Dzisiejsza sesja w Karpaczu zaczęła się od wniosku o wycofanie z obrad projektu uchwały związanej z przebudową i modernizacją oczyszczalni ścieków przy ul. Nadrzecznej.
Na czternastu radnych obecnych na sali wynik rozłożył się równo: siedem osób było za, a siedem przeciw. To oznaczało, że projekt nie został wycofany. Grunt do przyjęcia bardzo problematycznej uchwały został przygotowany.
Drugi wniosek, o wycofanie z porządku obrad Programu Ochrony Środowiska przeszedł. Argumenty przedstawione przez dwóch radnych, wskazujące na liczne błędy wymagające poprawy, wywołały gwałtowną reakcję burmistrza. Oskarżył radnego Talagę i radnego Czerniaka o lenistwo. Zaapelował, żeby wzięli się do pracy! Akurat ci dwaj radni należą do najbardziej zaangażowanych i zainteresowanych sprawami miasta osób, ale są zbyt niezależni. Dlatego trzeba było przykleić do nich absurdalne zarzuty.
Głównym gwoździem programu sesji stała się, poprzedzona długą dyskusją, uchwała dotycząca rozbudowy oczyszczalni ścieków, na którą Karpacz nie ma pieniędzy. Pochłonie ona zawrotną sumę ok. 70 mln zł, ale ma zapewnić miastu niezależność. Drugim rozwiązaniem, zamiast rozbudowy, jest podpisanie umowy z Karkonoskim Systemem Wodociągów i Kanalizacji, z którym władze Karpacza od lat są w konflikcie. Na przebudowę oczyszczalni miasto może uzyskać pożyczkę z Banku Gospodarstwa Krajowego, ze spłatą 1 procent, rozłożoną na 20 lat. Burmistrz z prezesem spółki mocno naciskali na przyjęcie uchwały, tłumacząc pośpiech koniecznością złożenia wniosku. Niestety, nie wyjaśnili wielu wątpliwości. Obrazowe porównania prezesa w stylu „nasze pieniądze, nasze kupy” nie pokazały, jaka będzie ostateczna cena karpackiej autonomii i czy miasto ją udźwignie. Rada, po przerwie przekroczyła Rubikon i przyjęła uchwałę. Jednak, w odróżnieniu od Cezara, który decyzję podejmował samodzielnie, w Karpaczu odpowiedzialność się rozmyje i rozłoży: na burmistrza, prezesa i piętnastu radnych. Nie będzie winnych, gdy mieszkańcy zaczną się burzyć, a kłopoty piętrzyć.
W "Sprawach Różnych" wróciła segregacja odpadów z poprzedniej sesji, a ściślej możliwość zakazu gromadzenia śmieci w workach. Nie wiadomo, dlaczego burmistrz pochylił się z troską nad losem mieszkańców, którzy mają podobno zbyt małe działki, żeby postawić pięć kubłów. Chyba że chodzi o coś innego. Na przykład o to, że przedsiębiorcy nie mają ochoty płacić za dodatkowe kubły przed domami i równocześnie wprowadzać podobnych rozwiązań wewnątrz budynku dla swoich gości. Dużo łatwiej wrzucić wszystko do jednego worka i nie przejmować się. Niech się inni martwią.