? O jakieś 100-200 m przed maszerującym czołem batalionu otwierały się wszystkie drzwi i okna, balkony zapełniały się ludźmi, którzy dopiero co wyskoczyli z łóżek, obudzeni tym wspaniałym żołnierskim śpiewem. Ale największe szaleństwo ogarnęło ulicę Marszałkowską, gęsto zaludnioną. Brzmiały huczne brawa, oklaski, padały z balkonów wyrwane z doniczek kwiaty – trudno opisać ten szalony entuzjazm, jaki ogarnął mieszkańców stolicy.

     Na drugi dzień powtórzyło się to samo podczas przemarszu na Pole Mokotowskie. Potem defilada na Placu na Rozdrożu, po wyminięciu ostatniego oficera kierunkowego major znów podaje komendę: Odtrąbiono! Batalion śpiewa! Tu już nastąpiło prawdziwe szaleństwo braw, oklasków, kwiatów, entuzjazmu dla saperów ze strony tłumu mieszkańców Warszawy zalegającego ulice przemarszu wojsk po defiladzie. W następne dni modlińska poczta nie mogła sobie poradzić z napływającymi telefonami i telegramami z gratulacjami dla podchorążych saperów i ich dowódcy majora Perko. W taki to sposób szkoła podchorążych saperów przyczyniła się do uświetnienia uroczystości 10–lecia Polski w Warszawie”.