sobota, 8 października 2016

Nowa bratnia pomoc albo miękkie spadanie ze stołka



        Bratnia pomoc  niesie różne, czasem skrajne skojarzenia. Wiąże się, na przykład  ze studenckimi „Bratniakami”  albo z „pomocą” niesioną Polsce przez ościenne kraje.  W bieżącym roku to wyrażenie pojawiło się w odmienionej, nowatorskiej w samorządowej skali, odsłonie. W marcu, w Krajowym Rejestrze Sądowym ukazała się informacja o powstaniu Stowarzyszenia Byłych Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej

       Już w końcu ubiegłego roku pojawiały się pierwsze jaskółki zwiastujące utworzenie tej jedynej w swoim rodzaju organizacji. Spotkanie założycielskie odbyło się w Poznaniu, a wśród inicjatorów są samorządowcy  z Dolnego Śląska.  Prezesem został Jan Bronś, były burmistrz Oleśnicy, a obecnie radny powiatu oleśnickiego. W zarządzie zasiadają jeszcze: były burmistrz Krotoszyna, były burmistrz Gołdapi, biznesmen i były poseł. Paru z nich nadal jest aktywnych w samorządzie. 

      Przegranie wyborów  dla wielu samorządowców piastujących wysokie funkcje  jest dotkliwym ciosem. To coś więcej niż tylko utrata dobrze płatnej pracy. To także  utrata prestiżu, władzy i związanych z nią dużych możliwości. Do tego dochodzi jeszcze krytyka ze strony następców i zrywanie kontaktów przez znajomych. Powrót osób ze świecznika do „zwykłego życia” sprawia głęboki ból i może skończyć się depresją.  Nie jest więc przypadkiem, że jednym z celów działania organizacji jest „doraźna pomoc psychologiczna dla członków stowarzyszenia”.

       Celów działania zapisanych w statucie jest zresztą wyjątkowo dużo. Na pierwszym miejscu umieszczono: Wsparcie rozwoju samorządności lokalnej w kraju i za granicą. Niżej znajdują się cele mniej szczytne, za to bardzo praktyczne, na przykład: Tworzenie warunków dla dodatkowego zarobkowania dla członków stowarzyszenia. A jeszcze niżej zapisano wszystko, co tylko założycielom przyszło do głowy. Od „działalności na rzecz mniejszości narodowych i etnicznych oraz języka regionalnego” poprzez „turystykę i krajoznawstwo” aż do „ podtrzymania i upowszechniania tradycji narodowej…”

       Nie wiadomo, czy wśród członków stowarzyszenia znajdują się przedstawiciele byłych władz z Karpacza. Wiadomo, że odnaleźli się w nowej sytuacji całkiem nieźle i spadli na przysłowiowe „cztery łapy”. Wyszli z zakrętu na prostą bez pomocy takiej organizacji i zadbali o siebie.  Dla sprawujących obecnie władzę, z której będą się musieli rozliczyć za dwa lata jest to jednak wiadomość dobra.   Nie zostaną zupełnie sami, gdy powinie im się noga i będą mogli skorzystać z  usług stowarzyszenia nazywanego już teraz złośliwie „pośredniakiem”.