piątek, 31 marca 2017

Obrazy z sesji, które mówią więcej niż tysiąc słów



     Czy będzie w Karpaczu jeszcze  normalna sesja rady miejskiej w tej kadencji? Taka, na której przedstawiciele mieszkańców będą się wypowiadać i spierać na tematy istotne, a porzucą boksowanie i podstawianie sobie nóg? W chwili, kiedy burmistrz włączył się z zapałem do ataku nie tylko przeciw wybranym radnym ale też przeciw gościom obecnym na sesji, nie ma na to szans. 

    Przykro oglądało się  trzęsienie ziemi i sprawcę, który wraz z kolejnym wstrząsem coraz bardziej się pogrążał. Kto chce, może sobie obejrzeć na youtube  pierwszą godzinę trwania tego widowiska.  Dla wszystkich, którzy szanują swój czas, mam niedobrą wiadomość.  Przykład idzie z góry i najpewniej przez jeszcze ponad rok sala narad w urzędzie będzie świadkiem nieustannego wrzenia i wybuchów.

    Dobrym znakiem, że miasto nie zeszło jeszcze na psy, było zachowanie się mieszkańców. Nagradzali brawami niektóre wypowiedzi radnych i wynik kluczowego głosowania. Występ burmistrza został przyjęty w milczeniu, czasem tylko przerywany okrzykami oburzenia. Po prostu, obecnym na sali gościom nie mieściło się w głowie, że tak może zachowywać się  najważniejszy reprezentant miasta.

     Na sesji pojawiły się różnorodne media, a ich przekazy można było słuchać w radiu i telewizji.  Miejscowy portal jelonka zamieścił krótki opis obrad ubarwiony licznymi zdjęciami. Proponuję zwrócić uwagę na dwa z nich, bo dobrze pokazują sedno sprawy i atmosferę sesji. Na pierwszym burmistrz siedzi między dwiema paniami: swoją zastępczynią i przewodniczącą rady. Wygląda jak czerwonoskóry   Indianin   z   marsową miną, który jeszcze  trzyma w ręku zbędny już        tomahawk a chwilę wcześniej z zacięciem nim wywijał ( TUTAJ ). Na drugim  siedzi nieruchomo blada twarz w osobie odważnego, znanego z niekonwencjonalnych akcji przewodnika i goprowca. Biały człowiek trzyma przed sobą tabliczkę  i pokazuje na niej, jak kroczy bezprawie ( TUTAJ ).

Więcej wyjaśnień nie trzeba.

niedziela, 26 marca 2017

Pinokio na czele miasta?



     Przed sesją zapowiedzianą na środę, 29 marca widać wyraźnie, jak atmosfera w mieście robi się gorąca. Oliwy do ognia dolał sam burmistrz, zamieszczając na głównej stronie miasta sążniste oświadczenie. Po przyjrzeniu się temu elaboratowi przychodzi  do głowy jedna myśl, że jakiejś ważnej osobistości ( albo osobistościom ) zaczyna się palić grunt pod nogami. Bo jeszcze tego nie było, żeby burmistrz bezpośrednio ostrzegał mieszkańców, wykorzystując do tego potęgę internetu, przed niewielką, działającą legalnie organizacją pozarządową. 

    Precedens wprawdzie zapoczątkował kilka lat temu burmistrz Malinowski, ale nie korzystał z możliwości, jakie stwarza sieć. Jego list do mieszkańców protestujących przeciwko zabudowie stadionu był wyjątkowo cyniczny i chyba na zawsze zapisze się w historii Karpacza jako klasyczny przykład arogancji władzy. Jak widać, młody burmistrz korzysta z lekcji udzielonej przez starego weterana. Nauka nie poszła w las – w końcu należał do jego drużyny.

   Teraz, pierwszy człowiek w mieście próbuje przekonać do swoich racji radnych i mieszkańców zarzucając innym szerzenie nieprawdy. Problem w tym, że przytacza szereg haseł, które są dobre na plakat lub ulotkę, ale nie wyjaśniają stanowiska. Za nic nie można dowiedzieć się, w jaki sposób zmiana studium ma zabezpieczyć mieszkańców przed apartamentowcami. Nie wiadomo też, dlaczego obecne studium sprzyja deweloperom. Argumentów brak, za to pozostaje wrażenie chaosu, który potęguje styl urzędniczej nowomowy.

    Może właśnie o to chodzi? Zamiast jasnego przedstawienia sprawy -  zamęt i zbiór kategorycznych stwierdzeń w rodzaju:  tak jest, bo władza tak mówi. A  nieświadomi mieszkańcy mają uwierzyć na słowo. Tyle tylko, że to już było za PRL u i podobno minęło bezpowrotnie. 

   Najlepszy jest jednak fragment oświadczenia dotyczący ulicy Myśliwskiej. Burmistrz Jęcek próbuje zrzucić odpowiedzialność z siebie za powstające tam apartamentowce i wskazuje winnego: obecne studium i starostwo powiatowe. Chciałby zapomnieć, jak popierał  zmianę planu dla Zarzecza i jak zapewniał, że powstaną tam obiekty sportowe. Bardzo nieładnie tak przeinaczać fakty – zasłużył na nos Pinokia!

    Oświadczenie burmistrza ma jednak pewną znaczącą zaletę. Zaprasza mieszkańców do obecności na sesji. Do tej pory informacje o tym wydarzeniu przemykały przez stronę główną miasta lotem błyskawicy. A teraz  już trzeci dzień wiszą na poczesnym miejscu. Brawo!
   
  

niedziela, 19 marca 2017

Zaszczytny temat - karpackie sławojki



      Wraz z nadejściem wiosny ogłoszono radośnie, że na szczycie Śnieżki znowu będą otwarte toalety. Jak wszystko się uda, to już na majówkę tłumy turystów  skorzystają z dobrodziejstw cywilizacji, zamiast załatwiać swoje życiowe potrzeby w kosodrzewinie. Obiektem będzie zarządzał ten sam „biznesmen”, który nie tak dawno,  w samym środku miasta przed Rezydencją pokazał, jak bliska jest jego sercu natura i ochrona przyrody. Śnieżka znalazła się więc w rękach „fachowca z odpowiednią praktyką”.

      Zalatujący problem usadowił się nie tylko na szczytach gór. Jest obecny niemal w każdym zakątku naszego miasta. Szczególnie kłuje w oczy na przedwiośniu, kiedy topniejący śnieg brutalnie odsłania to, co powinno być  starannie ukryte przed ludzkim okiem. Publiczne przedwojenne toalety dawno już zniknęły. Luki po ich istnieniu zostały wypełnione inaczej. Dzisiaj gościom odwiedzającym naleśnikarnię w pobliżu ośrodka zdrowia nawet do głowy nie przyjdzie, jaką ciekawą historię ma to miejsce. 

       Na mapkach Karpacza nie ma żadnego znaczka z nazwą „toaleta publiczna”. Postawienie w paru miejscach budowlanych tojtojek raczej odstrasza potrzebujących i chcących.  Niebiesko-biała budka  tuż obok Muzeum Sportu i Turystyki jest na tyle odpychająca, że  cierpiący na słabość kiszek biegną kawałek dalej, w kierunku groty. Nic więc dziwnego, że wszelkie ścieżki leśne i zagajniki w granicach miasta upstrzone są woniejącymi ozdobami i papierzakami. 

       A może Rada Miejska, wśród wielu obowiązków znajdzie czas i pochylając się nad udręką turystów  zajmie się domkami z serduszkiem? Nie musi wykazywać się od razu nadgorliwością i brać przykładu ze Sławoja Składkowskiego. Wystarczy, że skorzysta  z wyników konkursów innych miast  na projekt publicznej toalety i wcieli je w życie.  W ten sposób jasno pokaże, że w żaden sposób „nie olewa naszego miasta”.

sobota, 11 marca 2017

Karpacz bez kobiet marnieje



   Dzień 8 marca w Karpaczu panie świętowały bez rozgłosu, kameralnie. Nie przewidziano hucznych imprez, wystarczyły spotkania ze znajomymi lub wieczory w zaciszu domowym. Z tej okazji można było  wziąć udział w  bezpłatnych zajęciach fitness albo w inny, przyjemny sposób zorganizować sobie czas.

        W naszym mieście panie mają sporą przewagę nad panami. Na 100 mężczyzn przypada aż 113 kobiet. Ta przewaga istnieje (i trwa w najlepsze)  tylko w statystyce lub niektórych sfeminizowanych zawodach. Gdy przyjrzeć się reprezentacji władzy w Karpaczu to dysproporcje, na niekorzyść pań, są rażące. Zaledwie trzy kobiety  znajdują się na szczytach lokalnej władzy: jedna jako zastępca burmistrza i dwie w Radzie Miejskiej.

      Czy Karpacz jest wyjątkiem, czy w innych miastach jest podobnie? Trzeba podkreślić z przykrością, że jest wyjątkiem i znajduje się w ogonie polskich miast. Z okazji Święta Kobiet samorządowa strona „Wspólnota” przygotowała ranking najbardziej sfeminizowanych samorządów   ( TUTAJ ).  

        Za podstawę obliczeń przyjęto płeć burmistrza oraz udział kobiet w radzie miejskiej i nadano im taką samą wagę. Wyliczono w ten sposób wskaźnik feminizacji, który dla Karpacza wyniósł 6, 67. Dało to naszemu miastu 710 pozycję na 847 miast w Polsce! Ten ranking  nie jest powodem do dumy i chwalić się nie ma czym.

     Dlaczego tak się dzieje? Wśród przyczyn niechęci pań do startu w wyborach  znajdują się m.in. brak wiary  we własne siły, własne umiejętności i lęk przed porażką. Do tego dochodzi małe zainteresowanie polityką lokalną i przekonanie, że to panowie lepiej nadają się do rządzenia. 

      To ostatnie stwierdzenie można bardzo łatwo obalić. Wystarczy tylko raz obejrzeć przebieg sesji Rady Miejskiej Karpacza. Już po godzinie staje się jasne, że panowie wybrani do rady niewiele co potrafią. Jedni świetnie mówią bez sensu, inni doskonale milczą, a jeszcze inni opanowali perfekcyjnie formułki do ucinania trudnych dyskusji.  Sensowne rozwiązania to rzadkie przypadki, raczej nieznane naszym asom.

    Jeszcze parę takich publicznych, „męskich” występów i „popisywania się” radnych przed mieszkańcami jak ostatnio, to okaże się, że „sfeminizowanie” władz będzie jedynym ratunkiem dla naszego miasta. Tylko w ten sposób będzie można złagodzić obyczaje i przywrócić elementarny ład.

poniedziałek, 6 marca 2017

Wiarygodność Karpacza to całkiem obce pojęcie



     Wiemy, wszyscy dobrze wiemy, że Karpacz  należy do  najbardziej ulubionych miejsc wypoczynku  w Karkonoszach. Wprawdzie jest miasteczkiem  znanym i chętnie odwiedzanym, to jednak wciąż wymaga promocji i przypominania o sobie, żeby potencjalni goście  do nas (a nie gdzie indziej) przyjechali na dłużej.

     Dobrze, że o Karpaczu  często się mówi i pisze.  Dobrze, że podkreśla się piękne położenie, atrakcje i inne zalety. I dobrze, że jest o nas coraz głośniej w mediach ogólnopolskich. Nie powinno być nam jednak  wszystko jedno, jak  nasze miasto jest postrzegane. 

     Ponad dwa lata temu, tuż przed wyborami samorządowymi  bardzo głośno było o Karpaczu za sprawą afery podsłuchowej. Podobno ktoś, bliżej nieznany podsłuchiwał byłego już burmistrza. Zainstalowana w urzędzie pluskwa  kosztowała kilkanaście złotych – jej wartość wskazywała, że to raczej zabawka – gadżet, a nie profesjonalne urządzenie. Władze miasta też zachowały się nieprofesjonalnie. Zamiast  zgłosić zdarzenie na policję, wynajęły prywatną agencję detektywistyczną. A potem konferencja prasowa sprawiła, że Karpacz stał się słynny na całą Polskę.  Ta popularność była  nieszczególnej jakości, raczej miasto ośmieszyła, niż przydała mu splendoru.

      A teraz bardzo głośno zrobiło się o Karpaczu z powodu zamków na lodzie czyli Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2030. Władze miasta chętnie podkreślają, jaki to dobry pomysł i świetna promocja. Puszczają wodze wyobraźni i podpowiadają, gdzie mogą odbywać się poszczególne dyscypliny. O tym, jak kończyły się podobne pomysły w Polsce, nie wspominano.  Po co sprowadzać maluczkich na ziemię. Niech żyją złudzeniami i widzą fatamorganę. A potem  niech przyjeżdżają do Karpacza i zostawiają pieniądze – tak ma to działać. Co z tego, że to tylko humbug, przez niektórych nazywany oszustwem doprawionym cynizmem? Co z tego, że władze miejskie tracą wiarygodność opowiadając bujdy na resorach? A kogo to obchodzi, potem powie się zwyczajnie, że nie było za co, że nie wyszło…

Czy z takim myśleniem można coś zrobić? Nic – można tylko wzruszyć ramionami i przypomnieć sobie piosenkę:
„Spod oka sztuczna łza,
Cwaniak błazna gra -
- Zwariować można tylko raz!
Na całą parę, pełen gaz”…