Hasło zamieszczone w tytule
wymyśliła Fundacja Ekologiczna „Arka” z Bielska Białej.
Zostało ono podchwycone i spopularyzowane przez wiele samorządów ( około 500 ) w
całej Polsce. Nie ma wśród nich Karpacza. Kampania Arki to walka ze spalaniem
śmieci w piecach domowych. Arka prowadzi
warsztaty w szkołach, przygotowuje plakaty i organizuje imprezy masowe. Twierdzi,
że „czas skończyć z tolerowaniem
spalania śmieci przez sąsiadów”.
O tym, że jest to dosłownie palący
problem w sezonie zimowym wiedzą w
Karpaczu wszyscy. To znaczy, prawie wszyscy, z wyjątkiem tych, którzy sprawę bagatelizują. Być może
bagatelizują, bo sami śmieci spalają. Może nie wiedzą, że niszczą własne zdrowie i innych. Przejść
zimową porą przez miasto to znaczy poruszać się w oparach spalanych butelek
plastikowych, gum i resztek mebli. To znaczy wdychać dioksyny, chlorowodór, fenol
lub fomaldehyd. Czym takie „zdrowotne”
spacery mogą po latach zaowocować, nie trzeba chyba wyjaśniać.
Jak sobie poradzić z trudnymi sąsiadami? To znaczy takimi, którzy
próbują „przyoszczędzić” i zrobić „domowe porządki” kosztem naszego zdrowia? Sprawa jest bardzo
delikatna. Można ostrożnie zwrócić uwagę, ale nie jest wykluczone, że uczynny
sąsiad zmieni się w naszego wroga. Zgłoszenie do odpowiednich organów gwarantuje
nam w stu procentach wzajemne sąsiedzkie niesnaski i łatkę donosiciela.
Jedynym, chyba sensownym wyjściem w
zwalczaniu trującego powietrza jest przejęcie
inicjatywy przez władze miasta. Nie chodzi o to, żeby zaraz karać delikwentów grzywną (może
ona wynosić nawet 5 tys. zł). Można zacząć od określenia miejsc „trudnych” i od pouczeń. Podobno
zrobiono już pierwszy krok i Straż Miejska ma przygotować dla radnych
monitoring trujących pieców. Jest
to pierwsza jaskółka, która wprawdzie wiosny nie czyni, ale daje nadzieję…