poniedziałek, 26 września 2016

Budżet obywatelski - niechciane dziecko?



              Budżet partycypacyjny ( albo inaczej obywatelski) działa w Karpaczu już kilka lat. Po raz drugi z jesiennym terminem składania wniosków. W tym roku znowu zmieniono regulamin, po niedobrych ubiegłorocznych doświadczeniach. Nowe zasady działania budżetu można znaleźć na stronie miasta. W  piątek, 30 września upływa czas na składanie propozycji przez mieszkańców.  Pozostało jeszcze tylko kilka dni.

             Kiedy Karpacz zaczynał wprowadzać budżet obywatelski był w awangardzie polskich miast.  W założeniu budżet miał być szansą na  zainteresowanie Karpaczan sprawami miasta. Miał przełamać obojętność i pozwolić mieszkańcom na podejmowanie  ważnych dla nich decyzji. Miasto zobowiązało się te decyzje ( czyli wybrane projekty ) realizować. Czy to się udało?

             Po czterech latach działania budżetu  można powiedzieć: i tak i nie. Chociaż założenia były szczytne, to już od początku było widać rysujące się zagrożenia.  Podejmowane próby wpływu na wybranie odpowiednich projektów poprzez  rządzącą miastem poprzednią ekipę podważały sens budżetu. Nieprzemyślane zebrania  informacyjne powodowały, że sale świeciły pustkami. Mimo tego, w pierwszych trzech latach liczba uczestników  spotkań, na których wybierano projekt, wzrastała.

          Klapa nastąpiła w ubiegłym roku. Frekwencja znacząco spadła, a  niedopracowany regulamin spowodował, że krytyce budżetu nie było końca. Możliwe, że w tym roku, z nowymi zasadami będzie lepiej.  To jednak  wcale nie znaczy, że będzie dobrze. Po macoszemu potraktowano  informowanie  mieszkańców o tym,  jak funkcjonuje budżet. Zamiast pokazywać zainteresowanym zasady działania i dobrze zorganizować spotkania, skreślono je całkowicie.  Oparto się wyłącznie na suchym przekazie internetowym. To za mało! Sprawami publicznymi w największym stopniu interesują się ludzie dojrzali i bardzo dojrzali.  Spora część z nich na strony internetowe miasta wcale nie zagląda. Niektórzy nie potrafią nawet obsługiwać komputera, a mają cenne spostrzeżenia i doświadczenie, które można by wykorzystać.

              Nowa ekipa zarządzająca miastem od dwóch lat nie potrafi sobie poradzić z  komunikacją społeczną. Nie umie ( i chyba nie chce) rozmawiać z mieszkańcami. Robi uniki, dystansuje się i patrzy na lokalną społeczność z góry. Nie trzeba być prorokiem, żeby wiedzieć, że takie postępowanie może skończyć się tylko w jeden sposób: katastrofą.

wtorek, 20 września 2016

Zabawa w kotka i myszkę



          Są dwa miasta blisko siebie położone, dwie spółki i jedna wiążąca je postać. Dwa miasta to Karpacz i Jelenia Góra, dwie spółki to Cortina di Karpacz i Ariadne, a wiążąca je postać to austriacki biznesmen. W Karpaczu, na pewnej łące, już od lat próbuje zbudować coś atrakcyjnego: a to kompleks hotelowy, a to zespół apartamentowców, a ostatnio nawet podziemne centrum rekreacji.  Jelenią Górę  też próbuje uatrakcyjnić: najpierw na zapleczu rynku miała powstać galeria handlowa, a potem hotel Hilton. W Karpaczu przeszkadza plan miejscowy, a w Jeleniej Górze zbędny już parking.

        Zarówno w Karpaczu, jak i w Jeleniej Górze władze dwoiły się i troiły, żeby pomóc inwestorowi, ale  na tym podobieństwa się kończą. W  Jeleniej Górze samorząd traci cierpliwość. Informacja o tym, że plan wyburzenia parkingu ma akceptację konserwatora zabytków wywołała nerwowość zastępcy prezydenta miasta. Tradycyjna rozbiórka nie jest możliwa, trzeba by użyć materiałów wybuchowych. Zastępca twierdzi, że to tylko gra ze strony inwestora, który, po raz kolejny chce obniżenia podatków. Takie obniżki miały miejsce, kiedy zamierzenia inwestycyjne wydawały się być realne. Od dwóch lat jednak nic się nie dzieje – galeria nie została otwarta, a prace przy adaptacji obiektu na hotel utknęły w miejscu.

            Trochę inaczej sprawa wygląda w Karpaczu.  Władze miasta nie bardzo wiedzą, jak postąpić, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko. Jak to zrobić, żeby uspokoić mieszkańców i nie zrobić krzywdy inwestorowi?   Wprawdzie  władze Karpacza wydały decyzję, że żadnej podziemnej inwestycji nie będzie, ale  wadliwą, która bez problemów została uchylona przez sąd. Trzeba będzie wydać nową decyzję. A to potrwa. Strategia gry na zwłokę działa na korzyść inwestora, a co z mieszkańcami? Może się znudzą i nie połapią, co jest grane? 

           W obu miastach, jak na dłoni widać, że lokalne władze są wodzone przez inwestora za nos.  Być może w Jeleniej Górze po raz kolejny obniży się spółce podatki w  nadziei, że wreszcie zacznie coś robić.   
            A co będzie w Karpaczu? Nie wiadomo. Wiadomo, że kapitał zaufania do nowej władzy, jaką miała na początku kadencji, powoli się wyczerpuje. Ileż można bawić się i grać na dwa fronty?


środa, 14 września 2016

Audyt prawdę ci powie



       Prawie codziennie od paru tygodni pojawiają się kolejne odcinki, tak zwanej afery warszawskiej. Chodzi o przejmowanie za bezcen szczególnie cennych gruntów i kamienic w stolicy przez układ złożony z urzędników miasta, prawników i różnych innych „dziwnych” osób. Afera zatacza coraz szersze kręgi i pani prezydent, nie chcąc podać się do dymisji, próbuje ucieczki do przodu.  Broniąc się powołała m.in. nowego zastępcę. A on, zaraz na wstępie zapowiedział audyt dotyczący reprywatyzacji w centrum miasta i ogłoszenie przetargu na wykonawcę. I tu pojawia się pytanie: Po co  stolicy kosztowny audyt w chwili, gdy  sprawą zajmują się już prokuratury i CBA? Skąd taki pomysł? 

       Odpowiedź jest prosta – w ten sposób można rozmyć całą sprawę, zdjąć odpowiedzialność z winnych osób i ochronić najważniejszą głowę. Czy wynajęcie prywatnej firmy konsultingowej spowoduje, że opinia będzie wiarygodna i obiektywna? Można w to wątpić. Kto płaci, ten wymaga, a za pieniądze można kupić dowolną opinię.

     Pomysł ucieczki do przodu przy pomocy audytu nie jest nowy. W Karpaczu ten wariant zastosowano ponad rok temu. Na zlecenie miasta wiosną 2015 r.  audyt, czyli bilans otwarcia kadencji 2014 – 2018 przedstawiła poznańska spółka zajmująca się doradztwem samorządowym.

     Audyt w takiej formie był odpowiedzią nowego burmistrza na liczne głosy Karpaczan domagające się prześwietlenia i rozliczenia poczynań starego burmistrza.  Szumne zapowiedzi kompleksowego sprawdzenia gminy zakończyły się powierzchownym opracowaniem, w którym jedna trzecia zawartości dotyczyła charakterystyki gminy Dalsza część audytu pełna tabel i wykresów,  wykazała, że w zasadzie wszystko jest w porządku. Przedstawiano na całych stronach obowiązujące w Polsce przepisy  dotyczące branży hotelarskiej, działy klasyfikacji budżetowej itp. Chyba tylko po to, żeby stron było więcej i opracowanie wyglądało poważniej. Góra urodziła mysz. Były burmistrz po takim audycie mógł  spać spokojnie – był po prostu dobry. To tylko część mieszkańców bezpodstawnie się czepiała i niezasłużenie stracił stanowisko.

      Nowy burmistrz podał pomocną dłoń staremu i przypieczętował sukcesję audytem. Kontynuacja została namaszczona – audyt rozwiał wszelkie wątpliwości.

       A może to Warszawa zapatrzyła się na Karpacz i wzięła „dobry przykład” z naszego miasta? Kto wie, kto wie?

czwartek, 8 września 2016

Lektyki, a nie fasiągi



         Będzie w Karpaczu uchwała reklamowa. Burmistrz ogłosił konsultacje i każdy, kogo razi jarmarczny sznyt centrum miasta, może teraz przyklasnąć tej  inicjatywie.  Do  20 września można i trzeba  zgłaszać na piśmie propozycje zmian. Wprawdzie większość reklam nielegalnie postawionych została już zdjęta, ale te, które są urodą nie grzeszą.  Ładne szyldy i nowe meble miejskie  to dobry kierunek zmian.

         Pytanie, które warto zadać brzmi: czy uchwała i zmiany dzięki niej wprowadzane będą wystarczające?  Bo jeżeli na niej się skończy, to źle. To znaczy, że zostaną nielegalne stragany i dziki handel, a zmiany okażą się pozorne. Natomiast jeżeli uchwała będzie tylko początkiem i przymiarką do dalszej ewolucji to Karpacz za parę lat stanie się prawdziwym klejnotem w koronie Karkonoszy. Nie tym prześmiewczym i złowieszczym, jak hotel Gołębiewski z książki Springera.

          Dyskusja na sesji z 31 sierpnia  jest nadzieją, że na kosmetycznych zmianach się nie skończy. Większość radnych zdaje sobie sprawę z tego, że centrum Karpacza nie jest wizytówką miasta tylko wielkim wstydem. Że wpompowanie kilkunastu milionów w przebudowę deptaka nic nie zmieni, jeżeli przedtem nie ucywilizuje się handlu na nim i w okolicach. Że pieniądze zostaną wyrzucone w przysłowiowe błoto.

         Proponuję radnym i Karpaczanom obserwowanie tego, co się dzieje w Zakopanem. Park Kulturowy na Krupówkach rodzi się w wielkich bólach. Istnieje już trzeci miesiąc, ale problemy nie maleją – zmiany z trudem torują sobie drogę. Uruchomiona została przez miasto ciekawa strona: www.pkk.zakopane.eu  z wyjaśnieniem, że „park kulturowy jest to niezwykły sposób na zarządzanie zabytkową przestrzenią”. Podobną zabytkową przestrzenią do tej w Karpaczu. Zakopane jest jak starsza siostra, która wychowuje swoje młodsze rodzeństwo i daje mu dobry przykład.

          Jednym z rozwiązań zakopiańskiego parku kulturowego są fasiągi. Zamiast nieestetycznych straganów zaproponowano, żeby sprzedaż odbywała się ze stoisk przypominających wozy konne wożące turystów. W Karpaczu są inne możliwości: skorzystanie z lektyk albo sań rogatych. W końcu, czymś się różnimy od Zakopanego…


piątek, 2 września 2016

Radnymi można pomiatać



      Pierwsza po wakacjach sesja Rady Miejskiej przyniosła duże rozczarowanie. Zaczęła się tak, jak zwykle, od powitania uczestników. Potem przyjęto porządek obrad ( wniosków do porządku obrad nie było) i przyjmowano protokół z poprzedniej sesji. Ponieważ następnego dnia rozpoczynał się rok szkolny, w kolejnym punkcie znalazła się informacja o przygotowaniu placówek oświatowych do nauki. I tak dalej, poprzez następne punkty, sesja toczyła się swoim torem. Trwała aż pięć i pół godziny i dopiero pod koniec sesji poruszono temat, którego zabrakło na początku – stanowiska radnych wobec bezprecedensowej akcji niszczenia radnego Grzegorza Kubika.  Nikt nie wprowadził do porządku obrad tego tematu. Nikt nie odczytał oświadczenia, nikt nie przedstawił kroków, jakie podjęto, aby radny ( a także inni radni ) mógł  bez przeszkód wykonywać swoje obowiązki.

         To Tomasz Dobiecki wywołał temat oburzony tym, co się latem wydarzyło i podał, że wg Przewodniczącej Rady „radny nie zgłaszał się o pomoc”.  Zastępca przewodniczącej milczał ( jak zawsze w trudnych sytuacjach). W toku dyskusji pani Przewodnicząca bagatelizowała problem i zrównywała skandaliczną akcję wobec radnego  ( przypominam: zniszczenie auta, apel o szukanie haków na radnego i oferowanie za to nagrody, wywieszanie banerów z ostrzeżeniem przed radnym) z krytyką własnej osoby.  Jej wypowiedź sugerowała, że radny sam sobie jest winien i w którymś momencie dyskusji autorytatywnie stwierdziła „ja zdjęć nie będę ludziom robić”.  Niepoważne traktowanie bardzo poważnego problemu, śmichy chichy jak na pikniku rodzą po raz kolejny pytanie, czy jest to odpowiednia osoba do kierowania Radą. 

          Pokazana na sesji bezradność burmistrza, lęk i milczenie większości radnych, albo wręcz zadowolenie, że niepokorny radny dostał za swoje są sygnałem, że władza w mieście jest słaba.  To znaczy, że będzie zajmować się ( z sukcesem), co najwyżej  dziurami w drodze albo zepsutymi  mostkami, ale lewym handlarzom i samozwańczym bonzom „królom deptaka” nie ma zamiaru się narażać. Lepiej i wygodniej nie zauważać, że łamią prawo i robią to, co im się podoba. 

       Naprawdę wystarczy tylko brać dietę, podnieść rękę, czasem powiedzieć jakiś wyświechtany  komunał i  już? To wszystko jest do czasu. Zaczęło się od najbardziej pracowitego i aktywnego radnego, a na kim się skończy?