wtorek, 28 lutego 2017

Studium: mieszkańcy są sami sobie winni



      Rewolucja przestrzenna w mieście ma swoich gorących zwolenników. Należą do nich nie tylko władze gminne wraz z częścią rady. W tle i w cieniu  stoją wielcy inwestorzy, nieutuleni w żalu, że tydzień temu nie udało się przepchnąć zmian. Liczą, że w najbliższym czasie długotrwałe, wieloletnie zabiegi przyniosą oczekiwane efekty. Wolne przestrzenie w mieście będzie można wreszcie zabudowywać, a to, co stanie się z mieszkańcami Karpacza nie jest ich zmartwieniem.

      Wśród argumentów, które miały przekonać radnych do gruntownych zmian, znalazły się dwa,  obarczające winą Karpaczan za dewastację przestrzenną miasta.  Pierwszy z nich przytoczył Burmistrz, a drugi  jeden z radnych. 

    Z wypowiedzi Burmistrza wynikało , że przez sprzedaż  prywatnych działek mieszkańcy przyczynili się do wzrostu liczby apartamentów i miejsc noclegowych.  Nie chciał pamiętać o tym, że to władze odpowiadają za przestrzeń w mieście decydując o przyjęciu studium i tworząc plany miejscowe. Zapomniał albo wolał zapomnieć,  że to miasto ustala, czy na  działce przeciętnego Karpackiego będzie można postawić domy, czy nie.  Że jedyne, co mieszkaniec może zrobić, to złożyć wniosek w sprawie z nadzieją, że  zostanie on uwzględniony.

     W sytuacji, kiedy zaledwie paru deweloperów próbuje  wywrócić miasto do góry nogami, narzekanie na Karpaczan, że  sprzedali  im niektóre działki, wygląda dziwnie. Władze miasta mają karty przetargowe w ręku w postaci planów miejscowych. Mogą je tworzyć, a nawet w razie konieczności zmieniać. Mają też obowiązek  pilnować ich przestrzegania. Jak widać, najłatwiej znaleźć winnego, który stoi na samym dole i niewiele może.

      Kolejną przyczynę problemów przestrzennych Karpacza znalazł Tomasz Dobiecki. Stwierdził, że mieszkańcy tak intensywnie zabudowali swoje działki, że zabrakło im miejsca na śmietniki, parkingi i place zabaw. Dzierżawią teraz działki od miasta, bo tylko w ten sposób są w stanie zaspokoić oczekiwania turystów. Przypuszczalnie  radny nie wiedział, że  dopiero od niewielu lat można kupować duże działki. W czasach Polski Ludowej obowiązywały inne przepisy, a pod budowę można było nabyć   działki  najwyżej kilkusetmetrowe. To, przede wszystkim, powodowało, że domy budowano zbyt blisko siebie.  Potrzeby mieszkańców i turystów też były inne. Tak więc, nie pazerność Karpaczan  dewastowała miasto, ale reguły gry ustalane na zupełnie innym szczeblu.

    Można przypuszczać, że obarczanie mieszkańców  odpowiedzialnością za zabudowę Karpacza jest  nieudolną próbą przykrycia niebezpiecznych zmian szykowanych na zgubę nas wszystkich. Na chybione argumenty istnieje tylko jedna odpowiedź: znaj proporcje mocium panie.


sobota, 25 lutego 2017

Studium: co się odwlecze, to nie uciecze



    Trzydziesta trzecia sesja nie przyniosła żadnych rozstrzygnięć dotyczących kształtu miasta w  niedalekiej przyszłości.  Była długa, nudna i niestrawna mimo że dotyczyła kluczowej sprawy Karpacza. Tradycją już chyba stały się kłótnie między radnymi i wyzwiska typu „cep”. W nastrój wczuł się też miejski prawnik i obrazowym porównaniem dolał oliwy do ognia. Nawet obecność dużej grupy mieszkańców nie była w stanie uspokoić podminowanych osób.  Nieciekawe  wstawki  słowne  wcale nie dodały smaku męczącym i przegadanym obradom.

     Pojawiło się na niej tylko jedenastu radnych, tak więc brakowało aż czterech osób. Chyba nie bały się spojrzeć mieszkańcom prosto w oczy i miały ważny powód nieobecności? Tuż przed głosowaniami mniej  więcej w połowie, doszedł jeszcze  jeden radny.  

       Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy sporządzenia studium  byli zgodni, że trzeba ograniczyć nadmierną rozbudowę miasta. I jedni i drudzy podkreślali, że są przeciwnikami apartamentowców. Kto z nich mówił prawdę, a kto się z nią mijał? Pierwszą wskazówką nieczystych intencji było odmówienie Grzegorzowi Kubikowi prawa do wygłoszenia krótkiej prelekcji związanej z tematem.  Nie pierwszy już zresztą raz. Wyglądało to tak, jakby ktoś się przestraszył rzeczowych argumentów i nie był w stanie przedstawić swoich kontrpropozycji. 

     A potem w potoku słów ginęły fakty i zostawały tylko ogólnikowe hasła. Nie można było dowiedzieć się, jakie tereny ma ochronić otwarcie studium. Z jakiego powodu nie można zostawić tego studium, które obowiązuje i dlaczego nie zabezpiecza ono interesów miasta? Skąd się wzięło przekonanie, że studium jest przestarzałe i jego data przydatności do użycia minęła?  Za to mieszkańcy mogli usłyszeć, że burmistrz miasta myśli o następnym pokoleniu, a niektórzy radni tylko o najbliższych wyborach. Czy, delikatnie mówiąc, nie było to porównanie na wyrost i objaw megalomanii?

      Szczęśliwie znalazł się na miejscu radny Czerniak i zaproponował wycofanie uchwały z porządku obrad.  To oznacza tylko jedno: uchwała wróci do komisji  i wróci znowu na sesję, żeby wszystkim umilić życie, zajmować czas i psuć nerwy. Kto wreszcie odważy się wyrzucić  ten projekt  do kosza?

niedziela, 19 lutego 2017

Sesja: zaplanowane trzęsienie ziemi



     Po cichutku, pomalutku, niezauważalnie dla większości mieszkańców szykują się rewolucyjne zmiany w mieście. Już na najbliższą środę przygotowano projekt uchwały nr 297/17 w sprawie przystąpienia do sporządzenia studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego naszego miasta. Akurat teraz, gdy  Dolny Śląsk ma ferie zimowe i Karpacz tętni życiem. Akurat w momencie, gdy do miasta zawitała moc turystów, a mieszkańcy zajęci są ich bieżącą  obsługą. Będzie można podjąć kolejną próbę przekonania radnych, żeby wreszcie tym razem, podarowali miasto wielkim inwestorom.

      Przymierzano się do tej uchwały długo, od początku obecnej kadencji rady.  Klimat jednak nie był  sprzyjający. Mieszkańcy, po wielu latach trwania sporu wokół studium i planów miejscowych,  zaczęli zdawać sobie sprawę z zagrożenia, jakie niosą takie zmiany.  Na przykład, że zostaną pozbawieni dochodów z wynajmu noclegów, bo duże obiekty przejmą ich gości. Że lokale gastronomiczne i sklepy będą świeciły pustkami, a turyści będą korzystać z restauracji i robić zakupy w wielkich kompleksach hotelowych.

       Teraz jednak, gdy zapowiada się następny  dobry turystycznie sezon, gdy zarabiają nawet najmniejsi przedsiębiorcy, władze miasta próbują przystąpić do ataku.
1. Najpierw przygotowano grunt - chwaleniem się, jacy jesteśmy wspaniali, jak nam się wszystko udaje, jak  nasze miasto się rozwija i zwycięża w rankingach.
 2. Następnie okazało się, że jesteśmy tak mocni, że możemy sobie  zafundować olimpiadę zimową. Widocznie stać nas. W telewizji, radiu i na portalach internetowych Karpacz razem ze Szklarską Porębą i Czechami roztacza wspaniałe projekty.  A nowe zamiary potrzebują nowych terenów, nowych miejsc noclegowych – miasto musi się rozwijać. Kto uwierzy, że to tylko pijar, że to, po prostu utopia?
3. Po takiej dawce znieczulającej i uśpieniu czujności mieszkańców, można przystąpić do sedna sprawy: Wytłumaczyć, że w ciasnym gorsecie, jakim są plany miejscowe z 2003 r. nie da się dłużej wytrzymać. Przekonać, że potrzebne jest nowe otwarcie, bo bez nowego studium miasto się udusi. 

     Czy mieszkańcom, po przyjęciu uchwały będzie się lepiej w Karpaczu żyło? Skądże! Wręcz przeciwnie. Apartamentowce, które są już zaplanowane i tak zostaną wybudowane. Uchwała umożliwi za to przeznaczenie ostatnich w obrębie miasta terenów zielonych na place budowy pod nowe domy. To, że  obok jest Park Narodowy, to naprawdę za mało. Trzeba mieć jeszcze czym oddychać - bez zielonych płuc miasta się nie da. 

   Przyjęcie uchwały zdegraduje całą miejscowość. Umożliwi  dalszą, bezsensowną zabudowę apartamentowcami i hotelami - jakby wciąż było ich za mało. Na to nie pozwalają obecne plany – stoją na straży interesów Karpaczan.   Szkoda, że  włodarze miasta nie reprezentują  mieszkańców i pokrętnie tłumaczą konieczność przyjęcia uchwały.  Jedyną bronią  przeciwko takiemu postępowaniu  jest głośny protest. Tego lokalne władze  nie lubią i bardzo się tego boją.

Sesja Rady Miejskiej odbędzie się 22 lutego 2017 r.  w Urzędzie Miejskim. Rozpoczęcie o godz. 9.30.


niedziela, 12 lutego 2017

Karpacz w oparach absurdu



        Pierwsza sesja w bieżącym roku zapisze się na trwałe w historii Rady Miejskiej Karpacza. Wielka szkoda, że nie złotymi zgłoskami. Nie tylko z powodu kilku drażliwych tematów i   dyskusyjnych prób ich rozwiązania. Zmarnowaną szansą stała się także prezentacja rozwoju miasta, którą wygłosił sam Burmistrz. Korzystając z licznie zebranej publiki, przedstawił obraz  miasta w rozkwicie  i roztaczał wizje świetlanej przyszłości. Wspinał się na wyżyny elokwencji, ale efekt był odwrotnie proporcjonalny do ilości wypowiedzianych słów.

        Pokaz haseł, zdjęć i wykresów dotyczył „oceny realizacji strategii rozwoju miasta Karpacza od początku kadencji obecnej rady do końca  2016 oraz plan pracy na lata 2017 – 2018”. Byłoby pięknie, gdyby Burmistrz przedstawił rzeczywiście strategię Karpacza, a nie zbiór bardziej lub mniej udanych działań. Problem w tym, że Karpacz  nie ma nigdzie sformułowanej strategii! Wprawdzie dwa miesiące wcześniej, przewodnicząca Rady mimochodem nadmieniła, że strategia może być ustna, ale  burmistrz nic nie mówił o jej założeniach tylko opowiadał o  osiągnięciach miasta. Faktycznie, nie mógł się odnieść do czegoś, czego nie  było. Ostatnia strategia miasta, sporządzona na piśmie, obejmowała lata 2005- 2013.

        A potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy i rozpoczęte opracowywanie strategii zawisło w próżni. „Ktoś” zadecydował, że skoro od 2014 r. samorząd gminny może ( ale nie musi ) mieć  strategię, to po co Karpacz ma się wysilać. Tak więc nie ma misji, nie ma diagnozy stanu, nie ma priorytetów i nie ma celów połączonych z kierunkami działania.  Jest za to parę obszarów działań, ale część z nich nie doczekała się konkretów ( deptak, stadion) – może doczeka się w przyszłości?  Pozostaje wrażenie, że strategia miasta znalazła się w głowach paru ważnych, wtajemniczonych osób i   nie będzie dostępna maluczkim.

       Skoro Burmistrz przytacza rankingi małych miast i wysoką pozycję Karpacza, warto postawić pytanie: Jakie miejsce zajmuje Karpacz wśród miejscowości bez strategii działania? Też  znajduje się  w czołówce? Takich miejscowości jest niewiele – również Związek Miast Polskich uważa, że miasta powinny mieć strategię rozwoju na najbliższe lata. A tymczasem w Karpaczu bieżące administrowanie, działanie od ściany do ściany, od przypadku do przypadku wzięło górę nad strategicznym myśleniem i wizją rozwoju.  Chyba nie tym razem „Karpacz zawsze górą” ?

       Chociaż, słuchając wypowiedzi Burmistrza na temat „Zimowe Igrzyska 2030”  można przyjąć, że jednak wizja  jest.  Poruszanie się w sferze fantastyki i stwierdzenia w rodzaju „marzenia bardzo ambitne”, „to jest realne”, „to nie są całkiem mrzonki”, „to jest do zrobienia” wychodzą mu całkiem dobrze. Niestety, zasłona dymna, jaką są igrzyska dla ludu ( czytaj: Karpaczan), ma to do siebie, że szybko się unosi i zostaje naga prawda.

        W tym miejscu koniecznie trzeba przypomnieć, jak to było w Krakowie, po ambitnych planach „Zimowe Igrzyska 2022”. Według  portalu  Nasze Miasto Kraków z  12 stycznia  2015 r.      wyglądało    to     tak: „Ubrania po oficjelach z Komitetu Kraków 2022 sprzedano na internetowej aukcji z duża stratą. Sprzęt biurowy i gadżety Komitetu trafiły w ręce urzędników z Krakowa, Zakopanego i Kościeliska”.

     Wobec tego wystąpienie Burmistrza najlepiej zaliczyć do kategorii  humorystycznej, zupełnie  jak w  wierszyku „ Mamo, chwalą nas. Wy mnie, a ja Was”.

poniedziałek, 6 lutego 2017

W Karpaczu opłata miejscowa ma się dobrze



      W miejscowościach posiadających korzystne właściwości klimatyczne, walory krajobrazowe oraz warunki umożliwiające pobyt  turystom, można pobierać opłatę miejscową.   Jej wprowadzenie i wysokość reguluje w Karpaczu uchwała Rady Miejskiej. 

     W tym roku za turystę przebywającego dłużej niż dobę w naszym mieście, obiekty hotelarskie płacą 2, 17 zł, czyli jeden grosz mniej niż w ubiegłym roku. Opłata jest ważną pozycją w dochodach gminy ( w budżecie miasta od kilku lat jej zaplanowana wysokość wynosi  1 850 000 zł ).   Na tyle ważną, że kiedy w ubiegłym roku na sesji jeden z radnych zaproponował jej zaokrąglenie i obniżenie o parę groszy, burmistrz zaprotestował. Przedstawił, jak dużo gmina straci na ułatwieniu liczenia gestorom turystyki  i sprawa upadła. 

     Dotychczas dyskusje wokół opłaty miejscowej na Sesjach Rady Miejskiej dotyczyły wyłącznie stawki i poprawy ściągalności, a nie podważania sensu jej istnienia. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości może to się zmienić. Precedens już jest – sygnał dała Wisła i Zakopane. 

      Pierwszy w Polsce wyrok w tej sprawie dotyczył opłaty miejscowej w Wiśle. Sprawę skierował do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego działacz  Alarmu Smogowego. Wydany przez WSA w Gliwicach w 2015 r. wyrok potwierdzał, że nie powinno się pobierać opłat w miejscach, gdzie normy zanieczyszczenia powietrza są przekroczone. Mimo wyroku, opłata w Wiśle nadal jest pobierana.   Natomiast Biały Dunajec na Podhalu zrezygnował całkowicie z pobierania opłaty miejscowej.

      Kolejne postępowanie toczy się przed WSA w Krakowie,  w sprawie niesłusznie pobranej opłaty miejscowej od turysty, który odwiedził Zakopane. Zarzucił on władzom Zakopanego, że powietrze w mieście jest bardzo zanieczyszczone,  przekracza wszelkie dopuszczalne normy i dlatego pobieranie takiej opłaty, jego zdaniem, jest bezprawne. Wyrok nie zapadnie szybko, ponieważ w tej sprawie ma się wypowiedzieć najpierw Trybunał, czy pobieranie opłat jest zgodne z Konstytucją.

      Możliwe, że w Karpaczu powietrze nie jest aż tak złe, jak w Zakopanem. Dla każdego z mieszkańców nie jest żadną tajemnicą, że nie jest też  zbyt dobre.  Może zamiast biernie czekać na rozwój wypadków i ściągać sobie na głowę niepotrzebne kłopoty, lepiej byłoby skorzystać z rozwiązań Jeleniej Góry? ( tutaj ). Edukacja, informacja, prewencja i pilnowanie, żeby niektórzy mieszkańcy nie spalali w piecach śmieci nie kosztują dużo. Naprawdę.