Głównym tematem sesji w maju miała być sprawa budowy
spalarni/elektrowni w Kostrzycy pod hasłem „czy jest ona szansą, czy
zagrożeniem dla regionu”. Nie stała się
nim jednak: materia była ryzykowna, niejasna i pełna wzajemnych
sprzeczności. Osoby obecne na sali głos
zabierały z ociąganiem, jakby temat mocno im ciążył, rozmowa zwyczajnie się nie kleiła i wyjątkowo
niemrawo upływały minuty.
O elektrowni nikt już nic nie mówił, za to prezes
spółki Green Energy Power i prezes
Karkonoskiego Centrum Zarządzania Odpadami
wyraźnie stwierdzili, że nie będzie w tym miejscu spalarni tylko wytwarzanie pelletu, który jest
paliwem alternatywnym. Odpady mają być selekcjonowane, mechanicznie przerabiane
i sprzedawane dalej.
Tymczasem zaproszony na sesję Piotr Nyc
reprezentujący interesy mieszkańców Kostrzycy mówił coś wręcz przeciwnego.
Twierdził, że w Karcie Informacyjnej Przedsięwzięcia jest dozwolone spalanie i
przeczytał stosowny fragment. Prezes Lewandowicz zarzucił mu konfabulację.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że nie pozwolono Piotrowi Nycowi na
prezentację swojego stanowiska. Pan Nyc twierdził, że rozmawiał o tym
telefonicznie z Przewodniczącą Rady, ale ona sobie tego nie przypominała.
Powiedziała m.in. „jeżeli nie będzie tej spalarni, to o co
chodzi z tą prezentacją?” Nie wiadomo
też, dlaczego radni nie złożyli i nie przegłosowali wniosku o zgodę na
wystąpienie, a przecież mieli taką możliwość. Temat był zbyt nudny, czy
zabrakło refleksu?
W
rezultacie, mało kto był w stanie zorientować się, o co chodzi w całej sprawie.
Powstał szum informacyjny: raz zagłębiano się zbyt mocno temat, a wkrótce potem
podawano ogólniki i komunały. Prezes Lewandowicz z wysypiska w Kostrzycy
pouczał wyniośle osoby zadające pytania, zanim łaskawie udzielił odpowiedzi,
Burmistrz zasypał problem nadmiarem słów, a radny Tomasz Dobiecki w
kaznodziejskiej mowie sprowadził sprawę wyłącznie do opłat za śmieci.
Pomysł z sesją wyjazdową, a na koniec z wyjazdem komisji Rady Miejskiej
na wysypisko śmieci wyglądał jak ucieczka. Wydawał się naprędce skleconym planem, żeby
umknąć przed drażliwym tematem i nie siać niepokoju wśród mieszkańców. A tam, w Kostrzycy nie będzie kamer i
widowni - niebezpieczeństwo zostanie
zażegnane.
O
tym, czy w Karkonoszach szykowana jest bomba ekologiczna, czy nie, trzeba
rozmawiać i dyskutować z ludźmi, a nie wiać, gdzie pieprz rośnie. Na razie
wiadomo, że coś w tej sprawie śmierdzi. I nie są to tylko śmieci.