W ciągu dwóch ostatnich dni
w mediach miejscowych i ogólnopolskich pojawiły się dwie ciekawe informacje,
które można ze sobą porównać. Wczoraj
napisano o konieczności zwrotu przez gminę Karpacz 2 mln dotacji otrzymanej na przebudowę
ulicy Parkowej. Natomiast dzisiaj napisano ( m.in. w brukowym Fakcie) o próbie
wyłudzenia przez syna byłej minister 5 mln dotacji ze środków publicznych.
W Karpaczu, jak się okazało, inwestycja
prowadzona na Parkowej wraz z budową tunelu zawierała szereg nieprawidłowości. Umożliwiła
wprawdzie powstanie deptaka, ale nie widać końca kosztów. Wyszło na jaw, dzięki dociekliwości paru radnych, że część dotacji otrzymanych na
przebudowę ulicy przeznaczono na inne cele, niż podane we wniosku. Ponadto
realizowano prace dowolnie, nie trzymając się harmonogramu. Wojewoda
dolnośląski zlitował się nad Karpaczem -
zamiast 3 mln zwrotu zażądał tylko 2 mln i w dodatku spłaty rozłożył na raty.
Można powiedzieć, że mieliśmy szczęście…
Jaka była reakcja części Karpaczan? Fatalna i kompromitująca nasze miasto.
Padały oskarżenia, że radni są donosicielami, że plują na swoje gniazdo, że
zdradzają tajemnice. Przecież wszystko można było ukryć, nikt by się nie
dowiedział, a miasto byłoby bogatsze. Twierdzono, że to wcale nie jest
oszustwo, po prostu takie jest życie. Winni są radni, a zwłaszcza jeden, który
działa na szkodę Karpacza i to przez niego miasto ma kłopoty.
Tak mogą twierdzić tylko osoby zdemoralizowane, którym zatarły
się różnice między dobrem a złem. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że łamanie
ustalonych norm prowadzi do nieuczciwości i korupcji. A oskarżanie radnych o
donosicielstwo, kiedy wykonują swoje obowiązki to szczyt zakłamania. Zrównywanie
ich pracy z anonimowym donosem świadczy jak najgorzej o osobach rzucających
takie oskarżenia. Pretensje trzeba kierować tylko i wyłącznie do poprzedniej
ekipy rządzącej miastem, która sądziła, że takie „kombinacje” przejdą bez echa. To dlatego
miasto ma kłopoty.
Dzisiejsza informacja o próbie
wyłudzenia 5 mln zł dotacji i przeznaczenia ich na inne cele niż we wniosku przypomina,
że jest to czyn karalny. Traktowany na równi z oszustwem i kradzieżą, a nie drobną
pomyłką, którą można łatwo skorygować. Tak jest w Polsce. A w naszym mieście pojęcie
„dobro gminy” rozumiane jest na opak. Jako „dobro” grupy trzymającej władzę, a
nie dobro większości mieszkańców. Tutaj piętnuje się radnych, którzy kierują się interesem
miasta i wciąż jest aktualne porzekadło „kowal
zawinił, cygana powiesili”.