sobota, 27 sierpnia 2016

Kto zrobi interes życia na Skalnym?



      Znowu ta sama śpiewka o konieczności pomocy mieszkańcom. Znowu te same zapewnienia, że chodzi tylko o kilka działek. Takich niewielkich działek, dzięki którym Karpaczanie poprawią sobie warunki mieszkaniowe, zbudują domy, może ewentualnie wynajmą parę pokoi, ale o nic więcej! Nie można przecież pozwolić na dalsze betonowanie Karpacza! Koniec z deweloperką i apartamentowcami! Przecież tylko parę kawałków terenów zielonych przeznaczy się na działki budowlane, to naprawdę tak niewiele…

     Świadkami  kolejnego zakłamania i teatru dla naiwnych będziemy już w najbliższą środę, w ostatni dzień sierpnia na sesji Rady Miejskiej. Sesja zaczyna się o 9.30 ale prawdziwą perełkę będzie można obejrzeć na żywo i w internecie trochę później. W programie sesji ukryła się między innymi punktami  uchwała o zmianie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla osiedla Skalne. Inicjatorką jest przewodnicząca Rady Miejskiej Ewa Walczak, która próbowała już raz, dwa lata temu, przeforsować zmiany. Wtedy była jeszcze zwykłą radną i wniosek, złożony tuż przed wyborami, wycofała.  Prawdopodobnie zbyt wiele głosów mogła stracić. Teraz, w środku kadencji nie musi się tak bardzo przejmować zdaniem innych. 

       Najlepsze jest to, że do zaspokojenia potrzeb kilku rodzin i przekształcenia paru działek na grunty budowlane zmienia się cały plan miejscowy dla osiedla Skalne! Nie ma przecież takiej konieczności. Można  zmian dokonać na niewielką skalę i jest to zgodne z obowiązującym prawem.  Przyjęcie uchwały dotyczącej całego  osiedla  grozi  erupcją wniosków od osób, domagających się zmian na bardzo wielu działkach, które są obecnie terenami zielonymi. Zieleń zastąpią szeregi domów. Osiedle, uchodzące za oazę spokoju i będące ucieczką od hałaśliwego centrum, zostanie pozbawione swojego największego atutu - natury, przestrzeni i widoków.  Dom przy domu, okno w okno, drzwi obok drzwi z niewielkim wybiegiem i widokiem na parkingi – taki obraz Skalnego szykuje się już za parę lat. Rodziny utrzymujące się z wynajmu pokoi zostaną pozbawione dotychczasowych dochodów. Przy dużym wzroście ilości łóżek ceny spadną. Czy znajdą się turyści, którzy będą chcieli wypoczywać w brzydkim otoczeniu?

       Kto w takim razie zyska na zmianie miejscowego planu?  Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że właściciele największych działek. Przekształcenie ich z terenów  zielonych na budowlane i sprzedaż deweloperom przyniesie kolosalne zyski.  Jak zwykle stracą mieszkańcy i miasto.

        Proponuję, żeby w środę radni, zamiast zajmować się uchwałą dotyczącą osiedla Skalne, pomyśleli o zmianie na stanowisku przewodniczącego Rady Miejskiej. Jak widać i słychać, nie każdy radny rozumie, co to jest interes miasta. A jest już bardzo  źle, gdy nie rozumie go przewodniczący. Zgubny optymizm i zawyżona samoocena powoduje oderwanie się od rzeczywistości i uniemożliwia sprawowanie funkcji. Władza jest jak narkotyk i niestety czyni głupim   ( wg Nietzschego).

niedziela, 21 sierpnia 2016

Uchwała reklamowa w drodze



      Coś się wreszcie ruszyło w dobrym kierunku i być może nasze miasto chociaż trochę wyładnieje. Dotychczas tylko paru radnych próbowało przeciwstawić się reklamowemu śmietnikowi w mieście. Ściągali na siebie gromy, mimo że wyręczali władze miasta, które z urzędu powinny się zająć przestrzeganiem obowiązujących przepisów.

       Pismem z 11 sierpnia 2016 r. burmistrz  informuje, że będzie przygotowywana uchwała dotycząca warunków sytuowania obiektów małej architektury, tablic  i urządzeń reklamowych oraz ogrodzeń. Równocześnie zaprasza mieszkańców do zgłaszania postulatów dotyczących „estetyzacji przestrzeni miejskiej” związanej z reklamami, małą architekturą i ogrodzeniami. Uwagi można zgłaszać do 20 września  2016 r. pisemnie na adres urzędu lub drogą mailową.

     Świetnie, że taka możliwość dla osób zainteresowanych tematem istnieje, ale nie wiadomo, kto z niej skorzysta. Pismo jest napisane w klasycznym urzędniczym  żargonie i trudno zrozumieć czego tak naprawdę propozycje mieszkańców mają dotyczyć. Prawdopodobnie poza urzędnikami mało kto wie, co to znaczy „obiekty małej architektury”. Czy mieszkańcy mają określać kształt i kolor ławek razem z koszami na śmieci? Czy mają też podawać, jakie wymiary i tło mają mieć reklamowe banery? Czego konkretnie władze miasta od nas oczekują?

      Bardzo by się przydały spotkania z radnymi i burmistrzem w tej sprawie w okręgach wyborczych. Można by wytłumaczyć, o co chodzi w uchwale reklamowej i połączyć spotkanie z wyjaśnieniem nowych zasad obowiązywania budżetu partycypacyjnego.  Chociażby po to, żeby było więcej ciekawych pomysłów zgłaszanych przez mieszkańców. A także po to, żeby ponownie budżet nie zamienił się w farsę ( tak, jak w ubiegłym roku). Sezon wakacyjny dobiega końca i Karpaczanie będą mieli więcej czasu na zainteresowanie się problemami miasta i jego estetyką. Samo upublicznienie pisma to za mało i można odnieść wrażenie, że „ktoś” próbuje odfajkować temat  i odbębnić konsultacje społeczne.

      Ogólnikowe pismo wskazuje, że Rada Miejska chce się zająć tylko wąskim wycinkiem spraw, które  powodują, że Karpacz nie grzeszy urodą. A co z parkiem kulturowym?  Może o tym warto wreszcie porozmawiać?

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Lobby apartamentowe w odwrocie



      Od wielu miesięcy właściciel działki po dawnej Jaskółce z ulicy Ogrodniczej nękał różnych członków Rady Miejskiej. Chodził na posiedzenia komisji  usiłując uzyskać zgodę na zmiany w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Chciał rozpocząć budowę bliźniaczego apartamentowca.  Miał wprawdzie prawo do postawienia obok drugiego niedużego obiektu, ale to było dla niego za mało. Obiecywał nawet podarowanie gminie paru mieszkań i szukał różnych sposobów na przekonanie radnych do swojego pomysłu. Nic to jednak nie dało.

       I zdarzył się cud! Grupka trzech radnych pisemnie poparła aspiracje właściciela terenu Jaskółki. Radnych znanych z tego, że ich aktywność na sesjach Rady Miejskiej sprowadza się najczęściej do zgłaszania wniosków o zakończenie dyskusji. Lubią też przerywać dyskusje, które  nie idą po ich myśli sakramentalnym stwierdzeniem „to było już omawiane na komisjach.” A tu naraz taka niespotykana inicjatywa i chęć pomocy biednemu, poszkodowanemu przez zły plan miejscowy deweloperowi! 

      Wypada się chyba cieszyć, że znalazły się w radzie osoby pełne empatii i zrozumienia dla możnego przedsiębiorcy . Zatroskane  niedostatecznym rozwojem miasta i zbyt małą ilością miejsc noclegowych w Karpaczu:-))Zdumiewające jest jednak to, że poparły zmiany w planie miejscowym  w ciemno. Uwierzyły na słowo bez sprawdzenia, jak wygląda częściowo zabudowana  działka w terenie. Nie widziały potrzeby zobaczenia na własne oczy, jaki kolejny olbrzymi budowlany koszmar pojawił się w mieście.

      Dopiero, gdy sprawa zaczęła nabierać rozgłosu, gdy  pojawiły się domysły, plotki i krytyczne opinie grupka radnych  zreflektowała się. Najpierw wycofał się jeden radny, a potem pozostała dwójka. Pretekstem do odwrotu stała się wizja lokalna ( przeprowadzona po złożeniu pisma, a nie przed ). Tuż przed wakacjami temat został zamknięty. 

       Tymczasem w okresie wakacji pojawiła się w mediach ogólnopolskich sprawa zmiany planu miejscowego  pod budowę osiedla w Gdańsku. Na tym osiedlu prezydent miasta nabył po zniżkowej cenie trzy mieszkania. Do gdańskiego ratusza weszło CBA i badana jest hipoteza, czy deweloper mógł uzyskać korzystne zapisy w  miejscowym planie zagospodarowania  przestrzennego za obietnicę tańszych mieszkań.

       Dobrze, że w Karpaczu nic takiego się nie wydarzy – przynajmniej w najbliższej przyszłości. A jeżeli już, to nie z powodu Jaskółki. Trzeba też  podkreślić, że troje radnych wykazało się zdolnościami profetycznymi i  porzuciło pomysł. Zdolność przewidywania przyszłości to rzadka i cenna umiejętność wśród naszych przedstawicieli.

     Ta historia pokazała, że istnienie lobby apartamentowego w Karpaczu to nie urojenie. Część  tej grupy przedstawiła się tym razem bardzo wyraźnie: z imienia i nazwiska. Czy można mieć jednak pewność,  że lobby apartamentowe rzeczywiście jest w odwrocie, czy raczej tylko przyczaiło się i czeka?

wtorek, 9 sierpnia 2016

Demoralizacja prosto z Karpacza



W ciągu dwóch ostatnich dni w mediach miejscowych i ogólnopolskich pojawiły się dwie ciekawe informacje, które można ze sobą porównać.  Wczoraj napisano o konieczności zwrotu przez gminę Karpacz 2 mln dotacji otrzymanej na przebudowę ulicy Parkowej. Natomiast dzisiaj napisano ( m.in. w brukowym Fakcie) o próbie wyłudzenia przez syna byłej minister 5 mln dotacji ze środków publicznych.

        W Karpaczu, jak się okazało, inwestycja prowadzona na Parkowej wraz z budową tunelu  zawierała szereg nieprawidłowości. Umożliwiła wprawdzie powstanie deptaka, ale nie widać końca kosztów.  Wyszło na jaw, dzięki dociekliwości paru radnych, że część dotacji otrzymanych na przebudowę ulicy przeznaczono na inne cele, niż podane we wniosku. Ponadto realizowano prace dowolnie, nie trzymając się harmonogramu. Wojewoda dolnośląski zlitował się nad Karpaczem  - zamiast 3 mln zwrotu zażądał tylko 2 mln i w dodatku spłaty rozłożył na raty. Można powiedzieć, że mieliśmy szczęście…

        Jaka była reakcja części Karpaczan? Fatalna i kompromitująca nasze miasto. Padały oskarżenia, że radni są donosicielami, że plują na swoje gniazdo, że zdradzają tajemnice. Przecież wszystko można było ukryć, nikt by się nie dowiedział, a miasto byłoby bogatsze. Twierdzono, że to wcale nie jest oszustwo, po prostu takie jest życie. Winni są radni, a zwłaszcza jeden, który działa na szkodę Karpacza i to przez niego miasto ma kłopoty.

       Tak mogą twierdzić tylko osoby zdemoralizowane, którym zatarły się różnice między dobrem a złem. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że łamanie ustalonych norm prowadzi do nieuczciwości i korupcji. A oskarżanie radnych o donosicielstwo, kiedy wykonują swoje obowiązki to szczyt zakłamania. Zrównywanie ich pracy z anonimowym donosem świadczy jak najgorzej o osobach rzucających takie oskarżenia. Pretensje trzeba kierować tylko i wyłącznie do poprzedniej ekipy rządzącej miastem, która sądziła, że takie „kombinacje” przejdą bez echa.  To dlatego miasto ma kłopoty.

       Dzisiejsza informacja o próbie wyłudzenia 5 mln zł dotacji i przeznaczenia ich na inne cele niż we wniosku przypomina, że jest to czyn karalny. Traktowany na równi z oszustwem i kradzieżą, a nie drobną pomyłką, którą można łatwo skorygować. Tak jest w Polsce. A w naszym mieście pojęcie „dobro gminy” rozumiane jest na opak. Jako „dobro” grupy trzymającej władzę, a nie dobro większości mieszkańców. Tutaj  piętnuje się radnych, którzy kierują się interesem miasta i wciąż jest aktualne porzekadło  „kowal zawinił, cygana powiesili”.


środa, 3 sierpnia 2016

Panie Radku, Pan się nie boi



       Po lekturze najnowszych Nowin Jeleniogórskich aż chce się zanucić słowa piosenki Kultu „Tak, Panie Radku, Pan się nie boi, cały Karpacz murem za Panem stoi.”  Ironia jest jak najbardziej uzasadniona, gdy  przeczyta się wypowiedź burmistrza zawartą w artykule  „Zaszczuć radnego” (NJ,2 sierpnia 2016). W podtytule Deptak to nie muzeum  burmistrz twierdzi tak: 

 „Zacznijmy od tego, że deptak nie jest największą atrakcją Karpacza. Mamy Śnieżkę, mamy kościół Wang, mamy Karkonoski Park Narodowy, wiele innych atrakcji.” "Na deptak ludzie przychodzą zjeść, napić się kawy, piwa i kupić sobie jakąś pamiątkę, a nie po to by go zwiedzać.” I dalej: "99% przedsiębiorców robi to zgodnie z prawem.” „Może się komuś podobać lub nie, że stoją stragany, ale prawo trzeba respektować.”

      Doprawdy zdumiewające słowa. To są wśród mieszkańców i turystów osoby, które uważają, że deptak jest największą atrakcją miasta? Faktycznie, przychodzą zjeść i napić się kawy lub piwa i kupić pamiątkę, ale czy muszą przebywać w takim otoczeniu? Wśród brzydoty, tandety i jarmarcznego kiczu? 

        Deptak, który powinien być chlubą każdego miasta, w Karpaczu stał się wstydem. A stragany, które podobno stoją zgodnie z prawem to  wiocha i poruta. Jeżeli burmistrz powołuje  się na respektowanie prawa,  to trzeba mu koniecznie przypomnieć o miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Wystarczy tylko przestrzegać jego zapisów, a przede wszystkim najpierw je poznać! Zrozumiałe, że to wymaga wysiłku, ale w końcu od burmistrza można czegoś wymagać. Zwłaszcza, gdy sprawuje swój urząd już prawie dwa lata i gdy ma profesjonalnie przygotowanych pracowników.  Zasłanianie się trudnościami we wprowadzaniu uchwały reklamowej i parku kulturowego to unik. Na podstawie obowiązujących przepisów można działać już teraz! 

         Deptak również się zwiedza, Panie Burmistrzu. Zwiedza się go, chcąc nie chcąc, spacerując i kupując pamiątki, patrząc przez okno kawiarni lub pijąc piwo w ogródku. Stoi przy nim wiele budynków o wartościach architektonicznych,  część jest zadbana i ukwiecona. Nie przez przypadek centrum Karpacza  wpisano do rejestru zabytków. Samo przebywanie wśród pięknego otoczenia to dla wielu osób przyjemność i odpoczynek.  Szkoda, że  nie w Karpaczu i wielka szkoda, że Pan, Panie Burmistrzu tego nie rozumie.

          Być może wygodnie jest nie rozumieć. Nie trzeba się wtedy mierzyć z dziwacznymi biznesmenami  z piekła rodem, którzy mienią się przedsiębiorcami.   Dzisiaj to oni nadają koloryt miastu, ze swoim „wyszukanym smakiem” i „manierami”.  To dzięki ich „przedsiębiorczości”  a równocześnie lękowi  i zaniechaniom władz miasta Karpacz równa w dół.  Trzeba wierzyć, że to tylko bojaźliwość, a nie uzależnienie i współpraca.