niedziela, 19 marca 2017

Zaszczytny temat - karpackie sławojki



      Wraz z nadejściem wiosny ogłoszono radośnie, że na szczycie Śnieżki znowu będą otwarte toalety. Jak wszystko się uda, to już na majówkę tłumy turystów  skorzystają z dobrodziejstw cywilizacji, zamiast załatwiać swoje życiowe potrzeby w kosodrzewinie. Obiektem będzie zarządzał ten sam „biznesmen”, który nie tak dawno,  w samym środku miasta przed Rezydencją pokazał, jak bliska jest jego sercu natura i ochrona przyrody. Śnieżka znalazła się więc w rękach „fachowca z odpowiednią praktyką”.

      Zalatujący problem usadowił się nie tylko na szczytach gór. Jest obecny niemal w każdym zakątku naszego miasta. Szczególnie kłuje w oczy na przedwiośniu, kiedy topniejący śnieg brutalnie odsłania to, co powinno być  starannie ukryte przed ludzkim okiem. Publiczne przedwojenne toalety dawno już zniknęły. Luki po ich istnieniu zostały wypełnione inaczej. Dzisiaj gościom odwiedzającym naleśnikarnię w pobliżu ośrodka zdrowia nawet do głowy nie przyjdzie, jaką ciekawą historię ma to miejsce. 

       Na mapkach Karpacza nie ma żadnego znaczka z nazwą „toaleta publiczna”. Postawienie w paru miejscach budowlanych tojtojek raczej odstrasza potrzebujących i chcących.  Niebiesko-biała budka  tuż obok Muzeum Sportu i Turystyki jest na tyle odpychająca, że  cierpiący na słabość kiszek biegną kawałek dalej, w kierunku groty. Nic więc dziwnego, że wszelkie ścieżki leśne i zagajniki w granicach miasta upstrzone są woniejącymi ozdobami i papierzakami. 

       A może Rada Miejska, wśród wielu obowiązków znajdzie czas i pochylając się nad udręką turystów  zajmie się domkami z serduszkiem? Nie musi wykazywać się od razu nadgorliwością i brać przykładu ze Sławoja Składkowskiego. Wystarczy, że skorzysta  z wyników konkursów innych miast  na projekt publicznej toalety i wcieli je w życie.  W ten sposób jasno pokaże, że w żaden sposób „nie olewa naszego miasta”.