Ważna sesja z obfitym programem i
kilkoma sprawami wagi ciężkiej przebiegła sprawnie. Nie tylko dlatego była ważna, że odbyło się głosowanie
nad wotum zaufania i absolutorium dla burmistrza. Również dlatego, że burmistrz
wygrał głosowania, bo po drugiej stronie
miał słabego przeciwnika. Mocna większość
w radzie, która do tej pory krytycznie
odnosiła się do jego działań, zawiodła w chwili próby. Przewaga okazała się być
kruchą, wystarczył głos jednego radnego i jego wyłamanie się z drużyny, żeby
burmistrz triumfował.
Prezentacja raportu o stanie
miasta była, delikatnie mówiąc nieporozumieniem. Nie różniła się specjalnie od
poprzednich lat, kiedy burmistrz przed głosowaniem w sprawie absolutorium
chwalił się swoimi dokonaniami. Obydwie części prezentacji były ogólnikowe,
przesłodzone i po prostu nudne. Chyba nie o to chodziło, żeby pokazać światu,
jacy jesteśmy świetni. Zabrakło
poważnego podejścia do tematu i otrzymaliśmy propagandę, z której nie sposób
było cokolwiek zapamiętać. Gdyby nie radni i dyskusja na dobrym poziomie o
stanie miasta, nie wiedzielibyśmy wcale, z jakimi trudnościami władze Karpacza
muszą się mierzyć. Niedobrze się dzieje, jeżeli burmistrz mówi tylko o blaskach, pomijając problemy, które
powinien rozwiązywać wspólnie z radą. Radnym nie pozostało nic innego, jak
przedstawić cienie zarządzania
miastem.
Duża część sesji poświęcona
została klubowi sportowemu „Śnieżka” i przedłużeniu dla niego dzierżawy skoczni
Orlinek na dziewięć lat. Nie wiadomo,
dlaczego ze strony urzędu był taki opór. Prawnik długo, ale niedostatecznie jasno odwodził
radnych od podjęcia przygotowanej uchwały i straszył gniewem wojewody. Na sam koniec sesji, zdumiewające oskarżenia
rzucił w tej sprawie jeden z mieszkańców Karpacza. W ten sposób nie tylko nie rozproszył obaw, że
coś złego się dzieje, ale wręcz je wzmocnił.
Przebieg sesji był dużą lekcją pokory dla radnych – nic nie
jest dane raz na zawsze, a silne charaktery nie zdarzają się zbyt często. Radny
Talaga zrobił woltę – widocznie miał swoje powody. Nie była to pierwsza
spektakularna zmiana stanowiska. Najbardziej widowiskową metamorfozę w Karpaczu
pokazał okrągłe piętnaście lat temu były radny Rzepczyński. Wówczas, z
największego oponenta burmistrza Malinowskiego, stał się jego gorącym
zwolennikiem i wiceburmistrzem miasta.
Praca w zespole jest specjalną
umiejętnością, nie każdy potrafi się dostosować i wspólnie działać. A gdy w grę wchodzą jeszcze osobiste ambicje, pokusa, żeby wyłamać się
może być bardzo silna. W sportowym świecie, taki niepiękny przykład pokazał niedawno Denis Urubko.
Mam nadzieję, że w naszym mieście osoby typu „karpaczański
Urubko” nie zyskają poklasku.