sobota, 25 lutego 2017

Studium: co się odwlecze, to nie uciecze



    Trzydziesta trzecia sesja nie przyniosła żadnych rozstrzygnięć dotyczących kształtu miasta w  niedalekiej przyszłości.  Była długa, nudna i niestrawna mimo że dotyczyła kluczowej sprawy Karpacza. Tradycją już chyba stały się kłótnie między radnymi i wyzwiska typu „cep”. W nastrój wczuł się też miejski prawnik i obrazowym porównaniem dolał oliwy do ognia. Nawet obecność dużej grupy mieszkańców nie była w stanie uspokoić podminowanych osób.  Nieciekawe  wstawki  słowne  wcale nie dodały smaku męczącym i przegadanym obradom.

     Pojawiło się na niej tylko jedenastu radnych, tak więc brakowało aż czterech osób. Chyba nie bały się spojrzeć mieszkańcom prosto w oczy i miały ważny powód nieobecności? Tuż przed głosowaniami mniej  więcej w połowie, doszedł jeszcze  jeden radny.  

       Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy sporządzenia studium  byli zgodni, że trzeba ograniczyć nadmierną rozbudowę miasta. I jedni i drudzy podkreślali, że są przeciwnikami apartamentowców. Kto z nich mówił prawdę, a kto się z nią mijał? Pierwszą wskazówką nieczystych intencji było odmówienie Grzegorzowi Kubikowi prawa do wygłoszenia krótkiej prelekcji związanej z tematem.  Nie pierwszy już zresztą raz. Wyglądało to tak, jakby ktoś się przestraszył rzeczowych argumentów i nie był w stanie przedstawić swoich kontrpropozycji. 

     A potem w potoku słów ginęły fakty i zostawały tylko ogólnikowe hasła. Nie można było dowiedzieć się, jakie tereny ma ochronić otwarcie studium. Z jakiego powodu nie można zostawić tego studium, które obowiązuje i dlaczego nie zabezpiecza ono interesów miasta? Skąd się wzięło przekonanie, że studium jest przestarzałe i jego data przydatności do użycia minęła?  Za to mieszkańcy mogli usłyszeć, że burmistrz miasta myśli o następnym pokoleniu, a niektórzy radni tylko o najbliższych wyborach. Czy, delikatnie mówiąc, nie było to porównanie na wyrost i objaw megalomanii?

      Szczęśliwie znalazł się na miejscu radny Czerniak i zaproponował wycofanie uchwały z porządku obrad.  To oznacza tylko jedno: uchwała wróci do komisji  i wróci znowu na sesję, żeby wszystkim umilić życie, zajmować czas i psuć nerwy. Kto wreszcie odważy się wyrzucić  ten projekt  do kosza?