piątek, 22 lipca 2016

Nic się nie stało, to tylko jakiś samochód



      W szybkim tempie, jak przysłowiowe grzyby po deszczu rosną w centrum Karpacza budy, stragany i cale ściany obwieszone rzeczami, które można wcisnąć turystom.  Bez oglądania się na prawo – jak nikt się nie czepia to znaczy, że wszystko wolno. Radnemu Grzegorzowi Kubikowi, który interweniował wielokrotnie w tej i tym podobnych sprawach, zniszczono  parę dni temu samochód.  Co się okazało, jaka była reakcja miejscowych mediów? Jelonka  nawet się nie zająknęła, a  i portal nj24  nabrał wody w usta.  Na Jelonce można było znaleźć, na przykład wiadomość o rozbiórce spalonego kiosku w Jeleniej Górze.  Wcale nie lepiej wypadły Nowiny. Ciekawsza dla nj24 była  wakacyjna informacja pt. Powstrzymać turystów przed śmieceniem. 

    O sprawie informowały wyłącznie wrocławskie portale: www.wdolnymslasku.pl, www.gazetawroclawska.pl i Polskie Radio Wrocław czyli www.prw.pl  Czy zespoły redakcyjne jeleniogórskich mediów zrobiły sobie wakacje? A na dyżurze zostawiły po jednej osobie, która wklepuje nieświeże informacje? Trudno w to uwierzyć. Raczej trzeba przyjąć, że w Jeleniej Górze bardzo wybiórczo przedstawia się rzeczywistość, a być może wręcz ją kreuje. Sprawy niewygodne i trudne zamiata się pod dywan – po co otwierać puszkę Pandory? 

      Całe szczęście, że Karpacz leży w województwie dolnośląskim. Gdyby był dalej  w woj. jeleniogórskim zdani bylibyśmy wyłącznie na plotki. A fakty są takie, że zanim doszło do przebicia opon i ozdobienia auta wulgarnymi napisami i rysunkami, rozpętano internetową nagonkę na radnego. Wypisywano obrzydliwe niusy i komentarze oraz umieszczono list otwarty z nagrodą za zbieranie na niego haków. Stworzono odpowiednią atmosferę, żeby zaszczuć i poniżyć. Bezpośredni atak był już tylko kwestią czasu. 

       Burmistrz w rozmowie z Gazetą Wrocławską bagatelizował problem dzikiego handlu. Stwierdził, że  służby miejskie kontrolują działalność gospodarczą prowadzoną na ulicach kurortu. Większość podmiotów działa legalnie. Zainteresowanie deptakiem jest spore, ale nie wszyscy dostają pozwolenia. Według mnie twierdzenie, że nikt nad tym nie panuje jest nieuprawnione. W tej chwili prowadzone jest postępowanie w stosunku do jednego przedsiębiorcy, którego stoisko wchodzi na metr w miejską działkę. Wzywamy go do usunięcia budki. Innemu przedsiębiorcy jest naliczana karna dziesięciokrotna opłata za nielegalne zajęcie pasa ruchu.

      Jeżeli rzeczywiście problem nielegalnego handlu jest tak marginalny, to skąd ten atak? Z powodu jednej, czy dwóch małych budek? Jeden radny jest taki groźny, że trzeba go aż tak sponiewierać? Kto w to uwierzy?

      Na kilometr czuć, że sprawa ma drugie dno.  Tu nie wystarczy działanie policji, czy prokuratury dotyczące auta i wpisów na Facebooku.  Tu jest potrzebna praca władz miasta i wszystkich radnych. A nie tylko jednego.