Zebrania mieszkańców w czterech
okręgach nie udały się. Przyszła znikoma ilość słuchaczy i burmistrz nie miał widowni, żeby
pochwalić się sukcesami miasta. Sprzyjająca okoliczność, jaką było głosowanie nad budżetem
partycypacyjnym, została zmarnowana. Okazja, którą stary burmistrz wykorzystywał w stu procentach, młody
burmistrz zaprzepaścił. Może przeczuwa, że nie on będzie prowadził następne
spotkania? A może sądzi, że miejska choinka i Św. Mikołaj lepiej reklamują jego
samego niż zebrania z kłopotliwymi pytaniami?
Faktem jest, że budżet obywatelski
znalazł się w poważnym kryzysie. Wady regulaminu i brak elastyczności w dopuszczaniu
projektów pod publiczne głosowanie, przesądziły ostatecznie o klęsce. Nie da
się zadekretować przepisami każdej sytuacji i pole do interpretacji niektórych
punktów w regulaminie zawsze będzie i powinno zostać.
Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy luki w
przepisach tłumaczy się na niekorzyść mieszkańców. Gdy mówi się bez ogródek: To Pan zrobił błąd.
To Wy jesteście winni! Jasne, że można i tak powiedzieć, ale nie jest to
zachowanie dobrego gospodarza miasta.
W listopadzie, na 44 sesji Rady Miejskiej, radni
wskazali wiele rozwiązań, które mogą
odświeżyć ideę budżetu. Mówili o
większych możliwościach poprawy wniosków przed zatwierdzeniem. Proponowali też przekazywanie niewykorzystanych środków na
następny rok. Burmistrz odpowiadał, że
część tych propozycji jest realizowana później przez miasto. Problem w tym, że
wtedy już nie mieszkańcy decydują, który z odrzuconych projektów wchodzi. Jest do decyzja władz miasta, a nie obywatelska.
W następnym roku przekonamy się, czy
radni wspólnie z urzędnikami ożywili budżet, czy go ostatecznie uśmiercili.
Jeżeli będą stworzone dobre podstawy, to może znowu znajdą się wśród nas tacy,
którzy poświęcą swój wolny czas i przygotują ciekawe wnioski…