niedziela, 4 grudnia 2016

Karpacz to ja



      O tym, że w mieście zapatrzono się chyba na francuskiego Ludwika XIV, który  powiedział kiedyś „państwo to ja” świadczy  listopadowa sesja Rady Miejskiej.  Wiceprzewodniczący Rady składał ustne sprawozdanie z uroczystości Święta Niepodległości w Jeleniej Górze. Mówił, mniej więcej tak:„ Bardzo serdecznie mnie powitali”. „Kiedy zapowiedziano, że Karpacz składa kwiaty to wszyscy owacyjnie mnie witali”. „Był to piękny dzień i przeżyłem  to bardzo wspaniale, Karpacz też zaistniał tam… Godnie reprezentowałem naszą Radę, Burmistrza i całe nasze miasto w tej pięknej uroczystości”.

      Nie ulega wątpliwości,  że Pan Wiceprzewodniczący godnie reprezentował nasze miasto.  Znacznie lepiej by  jednak było,  gdyby pozwolił na taką ocenę innym i nie wysuwał siebie na pierwsze miejsce,  przed miastem, które miał zaszczyt reprezentować.  W dodatku przekręcił nazwisko posłanki, a na zwróconą mu uwagę stwierdził „ale to nie jest takie ważne”. Być może jest to rzeczywiście „michałek”, w końcu każdemu zdarzają się pomyłki, ale jednak w publicznym wystąpieniu robi kiepskie wrażenie. Sugeruje pomniejszanie innych, wywyższanie siebie, a może nawet nadmierne poczucie własnej wartości i próżność. 

         Prawdopodobnie  takie  zachowanie  wynika  z  racji  wieku,  pozycji  w  Radzie Miejskiej oraz  z awansu, jaki spotkał w ostatnim czasie członków najbliższej rodziny radnego.  I o ile uznanie dla działalności statecznego radnego  jest oczywiste, to kierownicze stanowiska w Urzędzie dla jego rodziny już budzą liczne wątpliwości.  Nawet jeżeli są to osoby kompetentne i doświadczone, to działają  w jaskrawych warunkach konfliktu interesów. Nie jest zdrową sytuacja, w której to samo nazwisko odmienia się w kilku przypadkach, nawet gdy w jednej sytuacji pochodzi ze społecznego wyboru. Dla czystości i jasności sprawy ktoś z nich powinien ustąpić. Wyłącznie po to, żeby nie stwarzać problemów natury etycznej i nie narażać powagi Urzędu na szwank.

       Konflikt interesów, czyli mówiąc w skrócie konflikt między osobistym (rodzinnym) a cudzym (publicznym) interesem podważa zaufanie do sprawowanej władzy. Wiąże się z nadużywaniem funkcji publicznej. O konflikcie interesów i stronniczości mówi się nie tylko wtedy, gdy jest on wyraźnie widoczny i zapadły już określone decyzje. Istnieje on także wtedy, gdy przedstawiciele władzy mogą mieć interes w sposobie rozstrzygnięcia sprawy sprzeczny z interesem miasta. Jeżeli Burmistrz chętnie mówi o zaufaniu do władzy i podkreśla, że Urząd powinien działać transparentnie to chyba już czas, żeby od słów przejść do czynów.

     Podpowiadam, że najlepszym sposobem rozwiązywania konfliktu interesów jest jego unikanie. Podpowiadam też, że w prywatnych rozmowach między mieszkańcami taka sytuacja, jak wyżej opisana, jest bardzo źle oceniana. Możliwe, że z wysokości urzędniczych stołków jest niezauważana albo, co gorsze, lekceważona.  Niewykluczone, że dla niektórych bycie sędzią we własnej sprawie nie jest problemem. Są przekonani w swojej pysze o własnych nieograniczonych możliwościach i nie zamierzają się z nikim liczyć. Wiadomo, że pycha kroczy przed upadkiem, ale co potem?