Dolny Śląsk jest bogaty w architektoniczne perełki, godne podziwiania. Ma też niezliczoną ilość ruin, które niegdyś perełkami były, a dzisiaj tylko straszą. Jedne z nich to ofiary powojennej grabieży, a inne zwykłego zaniedbania. Najnowsze są efektem - wcale nie ubocznym - transformacji, czyli gospodarczego szabru.
Gazeta Wrocławska opublikowała dzisiaj galerię 55 zdjęć z różnych dolnośląskich miejsc, które zasmucają swoim wyglądem i opuszczeniem. Autorka nie wnika, dlaczego tak się stało tylko skupia się na estetyce. Na paru fotografiach widać Jelenią Górę, ale w galerii zabrakło Karpacza.
Każdy z mieszkańców Karpacza może, na swój własny, autorski sposób galerię uzupełnić. Na przykład tak: Po drodze z Jeleniej Góry do Karpacza z lewej strony znajdują się w oddali, praktycznie niewidoczne, ruiny fabryki lniarskiej „Orzeł” w Mysłakowicach. Natomiast tuż przed wjazdem do Karpacza, tym razem po stronie prawej, ruiny fabryki papieru. Na początku lat dziewięćdziesiątych obydwa zakłady tętniły życiem. Teraz - są martwe.
Zaraz za rogatkami naszego miasta, także po prawej stronie, na wysokości hotelu „Margot” stoi opuszczona, betonowa „stodoła” dawnej rozlewni wód mineralnych i straszy oczodołami wybitych okien. Wprawdzie nigdy nie była perełką, ale dwadzieścia lat temu jeszcze jako tako wyglądała. Natomiast w samym centrum, obok ośrodka zdrowia przeraża obłupionymi ścianami i nadpalonym dachem „Chrobry”, a w Karpaczu Górnym - biała, na wpół spalona chata przy ul. Karkonoskiej.
Na samym końcu Karpacza, za dawną pętlą PKS, przy ul. Partyzantów widać rozpadającą się fasadę podpalonej kilka lat temu „Leśniczówki”. Nikt z władz miasta się nie przejmuje, że przy większych porywach wiatru fragmenty ścian sypią się na jezdnię. Potrzeba tragedii?
Troskę o otoczenie i budynki zastępuje oczekiwanie, że „ząb czasu” zrobi swoje…
Polecam ten twardy orzech do
zgryzienia na spotkania przedwyborcze, a galerię - do obejrzenia.