Na trzeciej sesji we wrześniu w sprawie zmian w budżecie nie było omówienia uchwały, bo, według pani przewodniczącej, była omawiana na pierwszej! Nikt słowem nie wspomniał, że uchwałą w ogóle nie zajmowały się komisje rady! Za to pani skarbnik nie omieszkała nadmienić, że każda sesja, bez względu na długość, kosztuje gminę 1000 zł. Zdanie zabrzmiało dwuznacznie i można je interpretować na różne sposoby: jako przytyk do radnych, albo do burmistrza, a może również do pracowników urzędu…
Faktycznie, ta seria sesji, raz za razem, najpierw w wakacyjnym lipcu cztery, a teraz we wrześniu już trzy, nie ma końca. Na pierwszy dzień października zaplanowano kolejną. Całkiem możliwe, że niektóre osoby są tym znudzone. Jednak, gdy się przyjrzeć bliżej sprawom, których sesje dotyczą, nie można iść na skróty. Brak jasnych odpowiedzi na zadawane pytania, brak przejrzystości, brak prezentowania uchwał, próby zamykania ust i prześlizgiwania się nad ważnymi tematami świadczą o tym, że w gminie źle się dzieje. Na różnych szczeblach, od samej góry w dół.
Optymistycznie było we wrześniu tylko raz, na pierwszej sesji i tylko w jej części. Wtedy, gdy swoje plany na obecny i przyszły rok przedstawiały nowe panie zatrudnione w dziale promocji miasta. Program kulturalny wygląda obiecująco i imponująco: oprócz kontynuacji tego, co było dobre w poprzednich latach, znalazło się wiele nowych propozycji, w oparciu o świeżo otwarty dom kultury. Nie sposób wszystkiego wymienić, więc najlepiej odsłuchać X sesję od 31 min. jej trwania.
Wreszcie, po wielu latach „Gołębiewski” ze swoimi spektaklami zostanie zdetronizowany. Czas najwyższy!