Już chyba wszyscy w mieście
policzyli zyski i straty po ostatniej majówce. Teraz jest chwila oddechu przed
wakacjami i czas na odrobinę refleksji.
Nowiny Jeleniogórskie w numerze 19 z 7 maja
2019 r. zamieściły obszerny artykuł pt. „Tłumy na karkonoskich szlakach”.
Autorka Alina Gierak pisała o wciąż rosnącej popularności Karkonoszy, o tłoku
na Śnieżce i o tym, że nawet brzydka pogoda nie odstrasza turystów. Przytaczała
bulwersującą historię o grupce osób, które w samym sercu Karkonoskiego Parku, w
ostoi cietrzewi urządziły sobie biwak.
Rozmawiała z pracownikami Parku, którzy podkreślali, że chronią przyrodę właśnie dla turystów.
Jeden ze śródtytułów zadawał
pytanie „Czy trzeba chronić Śnieżkę?” i w treści przypominał, że są dni, kiedy
na Śnieżce przebywa nawet 10 tys. osób. W artykule podano kilka recept, jak
chronić Karkonosze przed zadeptaniem. Wymieniono też parę górskich szlaków,
którymi wciąż jeszcze można wędrować wśród piękna przyrody, spokoju i ciszy.
Nie trzeba być amatorem górskich wypraw, żeby zdawać sobie sprawę, że Park chroni przyrodę również dla nas, Karpaczan. To co się dzieje
na Śnieżce, w Parku i wokół niego przekłada się wprost na życie naszego miasta,
na liczbę turystów zatrzymujących się u nas. Na ich zadowolenie, chęć ponownego
przyjazdu i polecanie urlopu w naszym mieście swoim znajomym.
Obecność Parku w granicach naszego miasta to wielki plus dla nas – Park działa
jak magnes, bo przyciąga turystów. Jest to też zobowiązanie dla Karpacza:
miasto musi współgrać z parkiem i tworzyć z nim spójną całość. Tymczasem
pokutuje pogląd, że sam park wystarczy, że miasto nie musi się specjalnie
wysilać i zabiegać o tereny zielone – jest ich wystarczająco dużo wokół.
W czasie, kiedy powstają nowe
pomysły na zagospodarowanie przestrzenne Karpacza, warto rozpocząć dyskusję nad
ilością i jakością zieleni w mieście.
Bez niej Karpacz zwyczajnie zbrzydnie i sam Park może nie wystarczyć,
żeby zatrzymać turystów.