sobota, 30 września 2017

Gruby temat - wybory za pasem



      Znowu wybory idą, nie ma na to rady!  Przez pierwszą   w tym roku jesienną sesję słowo „wybory”  przewijało się kilka razy. Nawet, gdyby się nie pojawiło,  to przebieg obrad świadczył, że „to coś” wisi w powietrzu. 

       Dowodem było niespokojne zachowanie burmistrza, który za cel obrał sobie zdyskredytowanie wszystkich  rozczarowanych jego gospodarzeniem w mieście. Postawa przewodniczącej rady, gorliwie  wspierającej włodarza,  też świadczyła, że coś jest na rzeczy.

       Według porządku: najpierw, po zagajeniu tematu przez niezawodnego radnego Wesołowskiego, burmistrz zaatakował stowarzyszenie SOKiAS i gazetę obywatelską Region Karpacz.  Potem radnego Kubika, a na koniec radnego Pajdzika. Dobrze, że tym razem nie było Wiesława Czerniaka, bo i on zapewne by oberwał.

       Do ataku, z pomocą burmistrzowi ruszył  radny Stanek, który rzucił się na stowarzyszenie i gazetę, jak wygłodniały pies. To on mówił o „grubym temacie” i o odpowiedzialności karnej. Chyba jednak sprawę znał wyrywkowo, bo burmistrz bardzo oszczędnie gospodarował faktami.  Za chwilę dołączył do radnego Stanka sam miejski mecenas i zaczął opowiadać o „dwóch stylach funkcjonowania: urzędu i stowarzyszenia”. Oczywiście, po jego wystąpieniu, nikt na sali nie mógł mieć wątpliwości, który styl jest lepszy.

      Potem, przy okazji  drażliwego tematu, jakim jest spalarnia śmieci  w sercu Karkonoszy, okazało się, że radny Kubik nie ma pojęcia o interpelacjach.  No, bo jakim prawem je odczytuje i zajmuje czas?
     A taki radny Pajdzik?  Jak śmie  domagać się przeczytania pisma prokuratury o umorzeniu postępowania w sprawie drewna? Pan burmistrz ma ważniejsze rzeczy na głowie, a to już dawno przebrzmiała historia i przysypał ją stos innych dokumentów…

      Jeżeli już teraz, na rok  przed wyborami, gospodarz miasta tak bardzo traci nerwy, to co będzie za parę miesięcy? Aż strach się bać. Jedyną pocieszającą wiadomością jest ta, że radny Stanek oświadczył publicznie, że nie będzie startował w najbliższych wyborach.  Trzeba go teraz trzymać za słowo.

Niewątpliwą zaletą pierwszej jesiennej sesji było to, że trwała tylko dwie godziny. A może o dwie godziny za dużo?

niedziela, 24 września 2017

Partycypacyjny Karpacz



          Pozostał tydzień na składanie przez mieszkańców pomysłów na wydanie wspólnych pieniędzy. Projekty, które mają służyć miastu czyli nam można składać do końca września w Urzędzie Miejskim. Muszą być zgodne z regulaminem i poparte przez co najmniej 15 karpaczan. Mogą dotyczyć spraw dużych, na przykład remontów dróg i spraw pozornie  małych, na przykład spotkań mieszkańców. 

        Regulamin zmieniany i poprawiany był już kilka razy. Ale największą bolączką nie są niedoskonałe zasady, ale słaba popularność tego pomysłu wśród mieszkańców. Liczba uczestników prezentacji i głosujących od paru lat wcale nie rośnie, a wręcz spada. Co zrobić, aby całkiem niegłupi pomysł na udział w decyzjach „na co przeznaczyć część publicznych pieniędzy” rozpowszechnić i zachęcić mieszkańców do licznego głosowania?

        Brakuje przede wszystkim szerokiej akcji nagłaśniającej i przypominającej reguły działania budżetu. Ogłoszenie na stronie miasta i pojedyncze przypomnienia na załatwią sprawy. Już od początku września powinna funkcjonować akcja ulotkowa, plakatowa i internetowa tak, żeby mieszkańcy pamiętali o terminach i zasadach. Takie akcje nie są kosztowne, tu potrzebna jest głównie wola władz miasta.  A jej nie widać. Zamiast tego pojawił się kolejny ranking, jacy jesteśmy świetni  -  obywatelscy i zaangażowani.

      Do prawdziwej i realnej partycypacji nie zachęcą nikogo fasadowe działania. Być może karpaczanie to czują i nie chcą uczestniczyć w tak niestarannie przygotowanym przedsięwzięciu. Nie mają ochoty na przykład, ruszać się z domu, gdy łatwo stworzyć pozory  na podejmowanie decyzji przez mieszkańców. Gdy jasno widać, jak lekko  odrzuca się projekty już na etapie zatwierdzania i gdy podczas głosowania praktycznie nie ma w czym wybierać.  Sytuacji, w których rodzi się podejrzenie, że przechodzą te projekty, które są wygodne dla władz miasta, w ogóle nie powinno być.

       Może trzeba bardziej dopracować metody wyceny projektów. Może zaproponować, ze strony fachowców zmiany takie, które spowodują, że propozycje mieszkańców będą bardziej realne. Może inaczej zorganizować samo głosowanie.  A zupełnym elementarzem jest, aby pomysły, które przeszły przez weryfikacyjne sito prezentowali mieszkańcy, a nie urzędnicy miejscy. Nawet wtedy, gdy są na urlopie albo występują jako osoby prywatne – to robi fatalne wrażenie.

       

niedziela, 17 września 2017

Niszczenie karpackich zabytków będzie kosztować



      Na sesji Rady Miejskiej we wrześniu radny Wiesław Czerniak apelował do burmistrza o ochronę tych przedwojennych pensjonatów, które jeszcze zostały, a nie są użytkowane. Apelował o to, aby nie podzieliły losu Anilany i żeby takie historie, jak z Warsem nie miały miejsca.  Dzięki interwencji radnego Grzegorza Kubika uratowany został przed rozbiórką budynek „Świt” przy głównej ulicy miasta, ale niestety, położony w pobliżu „Chrobry” przedstawia już tylko obraz nędzy i rozpaczy. Nie wiadomo, kiedy właściciel tego obiektu zacznie skutecznie chronić go przed zniszczeniem. 

     Zanim w Karpaczu władze przejmą się losem pięknych obiektów i przestaną mówić w stylu „ to nie my jesteśmy odpowiedzialni, to nie nasze kompetencje, my nic nie możemy” proponuję zapoznać się ze zmianami w ustawie o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Przed tygodniem zmiany te weszły w życie i zostały zaakceptowane przez wszystkie kluby parlamentarne – to rzecz zupełnie w naszym kraju wyjątkowa! Powstanie Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków, działający poza budżetem państwa. Osoby dopuszczające się niszczenia zabytków będą musiały na nie płacić.

    Zmiany dotyczą też zasad powoływania  Wojewódzkich Konserwatorów Zabytków. Teraz nie wojewoda, a Generalny Konserwator Zabytków będzie miał w tej sprawie decydujący głos. Zmieniono też sposób powoływania Kierowników Delegatur.  Wzmocnione zostały również narzędzia do sprawowania spójnej polityki przez Generalnego Konserwatora Zabytków. Wprowadzono też silniejszą ochronę zieleni przy obiektach wpisanych do rejestru i ochronę tymczasową budynków. Taka ochrona umożliwi szybsze działania konserwatora chroniące budynek zabytkowy przed rozbiórką.

    Co te zmiany oznaczają dla Karpacza? Na pewno pomoc dla mieszkańców i utrudnienia dla deweloperów. Być może także zmiany w Delegaturach. W Jeleniej Górze ciągle nie ma Kierownika Delegatury, jest tylko osoba pełniąca obowiązki. Nie wiadomo, czy zmiany nie będą głębsze i szersze.

    Wczoraj ukazał się na stronie internetowej Rzeczpospolitej wywiad z Generalnym Konserwatorem Zabytków. Jego fragment jest bardzo wymowny:
       . W mniejszych ośrodkach zdarzają się silne lokalne powiązania między samorządami a deweloperami, którzy polują na intratne działki w zabytkowym centrum albo chcą budować np. hotele na obszarze objętym ochroną konserwatorską, pomijając zalecenia co do wysokości obiektu i materiałów. W kilkutysięcznych miejscowościach nie ma silnych ruchów miejskich działających na rzecz ochrony zabytków, ani też środowiska dziennikarzy wyczulonych na wymiar dziedzictwa. W związku z czym często sprawy były nagłaśniane post factum. Żeby wzmocnić nadzór nad kierownikami delegatur, zmieniliśmy sposób ich zatrudniania z mianowania na powołanie. Dzięki temu kierownicy delegatur będą powoływani przez wojewódzkich konserwatorów na wniosek albo za zgodą Generalnego Konserwatora Zabytków.

Zupełnie jak w Karpaczu!

niedziela, 10 września 2017

Wymęczona komisja doraźna i strata czasu



     W nietypowym terminie, inaczej niż zazwyczaj odbyła się pierwsza po wakacjach sesja rady miejskiej. Nie w środę tylko w piątek, ósmego września, ale nie trzynastego. Tak więc nie była pechowa, za to mocno rozczarowująca. Przysłowiowe nudy na pudy, ciągnące się jak makaron oznaki samozadowolenia okazywanego na różne sposoby. Jak na zamówienie pojawił się ranking prosto z Forum Ekonomicznego w Krynicy, o tym, że Karpacz ponownie wygrał. Burmistrz znowu chwycił wiatr w żagle i  pochwalił się, że miasto ma najbardziej obywatelski samorząd. I co z tego, że w konkursie startowała tylko niespełna jedna trzecia samorządów?  Historię piszą przecież „zwycięzcy”, a taka „wygrana” świetnie brzmi na naszym małym, prowincjonalnym podwórku. 

      Nie przybyli zapowiadani przed miesiącem goście i nie było  praktycznie żadnej dyskusji na temat gospodarki przestrzennej. Podobno nie udało się uzgodnić wspólnego terminu. Za to, po kilku wcześniejszych podejściach zdecydowano, że komisja doraźna w tej sprawie jednak powstanie. Dobrze, że paru radnych zmieniło front, bo być może doszło do wniosku, że nie opłaca się sprzeciwiać narastającej fali oburzenia wśród mieszkańców.

     Już tradycyjnie burmistrz uprawiał spychologię i wskazywał na radnych, jako tych, od których najwięcej zależy.  Sam wybrał bezpieczne administrowanie i godne reprezentowanie gminy – tym  najłatwiej się szczycić.  Przy okazji załatwił coś dla siebie – kupił działkę od gminy tuż obok swojego domu. Radni, w większości nie widzieli w tym nic zdrożnego i sprawę przyklepali. Jeszcze parę miesięcy temu szum był wielki, bo zarzucano burmistrzowi zatajenie dzierżawy, prywatę, itp. itd. A teraz panie i panowie spokornieli i potulnie zgodzili się, żeby gminny majątek i jemu przypadł w udziale. Naprawdę, nikt w tym towarzystwie nie miał moralnego kaca?

     Zgodnie z „wysoką kulturą” okazywaną na prawie każdej sesji przez  naszych wybrańców, błogostan i rutynowe pytania o np.  wycinkę drzew i remont ulic przerywały chuligańskie odzywki.  Nawet pan mecenas próbował jednego z radnych „sprowadzać do pionu”. Cieszmy się więc, że kadencja TYCH władz dobiega końca, że to już ostatni rok.

niedziela, 3 września 2017

Uchwała reklamowa kukułczym jajem?



     Na wakacyjnym spotkaniu mieszkańców z  władzami miasta w sierpniu, burmistrz  napomknął  o uchwale reklamowej i pochwalił się, że dzięki jego szybkiej interwencji usunięty został kontener reklamowy na wjeździe do  Karpacza. Świetnie, że ledwo to szkaradzieństwo się pojawiło, zaraz zniknęło, chociaż można przypuszczać, że rolę przyspieszacza spełniła ośmieszająca władze miasta akcja na facebooku. 

     Żadna władza  nie lubi żartownisiów ( karpacka też ) i chciałaby być traktowana poważnie.  Tylko co zrobić z taką władzą, która nie ma ochoty swoją pracą zasłużyć na poważne traktowanie?  Nikt nie chce zabijać jej śmiechem, ale wysłuchiwanie od dwóch lat z okładem, kolejnych zapowiedzi o przygotowywanej uchwale reklamowej zakrawa na kpinę. Władza śmieje się nam prosto w twarz, a my mamy się nisko kłaniać i dziękować za kolejne obietnice?

    Nie jest też zbyt dobrze, kiedy burmistrz sprawuje władzę przez ręczne sterowanie i doraźne akcje. Wywołuje to wrażenie chaosu, braku pomysłu, planu i kontroli nad zarządzaniem miastem. Ustawa krajobrazowa obowiązuje już trzeci rok – nic tylko korzystać i na jej podstawie przygotować własne rozwiązania oraz wcielić je w życie

   Dlaczego tak się nie dzieje? Można przypuszczać, że opracowanie uchwały zagrozi interesom niektórych mieszkańców popierających działania burmistrza i rady, nie tylko w tej kwestii. Można też domniemywać, że istnieją zamiary przeciągnięcia „prac” nad uchwałą tak, żeby to już nowa ekipa po wyborach rozwiązywała problem. Można w ten sposób podrzucić „kukułcze jajo” nowym radnym  i niech się głowią, jak dogodzić wszystkim i nie narazić nikomu. Przed wyborami to zbyt niebezpieczne…

   A co będzie, gdy za rok stadion nie okaże się sukcesem, bo już teraz jest mocno krytykowany? Co będzie, gdy nowy wyciąg nie zostanie oceniony jako zasługa burmistrza? Co będzie, gdy mieszkańcy przypomną sobie, jak to było z deptakiem? Albo gdy przypomną sobie szczegóły przekazania działki dla GOPR-u? Wtedy uchwała reklamowa z prawdziwego zdarzenia może być języczkiem u wagi. Może zdecydować, czy burmistrz dalej będzie burmistrzem...