piątek, 13 stycznia 2017

Słowo-klucz w naszym mieście



        Z końcem grudnia Google  podało najpopularniejsze hasła, jakie wyszukiwali  internauci w minionym  roku. Na świecie interesowano się głównie grą Pokemon Go i Donaldem Trumpem. Podobnie było w Polsce: wysokie miejsca zajęła  ta sama gra i prezydent elekt Stanów Zjednoczonych.  Interesowano się także  sportem: igrzyskami w Rio i Euro. Polacy chcieli też wiedzieć, jak się wymawia słowo Avon i jak wypełnić wniosek 500+. 
 
        Nie wiadomo, jakie słowa i zdarzenia znalazły się w centrum zainteresowań mieszkańców Karpacza. Nikt takich analiz nie przeprowadził, ani pewnie nie zastanawiał się nad tym. Przyglądając się życiu publicznemu w Karpaczu można wytypować jedno słowo, które powtarzało się często i brzmiało niepokojąco. Tym hasłem był  wygodny wyraz „donos”.

       Dlaczego „wygodny”,  chociaż brzmi ponuro?  Dlatego, że stał się użytecznym narzędziem dla paru cwaniaków w mieście. Odwracał  uwagę od nich samych, od różnych niezrozumiałych zdarzeń  i wątpliwych spraw. Równocześnie stał się cepem, za pomocą którego można było uderzyć i unieszkodliwić każdą interwencję. Okazał się  bardzo  przydatny dla lokalnych „biznesmenów”, którzy nie przywykli do załatwiania interesów zgodnie z prawem tylko wolą ustalenia „na gębę”. Każdy, kto próbował przywrócić  elementarny ład w jakiejkolwiek sprawie w mieście, był zaraz napiętnowany i przyklejano mu łatkę donosiciela. Dzięki temu miejscowi „przedsiębiorcy” mogli   grać rolę  ofiar, czyli szlachetnych obywateli skrzywdzonych  bezpodstawnymi oskarżeniami. 

        W taki prosty sposób, przez  odebranie słowu „donos” prawdziwego znaczenia można dalej robić w mieście co się chce, łamać prawo i nie liczyć się z nikim i z niczym. Nastąpiło zatarcie granicy między zachowaniem obywatelskim a denuncjacją. Działania we wspólnym interesie, zgodne z prawdą i pod własnym nazwiskiem  zrównuje się ze złośliwym pomówieniem, anonimem i wtrącaniem się w prywatne sprawy. Tak więc każda skarga, umotywowana i podpisana staje się donosem i każda interwencja, która zapobiega malwersacjom i niszczeniu dobra wspólnego staje się naganna. 

        Jak skończyć z tym  chorym myśleniem, które przynosi miastu fatalne skutki?  Nie bać się i uczestniczyć w życiu publicznym.  Lokalne  układy nie trwają wiecznie. Również one mają swój kres. Trwają tak długo, jak długo jesteśmy bierni i pozwalamy na takie zachowania.