O tym, że w mieście zapatrzono się chyba
na francuskiego Ludwika XIV, który powiedział kiedyś „państwo to ja” świadczy
listopadowa sesja Rady Miejskiej. Wiceprzewodniczący Rady składał ustne
sprawozdanie z uroczystości Święta Niepodległości w Jeleniej Górze. Mówił,
mniej więcej tak:„ Bardzo serdecznie mnie powitali”. „Kiedy
zapowiedziano, że Karpacz składa kwiaty to wszyscy owacyjnie mnie witali”. „Był
to piękny dzień i przeżyłem to bardzo wspaniale,
Karpacz też zaistniał tam… Godnie reprezentowałem naszą Radę, Burmistrza i całe
nasze miasto w tej pięknej uroczystości”.
Nie ulega wątpliwości, że Pan Wiceprzewodniczący godnie
reprezentował nasze miasto. Znacznie
lepiej by jednak było, gdyby pozwolił na taką ocenę innym i nie
wysuwał siebie na pierwsze miejsce,
przed miastem, które miał zaszczyt reprezentować. W dodatku przekręcił nazwisko posłanki, a na
zwróconą mu uwagę stwierdził „ale to nie jest takie ważne”. Być może jest to rzeczywiście
„michałek”, w końcu każdemu zdarzają się pomyłki, ale jednak w publicznym
wystąpieniu robi kiepskie wrażenie. Sugeruje pomniejszanie innych, wywyższanie
siebie, a może nawet nadmierne poczucie własnej wartości i próżność.
Prawdopodobnie takie zachowanie wynika z racji
wieku, pozycji w Radzie Miejskiej oraz z awansu, jaki spotkał w ostatnim czasie
członków najbliższej rodziny radnego. I
o ile uznanie dla działalności statecznego radnego jest oczywiste, to kierownicze stanowiska w
Urzędzie dla jego rodziny już budzą liczne wątpliwości. Nawet
jeżeli są to osoby kompetentne i doświadczone, to działają w jaskrawych warunkach konfliktu interesów.
Nie jest zdrową sytuacja, w której to samo nazwisko odmienia się w kilku
przypadkach, nawet gdy w jednej sytuacji pochodzi ze społecznego wyboru. Dla
czystości i jasności sprawy ktoś z nich powinien ustąpić. Wyłącznie po to, żeby
nie stwarzać problemów natury etycznej i nie narażać powagi Urzędu na szwank.
Konflikt interesów, czyli mówiąc w
skrócie konflikt między osobistym (rodzinnym) a cudzym (publicznym) interesem
podważa zaufanie do sprawowanej władzy. Wiąże się z nadużywaniem funkcji
publicznej. O konflikcie interesów i stronniczości mówi się nie tylko wtedy,
gdy jest on wyraźnie widoczny i zapadły już określone decyzje. Istnieje on także wtedy, gdy
przedstawiciele władzy mogą mieć
interes w sposobie rozstrzygnięcia sprawy sprzeczny z interesem miasta. Jeżeli
Burmistrz chętnie mówi o zaufaniu do władzy i podkreśla, że Urząd powinien działać
transparentnie to chyba już czas, żeby od słów przejść do czynów.
Podpowiadam, że najlepszym sposobem rozwiązywania konfliktu interesów jest jego
unikanie. Podpowiadam też, że w prywatnych rozmowach między mieszkańcami
taka sytuacja, jak wyżej opisana, jest bardzo źle oceniana. Możliwe, że z
wysokości urzędniczych stołków jest niezauważana albo, co gorsze, lekceważona. Niewykluczone, że dla niektórych bycie sędzią
we własnej sprawie nie jest problemem. Są przekonani w swojej pysze o własnych
nieograniczonych możliwościach i nie zamierzają się z nikim liczyć. Wiadomo, że
pycha kroczy przed upadkiem, ale co potem?