Zrobić
„coś” z wyciągiem się nie da. Jest przecież prywatny i tylko właściciel może
zdecydować, co dalej. Na nic zbieranie podpisów wśród gestorów turystyki sprzed
roku, na nic plany i nadzieje, które okazały się, jak zwykle płonne. Lista
podpisów poparcia na rzecz przebudowy wyciągu krzesełkowego, zbieranych w całym mieście
okazała się funta kłaków niewarta. Teraz
można sobie tylko poobserwować i krytykować, że nic się nie dzieje i wszystko
jest po staremu
.
Jednoosobową
spółkę o wdzięcznej nazwie „Miejska Kolej Linowa Karpacz spółka z o.o.”
powołano latem 1997 roku. Jedynym udziałowcem spółki była gmina Karpacz.
Jeszcze w październiku 1999 r. była własnością
miasta. Minął rok i w marcu 2001 r. okazało się, że miasto ma w spółce już tylko
48,5% kapitału zakładowego , czyli nie ma nic do gadania. Gmina Karpacz pozbyła
się kury, która znosiła złote jaja. Na dodatek, miasto robiło wiele aby jak
najszybciej upłynnić resztę udziałów –
kasa miejska świeciła pustkami.
Obecny właściciel otrzymał niedawno wszelkie pozwolenia na budowę nowoczesnego
wyciągu, a Karkonoski Park Narodowy nie tylko, że nie rzucał kłód
pod nogi, ale pomagał ile mógł. Powstał piękny futurystyczny projekt kolejki wraz z zapleczem, kompatybilny z
talerzami na Śnieżce. Nic tylko budować! No i po raz kolejny okazało się, że z
planów wyszły nici. Już wiadomo, że inwestycja ruszy najwcześniej za rok. Właściciel
wyciągu nie otrzymał dofinansowania, a sam nie jest w stanie podołać kosztom budowy.
Co
pozostało mieszkańcom i turystom? Zamiast
złorzeczenia i krytyki znacznie lepsze jest pozytywne myślenie. Kolej linowa na Kopę należy do
najstarszych w Polsce. Jeszcze parę lat
minie i stanie się nową atrakcją
turystyczną Karpacza! Może być, po
Śnieżce i Wangu, trzecim w kolejności miejscem, które koniecznie trzeba będzie zaliczyć.
Przewieźć się odkrytym, zabytkowym krzesełkiem na Kopę, a potem drałować pieszo
na Śnieżkę w deszcz i wiatr – to dopiero frajda! A nie, jak po stronie czeskiej, bez wysiłku,
w plastikowej kabinie na sam szczyt – to godne tylko pogardy.
A tak przy okazji - nigdy nie uda się zrobić z Karpacza zimowej stolicy Karkonoszy.
Karpacz zawsze będzie przegrywał nie tyko z czeskimi miejscowościami, ale nawet
ze Szklarską Porębą. Bez względu na to, ile pieniędzy zainwestuje się w trasy narciarskie i całą
zimową infrastrukturę. Matka Natura sprawiła, że na przykład, śnieg na tych
samych wysokościach po czeskiej stronie leży miesiąc dłużej niż u nas. Nie
wspominając już o ukształtowaniu terenu, powierzchni, braku wody do naśnieżania tras itp.
Może
już czas najwyższy pogodzić się z tym, że Karpacz w zimie jest świetny dla
początkujących narciarzy i rodzin z dziećmi i w ten sposób go reklamować? A
nie karmić się mrzonkami o zbudowaniu ośrodka narciarskiego na wzór alpejski? Przydałby
się czasem kubeł zimnej wody na niektóre gorące głowy w naszym mieście.