piątek, 29 kwietnia 2016

To żadna zmiana, to "tylko" aktualizacja



               Tylu zapewnień o tym, że  podejmowana uchwała nic nie zmienia, jeszcze na żadnej sesji
nie było!    Padały stwierdzenia typu „podjęcie uchwały jest obowiązkiem”,  „niepodjęcie uchwały blokuje nam wszystko”, „my nie zmieniamy nic tą uchwałą”.    Bardzo dziwne: skoro „nic nie zmieniamy” to dlaczego „blokuje nam wszystko”? Wyglądało to tak, jakby przyjęcie uchwały było obligatoryjne dla obecnych na sesji radnych, ale nikt nie użył tego sformułowania…  

    Głównym punktem kwietniowej sesji była uchwała w sprawie aktualności Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz aktualności miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.  Pan z biura planowania, przewodnicząca rady i burmistrz   prześcigali się w zapewnieniach, jak bardzo nieaktualne jest studium i plany miejscowe. Z przekonaniem mówili o niezbędności  aktualizacji.  Powoływali się na znowelizowaną ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. 

      Przedstawicielom biura nie ma się co dziwić:  wykonali opracowanie zgodnie z zamówieniem. Wprawdzie okazało się, że jego część jest powieleniem innego, starego projektu , ale co tam – nikt nie będzie o to kruszyć kopii. Odnalazła się też brakująca opinia komisji urbanistyczno-architektonicznej.  

      Zdziwienie natomiast budzi postawa przewodniczącej rady i burmistrza. Ich wypowiedzi sugerowały, że bez przyjęcia uchwały Karpacz popadnie w kłopoty.  Tymczasem ani studium, ani plany miejscowe nie mają określonego terminu przydatności do użycia. Obowiązują  nadal i nie utrudniają przeprowadzenia najistotniejszych inwestycji w mieście.   Chyba, że chodzi o jakieś inne dalekosiężne plany, których ogółowi mieszkańców jeszcze nie przedstawiono. 

      Na pytanie przewodniczącej rady  „co będzie, jak nie przyjmiemy uchwały?” odpowiedział, dosyć enigmatycznie przedstawiciel  z biura planowania.  Stwierdził, że „trudno mi powiedzieć, nie jestem prawnikiem, ale jak nie podejmiemy uchwały, to wojewoda w rozstrzygnięciu nadzorczym może uchylić cały plan”.  

      Radny Grzegorz Kubik przedstawiając swoją ocenę aktualizacji mocno podkreślał, że jest podstawą do daleko idących zmian w zagospodarowaniu przestrzennym miasta.  Zaznaczał, że w ustawie jest mowa o celowości aktualizacji, a nie o obowiązku jej przyjęcia. Mówił m.in., że jej podjęcie otworzy drogę do likwidacji terenów zielonych Karpacza i przeznaczeniu ich pod zabudowę.   Aktualizacja, jego zdaniem to pierwszy krok  i uzasadnienie do dalszych zmian, będących na rękę inwestorom. Był jedyną osobą, która widziała związek aktualizacji studium i planów z przyszłością. Wskazał, że jej skutki  mogą być zagrożeniem dla miasta.

       Inne osoby skupiały się  wyłącznie na aktualizacji, jak na  czymś, co odnosi się tylko do przeszłości. Tak, jakby nie rodziła żadnych następstw. Prawnik urzędu nazwał nawet dyskusję o konsekwencjach aktualizacji, falstartem.

        Jedynie bardzo gorąca atmosfera sesji, pełna emocji, uszczypliwości i podniesionych głosów wskazywała, że przyjęcie uchwały nie było zwykłą formalnością.  Mimo że wypowiadał się w tej sprawie tylko jeden radny. Reszta przedstawicieli mieszkańców milczała jak grób. Nie miała nic do powiedzenia? A może przyjęła, bez zastrzeżeń argumenty tylu szacownych osób?  Tego ostatniego wyjaśnienia  trzeba się trzymać. W przeciwnym razie, przychodzi na myśl fragment wiersza  z czasów szkolnych:
 I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Na dwunastu obecnych radnych, za uchwałą głosowało dziesięciu, przeciw był jeden i jeden wstrzymał się od głosu.

sobota, 23 kwietnia 2016

Czy leci z nami pilot?



      Skąd to nagłe przyspieszenie prac w Urzędzie Miejskim i próba wywrócenia ładu przestrzennego w mieście już na  najbliższej sesji? Inwestorzy się niecierpliwią?
Jest to nawet zrozumiałe, skoro z nabycia apartamentu w górach można osiągać przychody wyższe niż z podobnego lokalu w Warszawie. Powierzenie w zarządzanie firmie 2 lub 3 pokojowego mieszkania w stolicy, w dobrym położeniu daje przychód właścicielowi ponad 30 tys. zł rocznie (średnia stopa  zwrotu z inwestycji na poziomie 7 procent). Natomiast w górach, na przykład w Karpaczu można osiągnąć w dobrej lokalizacji nawet powyżej 40 tys. zł. przychodu (średnia stopa zwrotu z inwestycji wynosi ok.  8 procent ).

      Już od paru lat wzrasta świadomość mieszkańców, że dalsze mnożenie miejsc hotelowych  nie jest żadnym rozwojem. Powoduje spadek dochodów Karpaczan i to nie tylko tych, którzy świadczą usługi noclegowe. Wielkie obiekty bardzo się starają, żeby ich gość miał zapewnioną całkowitą obsługę. Dlatego oferują nie tylko korzystanie z basenów,  saun i usług kosmetycznych. Działające w nich restauracje, kawiarnie, dyskoteki i sklepy, a nawet odbywające się przedstawienia teatralne powodują, że turysta nie musi wychodzić na miasto. Rzadko korzysta z usług poza hotelem, bo i po co? Skoro wszystko ma na miejscu…

      Skutki  myślenia, że budowa nowych apartamentowców i hoteli upiększy i ubogaci miasto będą opłakane. Doprowadzą do stopniowego ubożenia właścicieli małych firm żyjących z turystyki i wyprzedawania przez nich domów za bezcen, w perspektywie kilku lub kilkunastu lat. Na razie jeszcze nie wszyscy w Karpaczu widzą, dokąd prowadzi polityka uprawiana przez burmistrza. Może dlatego  tak bardzo się spieszy?

     Czy lęk władz miasta przed gniewem mieszkańców jest tak wielki, że muszą sięgać do bałamutnych tez o przestarzałym i nieczytelnym miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego? A jedynym lekarstwem które może Karpacz uzdrowić to otwarcie studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego? A może to wcale nie lęk tylko zwykłe lekceważenie mieszkańców? Bo nie trzeba się z Karpaczanami liczyć tylko można „wcisnąć im kit”, a radni, w ich imieniu na wszystko się zgodzą?

      Wraz z otwarciem studium uwarunkowań mieszkańcy Karpacza zostaną pozbawieni realnej możliwości obrony swoich racji, a decyzje odnośnie nowego kształtu przestrzennego miasta będą w rękach burmistrza.  Otwartym pozostaje pytanie: Jak burmistrz skorzysta ze swoich uprawnień i czy potrafi to zrobić? Obecnie ma przecież problemy ze zrozumieniem różnic między studium uwarunkowań, a miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. A najgorsze jest to, że  publicznie kompromituje się  tą niewiedzą.  Można wierzyć, że w końcu  nauczy się i dowie, ale można mieć też obawy, czy losy miasta spoczywają we właściwych rękach.

        Zarządzanie miastem to nie  komedia i katastroficzna parodia tylko poważna sprawa, która nie może doprowadzić do katastrofalnych skutków.

Sesja Rady Miejskiej w Karpaczu odbędzie się 27 kwietnia 2016 r., o godz. 9.30, w sali narad Urzędu Miejskiego. Planowana jest dyskusja na temat zmian w planie oraz przygotowano projekt uchwały w sprawie aktualności studium i miejscowego planu.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Nie wypalił plan A? To czas na plan B!



       Czy  nasze miasto jest dostatecznie chronione przed dalszymi ogromnymi inwestycjami typu hotele: Gołębiewski i Sandra? W tej chwili można stwierdzić, że tak.  Broni nas przed hotelowymi gigantami miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Zmiany w miejscowym planie są dopuszczalne za zgodą radnych. Na stanowisko radnych mogą ( i powinni ) wpływać mieszkańcy, bo to oni najmocniej odczują  skutki tych zmian.

       Najbardziej znaną w mieście obroną Karpaczan przed zakusami wielkich inwestorów jest historia inwestycji na tzw. łące, na Osiedlu Skalnym. W  miejscowym planie obszar ten jest terenem zielonym przeznaczonym na rekreację. Inwestor ( przy wsparciu poprzedniego burmistrza ) próbował  zlikwidować tereny zielone i zabudować je. Według projektów, najpierw miały powstać hotele i apartamentowce, potem nowe centrum Karpacza z deptakiem, a na koniec  nawet podziemny Hilton. Mimo kilkakrotnych prób inwestora nie udało się przekonać radnych dwóch poprzednich kadencji do tych pomysłów – miejscowy plan nie został zmieniony. 

        Urzędujący od półtora roku nowy burmistrz wydał przed rokiem decyzję, którą bardzo się dzisiaj chwali, że podziemnej inwestycji na łące nie będzie. Tylko jakoś tak się dziwnie złożyło, że nie zawarł w tej decyzji stwierdzenia o niezgodności projektu  z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Pozwoliło to inwestorowi przez jeszcze prawie rok ciągnąć sprawę przed różnymi organami, zanim wycofał się z absurdalnego, podziemnego projektu.  Widać było, że burmistrzowi zabrakło zdecydowania i prowadził podwójną grę. Z jednej strony zapewniał mieszkańców, że spełnia ich życzenia, a z drugiej, jak mógł sprzyjał inwestorowi.

      Fakt, że obecny plan miejscowy nie pozwala na inwestycje - olbrzymy  nie oznacza, że tak będzie dalej. Jeszcze  w kwietniu Rada Miejska ma się zająć oceną aktualności Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Karpacza i miejscowego planu, który jest przygotowany na podstawie studium. Na wykonanie opracowania wydano z miejskiej kasy prawie 9 tys. zł.  Ocena studium i  poszczególnych części planu miejscowego  jest obowiązkiem ustawowym radnych.  To wcale nie znaczy, że Rada powinna podejmować uchwałę o otwarciu studium i zmieniać plan miejscowy. Plan można zmieniać fragmentami, w uzasadnionych sytuacjach.  Nie potrzeba na ten cel wydawać dziesiątek tysięcy złotych i robić rewolucji. 

        Jeżeli burmistrz zaczyna mówić o analizach, które wskazują, że studium i plan są już bardzo przestarzałe, to trzeba sobie zadać pytanie, o co tu chodzi? Dla kogo jest przestarzały plan miejscowy, przygotowywany przez ok. 10 lat i przyjęty w 2003 r?  Dla właściciela łąki na Skalnym i dla innych wielkich inwestorów, którym się marzą wielkie hotele i apartamentowce? Czy może dla chętnych na budowę wielkich galerii handlowych? Znowelizowana ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym pozwala teraz na określenie w studium takich obszarów.

        Jedno jest jasne: Plan  miejscowy na pewno nie jest przestarzały dla większości mieszkańców Karpacza i dla zachowania willowo – pensjonatowego charakteru miasta.  Wypuszczenie dżina z butelki, jakim jest przyjęcie uchwały o otwarciu studium to prosta droga do zrobienia   pod Śnieżką blokowiska i do dalszej degradacji Karpacza.
  
Decyzja będzie należała do radnych.



poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Równi i równiejsi na deptaku



     Jesienią 2013 r. w mieście zawrzało. Głównym tematem rozmów dosłownie wszędzie,  w domu, w pracy, w sklepie i na ulicy  było usuwanie  drzew sprzed hotelu Rezydencja w samym centrum Karpacza.  Błyskawicznie, w ciągu paru dni listopada wycięto i wywieziono dorodne drzewa i krzewy  ozdabiające  tą część miasta. Zniknęły zielone płuca deptaka, które dotleniały powietrze, dawały cień i umacniały skarpę.  Powstała szara pustka, nad którą w następnych miesiącach zapanowała cisza. 

      Wzburzenie mieszkańców było na tyle duże, że temat został poruszony na sesji w   grudniu      2013 r. Wdawało się wtedy, że wszelkie procedury związane z wycinką zostały zachowane. Tymczasem okazało się, że nie ma na nią zgody Konserwatora Zabytków, że decyzja nie była z nim konsultowana. Decyzję o wycięciu drzew wydał starosta i przekroczył w ten sposób swoje kompetencje.

         Wiosną 2014 r. prace ziemne ruszyły pełną parą, pojawiły się maszyny i rozryto skarpę. A trochę później, w lipcu Konserwator Zabytków wydał zgodę na utworzenie w tym miejscu ogrodu skalnego.   Potem  zbocze podparto szkaradnymi  murkami, a nawet próbowano stworzyć tandetny park miniatur. Obecnie cały teren przedstawia opłakany widok, w najgorszym z możliwych, jarmarcznym stylu. Piękny budynek Rezydencji oszpecono dziadowskim otoczeniem. 

      Radni, na sytuację przed Rezydencją zachowali się w typowy dla siebie sposób. Trochę się oburzali i wkrótce przestali zauważać problem. Tylko  dzięki dwóm radnym sprawa ma swój dalszy bieg i czeka na rozstrzygnięcie. Reszta położyła uszy po sobie – po co ma się wysilać i narażać władzy w mieście i w powiecie? Łatwiej podnosić rękę za gotowymi uchwałami niż  zająć się trudnymi sprawami.

      Dzisiaj warto przypomnieć dzieje zielonego terenu przed Rezydencją  ze względu na  położony kilkaset metrów wyżej warzywniak. Właściciel sklepu wniósł skargę na zachowanie jednego z radnych. Temat ten wałkowano na XXI Sesji Rady Miejskiej w marcu. Właściciel chciałby wykupić teren wokół sklepu, ale radni ( nie bez racji ) twierdzili, że sprawy nie można traktować pojedynczo. Powinna być rozwiązana kompleksowo przy okazji przebudowy deptaka.  Grzegorz Kubik słusznie przypomniał, że niektórzy obecni radni swoimi dawnymi decyzjami przyczynili się do powstania takich konfliktów. 

      Widać było wyraźnie, że komuś ten warzywniak bardzo przeszkadza. Właściciel sklepu uskarżał się, że burmistrz miasta porównuje jego obiekt do bliżej nieokreślonych komórek i garażów. A radny Tomasz Dobiecki zaproponował, że można by "uwolnić to miejsce i zrobić kawałek zielonego skwerku z widokiem na Karpatkę". 

     To jak to jest? Najpierw radni  pozwalają na niszczenie terenu zielonego przed Rezydencją, a teraz chcą zakładać nieopodal trawniczek z ławeczką i widokiem na górkę?  Czyżby dlatego, że Rezydencja miała "możnych" protektorów, a tutaj wystąpił tylko właściciel „jakiegoś warzywniaka”? 

Warto śledzić, co będzie dalej.