Z końcem grudnia Google podało najpopularniejsze hasła, jakie
wyszukiwali internauci w minionym roku. Na świecie interesowano się głównie grą
Pokemon Go i Donaldem Trumpem. Podobnie było w Polsce: wysokie miejsca zajęła ta sama gra i prezydent elekt Stanów
Zjednoczonych. Interesowano się także sportem: igrzyskami w Rio i Euro. Polacy
chcieli też wiedzieć, jak się wymawia słowo Avon i jak wypełnić wniosek 500+.
Nie wiadomo, jakie słowa i zdarzenia
znalazły się w centrum zainteresowań mieszkańców Karpacza. Nikt takich analiz
nie przeprowadził, ani pewnie nie zastanawiał się nad tym. Przyglądając się życiu
publicznemu w Karpaczu można wytypować jedno słowo, które powtarzało się często
i brzmiało niepokojąco. Tym hasłem był wygodny wyraz „donos”.
Dlaczego „wygodny”, chociaż brzmi ponuro? Dlatego, że stał się użytecznym narzędziem dla
paru cwaniaków w mieście. Odwracał uwagę
od nich samych, od różnych niezrozumiałych zdarzeń i wątpliwych spraw. Równocześnie stał się
cepem, za pomocą którego można było uderzyć i unieszkodliwić każdą interwencję.
Okazał się bardzo przydatny dla lokalnych „biznesmenów”, którzy
nie przywykli do załatwiania interesów zgodnie z prawem tylko wolą ustalenia „na
gębę”. Każdy, kto próbował przywrócić
elementarny ład w jakiejkolwiek sprawie w mieście, był zaraz
napiętnowany i przyklejano mu łatkę donosiciela. Dzięki temu miejscowi „przedsiębiorcy”
mogli grać rolę ofiar, czyli szlachetnych obywateli skrzywdzonych bezpodstawnymi oskarżeniami.
W
taki prosty sposób, przez odebranie
słowu „donos” prawdziwego znaczenia można dalej robić w mieście co się chce,
łamać prawo i nie liczyć się z nikim i z niczym. Nastąpiło zatarcie granicy między zachowaniem
obywatelskim a denuncjacją. Działania we wspólnym interesie, zgodne z prawdą i pod własnym nazwiskiem
zrównuje się ze złośliwym pomówieniem,
anonimem i wtrącaniem się w prywatne sprawy. Tak więc każda skarga, umotywowana
i podpisana staje się donosem i każda interwencja, która zapobiega malwersacjom
i niszczeniu dobra wspólnego staje się naganna.
Jak
skończyć z tym chorym myśleniem, które przynosi
miastu fatalne skutki? Nie bać się i uczestniczyć
w życiu publicznym. Lokalne układy nie trwają wiecznie. Również one mają
swój kres. Trwają tak długo, jak długo jesteśmy bierni i pozwalamy na takie
zachowania.