niedziela, 27 listopada 2016

Przewodnik przewodników w miejsce Bierutowic



       Karpacz Górny czy Bierutowice? Za trzy dni kończą się konsultacje społeczne i  niebawem będzie wiadomo, jaką nazwę wybrali mieszkańcy najwyżej położonej części miasta. Czy zaakceptują „Karpacz Górny”, do którego już się przyzwyczaili, czy raczej decyzję w tej sprawie  będzie podejmował wojewoda? W holu Urzędu wystawiono urnę i spóźnialscy mogą jeszcze wrzucić swój głos do środka. 

        Nazwa „Bierutowice”  dawno wypadła z obiegu i  dziw bierze, że przez prawie ćwierć wieku nie została wykreślona z Państwowego Rejestru Nazw Miejscowości. Ktoś nie dopatrzył, ktoś inny nie zauważył i  Bierutowice, przynajmniej formalnie, dalej sobie istnieją.  Konsultację społeczne, jakie ogłoszono w tej sprawie też w gruncie rzeczy mają charakter formalny.

       Sposób  przeprowadzenia konsultacji, chociaż zgodny  z miejscową uchwałą, jest dyskusyjny. Dlaczego, na przykład  wybrano taki sposób zasięgania opinii? Dlaczego nie wszyscy mieszkańcy Karpacza mogą głosować  i dlaczego formularze ankietowe są imienne? Na karcie trzeba się czytelnie podpisać i w ten sposób ujawnić swoje, bądź co bądź, polityczne poglądy. To są sprawy delikatne i pewnie niewielu znajdzie się chętnych do wypełnienia takiej ankiety. Zresztą, po tygodniu wszystko już będzie jasne i  wyniki konsultacji ( a w tym, ile osób wzięło w nich udział ) zostaną publicznie ogłoszone.

       Kim był Bolesław Bierut nie trzeba przypominać - kto nie pamięta, może sobie łatwo sprawdzić. Dni jego, jako patrona części Karpacza są już policzone nawet wtedy, gdy konsultacje wypadną dla niego korzystnie.  Ostateczne decyzje w tej sprawie ( i wielu podobnych)  zostaną podjęte na szczeblu państwowym.

      Można by uznać, że sprawa niechlubnych nazw w Karpaczu i okolicach zostanie niebawem ostatecznie załatwiona, gdyby nie inicjatywa PTTK. Z okazji jubileuszu tej organizacji zmieniono przebieg szlaku żółtego w okolicach Wangu, który prowadzi teraz od Jeleniej Góry aż do Słonecznika i nadano mu imię Tadeusza Stecia. Przygotowywana jest także pamiątkowa tablica poświęcona przewodnikowi przewodników.

     Nie ulega wątpliwości, że Tadeusz Steć był wybitnym znawcą Sudetów i doskonałym szkoleniowcem. Jest tylko jedno małe „ale”   związane z jego współpracą ze Służbą Bezpieczeństwa. (klik) Nawet jeżeli się przyjmie, że był zaledwie „zdystansowanym współpracownikiem SB” ( jak go kiedyś określono w Nowinach Jeleniogórskich ) to stawianie go teraz na piedestale za wzór jest po prostu szkodliwe. Odbrązawianie tej postaci już się zaczęło, na spotkaniu w Bukowcu. (klik)

Można  tylko westchnąć: Ile trzeba zmienić, żeby nic się nie zmieniło.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Rankingi dobre na półmetek?



    Mijają już dwa lata od wyborów samorządowych, a więc minęło pół kadencji obecnego Burmistrza i pół kadencji obecnego składu Rady Miejskiej. Można się pokusić o wstępne oceny ich pracy , chociaż ostateczny rezultat poznamy w 2018 r.  Wtedy mieszkańcy zdecydują, kto przejdzie przez wybory z tarczą, a kto na tarczy. 

     Przez ostatni czas jesteśmy regularnie zasypywani różnymi konkursami i rankingami, które są dla naszego miasta bardzo korzystne. Niedawno nagrodzony został film reklamowy o Karpaczu, przed miesiącem miasto otrzymało nagrodę ze starostwa, a  według  Polskiej Organizacji Turystycznej okazało się,  że   mieszkamy w najlepszym kurorcie na Dolnym Śląsku.  

   W  poważnym rankingu opublikowanym w listopadzie, opracowanym przez Politechnikę Warszawską,  Karpacz zajął wśród gmin miejskich pierwsze miejsce (przed Biłgorajem i Suchą Beskidzką).  Ranking dotyczył zrównoważonego rozwoju i oparty był na wybranych 16 wskaźnikach ( z  ponad 70 możliwych na krótkiej liście i grubo ponad 200 na długiej liście). Badano, między innymi wydatki inwestycyjne na głowę mieszkańca, liczbę firm, liczbę radnych z wyższym wykształceniem i procent mieszkańców, którzy posiadają wodociąg. Ranking prowadzony jest już od kilkunastu lat, a Karpacz tylko w 2003 roku zajmował daleką pozycję ( blisko setki  na około 240 miast w Polsce ).  Później było już tylko lepiej, a przez ostatnie lata nasze miasto było w ścisłej czołówce. 

      Czemu i komu takie rankingi służą? Po pierwsze mieszkańcom, bo napływ turystów do miasta nie maleje i Karpacz się bogaci. A po drugie władzy, która może się pochwalić, że tak mądrze i dobrze zarządza miastem. Zawsze można się pokazać przy okazji promocji miasta i wypiąć pierś do kamery     ( a przy okazji do  nagrody, a  może nawet do medalu) i zyskać uznanie  w oczach Karpaczan. 

     W skali kraju, żeby sprawdzić preferencje wyborców ( albo nimi manipulować ) robi się sondaże.  Małe miasta i gminy nie mogą sobie na takie badania pozwolić nie tylko dlatego, że  są one kosztowne. Przy mnogości lokalnych komitetów  tworzonych  przed wyborami  znalezienie reprezentatywnej grupy  graniczy z cudem. Trzeba  więc skorzystać albo  z opracowań o kondycji gminy, albo wziąć udział w zabawie. 

    Taką zabawę zaproponowała przed kilkoma dniami Gazeta Wrocławska. W plebiscycie zatytułowanym „Czy to był dobry wybór” przedstawiła na półmetku kadencji 82 burmistrzów  Dolnego Śląska i poddała pod ocenę czytelnikom. Burmistrz Karpacza na razie uplasował się w środku z  czterema głosami przewagi zwolenników nad przeciwnikami. Głosowanie ma trwać do końca listopada – szansa na poprawę notowań jeszcze jest.  Wprawdzie to tylko zabawa, którą należy traktować z przymrużeniem oka, ale…
     Z tym uznaniem i poklaskiem może być różnie. Doświadczył tego poprzedni burmistrz, który czynił cuda, a i tak nie został wybrany na następną kadencję.  Remontował drogi,  zbudował tunel i stworzył deptak, a wcale jego inwestycyjna działalność nie przełożyła się na głosy wyborcze. Cóż, łaska pańska ( czyli wyborców) na pstrym koniu jeździ…

poniedziałek, 14 listopada 2016

Święto Niepodległości i uliczny grajek



       W piątek, 11 listopada w całym kraju odbywały się różnego rodzaju uroczystości upamiętniające narodowe święto. W naszym mieście wpisały się już w kilkuletnią tradycję Parady Niepodległości zainicjowane przez pobliskie Western City. Jeszcze dwa lata temu konnemu przemarszowi  legionów Piłsudskiego przez miasto towarzyszyła orkiestra dęta. W ubiegłym roku nie dopisała pogoda i przemarsz był trochę smętny

     A w tym roku nie było nic. O tym, że jest święto państwowe informowały tylko rozwieszone flagi przy deptaku  ( na innych ulicach już nie).  Z kalendarza imprez na stronie miasta wynikało, że w ten dzień nic specjalnego się nie dzieje. Z wcześniejszych zapowiedzi usunięto paradę bez słowa wyjaśnienia. Turystów najechała się do miasta moc, pogoda była ładna, więc kto mógł, ruszył na Śnieżkę. Listopadowy piątek przypominał jeden z wielu turystycznych weekendów, jakich w Karpaczu nie brakuje.

     Karpacz dość osobliwie wyróżnił się z innych, podobnych miejscowości w Polsce – jakby nie pamiętał, gdzie leży.  Mimo lekkiego mrozu ofertę handlową pod gołym niebem miał bogatą, ale kulturalnej nie było  za grosz. Na następny  dzień proponował komedię terapeutyczną  o mężczyźnie idealnym na scenie w Gołębiewskim. Leczenie męskich nerwic i Święto Niepodległości? Takie zestawienie zabrzmiało mocno ironicznie.

       Sytuację ratował uliczny akordeonista, który w swoim repertuarze umieścił melodie patriotyczne. Ulokował się w pobliżu Urzędu Miejskiego niestrudzenie grając i śpiewając. Całkiem dobrze wychodziła mu Warszawianka – miał niezły głos. Nikt do niego nie dołączył, raczej omijano go z daleka. Cóż począć, tradycja wspólnego śpiewania do Karpacza jeszcze nie dotarła… Gdyby to była jedna z osób publicznych naszego miasta i zaintonowała ( w gronie innych znanych osób) na przykład „ My, pierwsza brygada…”, to, kto wie, może znalazłaby naśladowców.

     Dobrze, że chociaż jeden z przedstawicieli Rady Miejskiej pojawił się na uroczystościach w Jeleniej Górze. Jak zwykle potrafił się świetnie odnaleźć: ze swojej prawej strony ma posłankę Marzenę Machałek, a z lewej – damę w czerwieni, posłankę Zofię Czernow ( TU ).
       

wtorek, 8 listopada 2016

Mała ściąga z Ciechanowa



       Jest takie nieduże miasto na Mazowszu. Większe od Karpacza prawie dziesięć razy, ale  nam praktycznie nieznane. Posiada bogatą historię, parę setek lat starszą od naszego miasta i sporo zabytkowych obiektów. Z turystyką niewiele ma wspólnego, a z górami – całkiem nic. W pobliżu znajdują się  łagodne wzniesienia, a jedną z atrakcji łączącą okolice Karpacza i Ciechanowa jest Dziki Zachód. Tam można odwiedzić Krainę Westernu, a tu Western City.

      Podobnie jak w Karpaczu, tak i w Ciechanowie po ostatnich wyborach nastąpiła zmiana pokoleniowa. Na czele miasta stanął prezydent, który nie przekroczył jeszcze trzydziestki. Można by sądzić, że jest zbyt młody, zupełnie bez doświadczenia i dlatego będzie popełniał  dużo błędów. Czy takie przypuszczenia są uzasadnione – nie nam oceniać. O tym wypowiedzą się mieszkańcy Ciechanowa za dwa lata. Jedno trzeba podkreślić  – młody prezydent podejmuje wyzwania,  które przerastają trochę  starszych od niego władców miast.  Oni czekają, aż kto inny zrobi pierwszy krok i przetrze ścieżki albo zwyczajnie już  im się nic nie chce.

       Za sprawą energicznego prezydenta miasta obowiązuje w Ciechanowie  od kilku miesięcy uchwała reklamowa. Informuje o tym serwis samorządowy „Wspólnota” w wywiadzie  zatytułowanym: Jako pierwsi zlikwidujemy chaos reklamowy w mieście (  TUTAJ ).  Przed opracowaniem przepisów, przygotowano w Ciechanowie anonimowy formularz ankietowy i  rozdano go bezpośrednio mieszkańcom  oraz rozesłano drogą internetową. Odpowiedzi było dużo, jak na 45 tys. miasto - około 700.  Pytania dotyczyły usytuowania reklam, wysokości opłat, itp.

       Po przygotowaniu uchwały przeprowadzono konsultacje łącznie z dwukrotnym wyłożeniem projektu do wglądu. Chodziło o to, aby jak najwięcej osób mogło wnieść swoje uwagi.  Szeroka kampania informacyjna spowodowała, że mieszkańcy wiedzą, ile  czasu zostało im jeszcze na dostosowanie się do nowych przepisów (mają łącznie 12 miesięcy).   Przygotowano też inwentaryzację reklam i kartoteki, żeby sprawdzić zgodność deklaracji mieszkańców ze stanem faktycznym. Opłaty za reklamy mają być przeznaczone na utrzymanie terenów zielonych i poprawę estetyki w mieście. Mimo popełnionych błędów widać, że uchwałę reklamową i jej realizację przygotowano z głową.

      A co słychać w tej sprawie w Karpaczu? Już prawie rok próbuje coś się zrobić, ale namacalnych efektów nie widać.  Może gdzieś w głębi Urzędu Miejskiego trwają prace, o których wiedzą tylko wtajemniczeni… Ostatnio we wrześniu zbierano postulaty na temat reklam. Na stronie miasta przedstawiono ogłoszenie oraz przygotowano informację w formie plakatu.  Odpowiedzi były zaledwie dwie ( na prawie 5 tys. mieszkańców ).
       Dlaczego tak się stało?  Może nikomu w mieście na tym nie zależy: ani władzy, ani mieszkańcom?  Dlatego proponuję zajrzeć na stronę „Wspólnoty”   i skorzystać z małej pomocy z Ciechanowa – Jak to się robi!

środa, 2 listopada 2016

Zapraszam do lektury "Regionalnej"



           Po dłuższej przerwie pojawił się w mieście kolejny, czwarty już numer lokalnej gazety Region Karpacz. Roznoszony jest przez listonoszy i ma szansę dotrzeć  do każdego mieszkańca naszej miejscowości.  Kiedy dwa lata temu pojawił się numer pierwszy, władze miasta wpadły w popłoch.  Panika była tak duża, że spora część nakładu zniknęła, nie wiedzieć gdzie,  a poczta w Jeleniej Górze zaczęła robić dystrybucyjne trudności. Rankiem, zanim gazeta dotarła do mających ją roznosić listonoszy,  do wydawcy zadzwonił osobiście Bogdan Malinowski, urzędujący wówczas burmistrz.

          Nie sądzę, żeby dzisiaj taka telefoniczna rozmowa ( burmistrza z wydawcą ) mogła się odbyć. Nie sądzę też, żeby władze miasta były  szczególnie zadowolone z ponownego ukazania się gazety. Jest to jednak wiadomość dobra dla całego miasta. Dla władz, które  zostaną poinformowane, co przeszkadza   Karpaczanom - będą mogły  właściwie reagować, a nie udawać, że problemu nie ma. Dla mieszkańców również, bo ich  kłopoty zostaną otwarcie pokazane wraz z propozycjami rozwiązania.

          Przez ponad rok jedynym pisanym, papierowym źródłem informacji o tym „Co słychać w Karpaczu” był biuletyn Rady Miejskiej. Ukazywał się raz na kwartał i przedstawiał wyidealizowany obraz naszego miasta. Malował obraz takiej miejscowości, w której  władze  o sobie wcale nie myślą tylko dwoją się i troją, żeby wszystkim mieszkańcom nieba przychylić. Ten przesłodzony wizerunek, składający się tylko z rzeczy dobrych, stawał się z powodu nadmiaru lukru, niemożliwy do strawienia. Dobrze, że w trosce o nasze zdrowie reaktywowano gazetę i mamy szansę poznać problemy ze strony innej, niż oficjalna. 

          W najnowszym numerze najbardziej podobał mi się artykuł o lokalu po dawnym Muzeum Zabawek na str. 7, wraz ze zdjęciem ładnego, ale bardzo zaniedbanego budynku. Ciekawych tematów jest znacznie więcej – warto przeczytać!