Na majówkę, po półrocznej przerwie zaczął działać wyciąg na Kopę. Oblężony był niemiłosiernie, mimo narzekań na wysokie ceny biletów. Położony
niżej Winterpol, popularnie zwany „Sobiesiakiem” popadł w zapomnienie. Zima się
skończyła, a z nią sens jego istnienia. Dopiero bardzo późną jesienią
początkujący narciarze przypomną sobie o nim.
Nie zapomniała o wyciągu Winterpol telewizja
publiczna nadając niedawno reportaż, ale nie z Karpacza, tylko z Zieleńca. Kto
go nie widział – polecam ( TUTAJ ). Mimo
że nie ma w nim historii powstania wyciągu w Karpaczu, to jest pewna analogia.
Obydwa wyciągi, najpierw ten w Zieleńcu, a potem w Karpaczu, powstawały w
otoczce skandalu związanego z aferą
hazardową, brakiem zezwoleń i innych naruszeń prawa ( o TU ). Przytłumił on
opowieści o super nowoczesnych inwestycjach z podgrzewanymi kanapami i tede i tepe oraz o
tym, jak dobrze będą służyć turystom.
Od tamtych wydarzeń minęło prawie 10 lat. Już wtedy krążyły opowieści, że
wyciągi to tylko początek i przykrywka, że potem będą budowane kompleksy
hotelowe. Zwolennicy wyciągów zaliczali
te doniesienia do kategorii teorii spiskowych. Dzisiaj już wiadomo, że takie przypuszczenia, przynajmniej w Zieleńcu, okazały się
prawdą. Apartamentowiec na około 1000 miejsc jest w fazie robót ziemnych, a burmistrz
Dusznik Zdroju administrujący Zieleńcem, wszelkie krytyczne uwagi odnoszące się
do budowy zbywa śmiechem.
Czy Karpacz będzie następny w kolejce, po Zieleńcu? Skoro w Zieleńcu zły sen „najpierw budujemy wyciąg, a potem
stawiamy apartamentowce i na nich zarabiamy” właśnie się spełnia, to czemu w
Karpaczu miałoby być inaczej? Telewizyjny program nie przynosi odpowiedzi na te
pytania, jednak wystarczy tylko przymknąć oczy, zmienić nazwę Zieleniec i mamy Karpacz, jak żywy.