piątek, 8 grudnia 2017

Stanie na nogi, czy całkiem upadnie?



    Zebrania mieszkańców w czterech okręgach nie udały się. Przyszła znikoma ilość słuchaczy i burmistrz nie miał widowni, żeby pochwalić się sukcesami miasta. Sprzyjająca okoliczność,  jaką było głosowanie nad budżetem partycypacyjnym, została zmarnowana. Okazja, którą  stary burmistrz  wykorzystywał w stu procentach, młody burmistrz zaprzepaścił. Może przeczuwa, że nie on będzie prowadził następne spotkania? A może sądzi, że miejska choinka i Św. Mikołaj lepiej reklamują jego samego niż zebrania z kłopotliwymi pytaniami?

    Faktem jest, że budżet obywatelski znalazł się w poważnym kryzysie. Wady regulaminu i brak elastyczności w dopuszczaniu projektów pod publiczne głosowanie, przesądziły ostatecznie o klęsce. Nie da się zadekretować przepisami każdej sytuacji i pole do interpretacji niektórych punktów w regulaminie zawsze będzie i powinno zostać. 

    Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy luki w przepisach tłumaczy się na niekorzyść mieszkańców.  Gdy mówi się bez ogródek: To Pan zrobił błąd. To Wy jesteście winni! Jasne, że można i tak powiedzieć, ale nie jest to zachowanie dobrego gospodarza miasta. 

    W listopadzie, na 44 sesji Rady Miejskiej, radni wskazali wiele rozwiązań, które  mogą odświeżyć ideę budżetu. Mówili o większych możliwościach poprawy wniosków przed zatwierdzeniem. Proponowali  też przekazywanie niewykorzystanych środków na następny rok.  Burmistrz odpowiadał, że część tych propozycji jest realizowana później przez miasto. Problem w tym, że wtedy już nie mieszkańcy decydują, który z odrzuconych projektów wchodzi. Jest do decyzja władz miasta, a  nie obywatelska.
 
    W następnym roku przekonamy się, czy radni wspólnie z urzędnikami ożywili budżet, czy go ostatecznie uśmiercili. Jeżeli będą stworzone dobre podstawy, to może znowu znajdą się wśród nas tacy, którzy poświęcą swój wolny czas i przygotują ciekawe wnioski…