Czy komuś marzy się powtórka z niedawnej historii i próbuje zorganizować powszechną rozróbę posługując się, tym razem Karpaczem?
Najpierw, przed Bożym Narodzeniem, 22 grudnia Burmistrz udzielił Onetowi wywiadu i odpowiadając na pytania Bartosza Węglarczyka zasugerował barwnie, że miasto nie przygotowuje się do Świąt, czy Sylwestra, a do stanu wyjątkowego. Ocenił, że sytuacja jest bardzo trudna, podobnie jak w innych gminach turystycznych. W swoim wystąpieniu, żonglując swobodnie danymi powoływał się na Szwajcarię, Słowację i Czechy, ale pominął Niemcy. Ocenił bardzo krytycznie działania rządu twierdząc, że spotkania z przedstawicielami rządowymi były kurtuazyjne, a kiedy mówił na jednym z nich o możliwym obywatelskim nieposłuszeństwie, w odpowiedzi usłyszał, żeby ich nie straszyć.
Potem, 4 stycznia internetowe Nowiny Jeleniogórskie wybiły w tytule „W Karpaczu chcą wypowiedzieć posłuszeństwo” i napisały o pomyśle referendum grupy mieszkańców Karpacza, w którym będzie pytanie o nakazy i zakazy wprowadzane wbrew Konstytucji. Przytoczyły też wypowiedź mieszkanki Karpacza, która stwierdziła: „chcemy, by Karpacz stał się taką gminną autonomią pod względem praworządności”.
W międzyczasie wypowiedzi różnych osób było mnóstwo: w nagraniach i spotkaniach na żywo, łącznie z tzw. Stolikiem Wolności. Karpacz znów stał się modny i popularny - w innych gminach postawiono na dalsze rozmowy z rządem, ale nasze miasto próbuje się stawiać i iść za wszelką cenę własną drogą.
Wśród zamętu, hiobowych wieści i katastroficznych wizji są dwie dobre zapowiedzi. Pierwsza dotyczy postawy Burmistrza, który zaczął się mocno utożsamiać z mieszkańcami i ich losem. Wcześniej nie był taki wrażliwy, a jego decyzje działały raczej na korzyść miejscowych i międzynarodowych oligarchów. Druga wiąże się z aktywnością grupy mieszkańców Karpacza, która stara się wywrzeć wpływ na decyzje dotyczące branży turystycznej. Większość z niej dotychczas była bierna i sprawy społeczne niewiele ją obchodziły. Dzisiaj próbuje sięgać po dalekie cele.
Bardzo cieszy zjawisko, że niektórzy z nas mają duże ambicje. Jeżeli chcą praworządności, najlepiej, na początek zająć się nią w najbliższym, gminnym otoczeniu, bo przykładów jej naruszania nie brakuje. A słowo „autonomia” źle się w Polsce kojarzy – przypomina, na przykład o Ruchu Autonomii Śląska, czy Wolnym Mieście Gdańsku. Droga do wolności jest długa i wyboista, dlatego warto wiedzieć, z kim się idzie i przejść ją w dobrym towarzystwie.
Życzmy sobie na nowy rok zdrowego rozsądku, trzeźwego umysłu i… zapomnijmy o referendach.