Bratnia pomoc niesie różne, czasem skrajne skojarzenia.
Wiąże się, na przykład ze studenckimi „Bratniakami”
albo z „pomocą” niesioną Polsce przez ościenne
kraje. W bieżącym roku to wyrażenie
pojawiło się w odmienionej, nowatorskiej w samorządowej skali, odsłonie. W
marcu, w Krajowym Rejestrze Sądowym ukazała się informacja o powstaniu Stowarzyszenia Byłych Wójtów, Burmistrzów
i Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Już w końcu ubiegłego roku pojawiały się
pierwsze jaskółki zwiastujące utworzenie tej jedynej w swoim rodzaju
organizacji. Spotkanie założycielskie odbyło się w Poznaniu, a wśród inicjatorów
są samorządowcy z Dolnego Śląska. Prezesem został Jan Bronś, były burmistrz
Oleśnicy, a obecnie radny powiatu oleśnickiego. W zarządzie zasiadają jeszcze:
były burmistrz Krotoszyna, były burmistrz Gołdapi, biznesmen i były poseł. Paru
z nich nadal jest aktywnych w samorządzie.
Przegranie wyborów dla wielu samorządowców piastujących wysokie
funkcje jest dotkliwym ciosem. To coś
więcej niż tylko utrata dobrze płatnej pracy. To także utrata prestiżu, władzy i związanych z nią dużych
możliwości. Do tego dochodzi jeszcze krytyka ze strony następców i zrywanie
kontaktów przez znajomych. Powrót osób ze świecznika do „zwykłego życia”
sprawia głęboki ból i może skończyć się depresją. Nie jest więc przypadkiem, że jednym z celów
działania organizacji jest „doraźna pomoc psychologiczna dla członków stowarzyszenia”.
Celów działania zapisanych w statucie jest zresztą
wyjątkowo dużo. Na pierwszym miejscu umieszczono: Wsparcie rozwoju samorządności lokalnej w kraju i za granicą. Niżej
znajdują się cele mniej szczytne, za to bardzo praktyczne, na przykład: Tworzenie warunków dla dodatkowego
zarobkowania dla członków stowarzyszenia. A jeszcze niżej zapisano
wszystko, co tylko założycielom przyszło do głowy. Od „działalności na rzecz
mniejszości narodowych i etnicznych oraz języka regionalnego” poprzez „turystykę i krajoznawstwo” aż
do „ podtrzymania i upowszechniania tradycji narodowej…”
Nie wiadomo, czy wśród członków
stowarzyszenia znajdują się przedstawiciele byłych władz z Karpacza. Wiadomo,
że odnaleźli się w nowej sytuacji całkiem nieźle i spadli na przysłowiowe „cztery
łapy”. Wyszli z zakrętu na prostą bez pomocy takiej organizacji i zadbali o
siebie. Dla sprawujących obecnie władzę,
z której będą się musieli rozliczyć za dwa lata jest to jednak wiadomość dobra.
Nie zostaną zupełnie sami, gdy powinie
im się noga i będą mogli skorzystać z
usług stowarzyszenia nazywanego już teraz złośliwie „pośredniakiem”.