W tytule wpisu - po wysłuchaniu Prezesa Morysa na sesji - zawarte jest małe podsumowanie tego, co nas wkrótce może czekać. Przyszłość nie rysuje się zbyt optymistycznie. Ujęcia wody w Karpaczu są powierzchniowo – drenażowe i nie ma co liczyć w najbliższych latach na pozyskiwanie wody z głębokości kilkuset metrów.
Prezes Miejskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej na koniec swojego wystąpienia rozwiał nadzieje i złudzenia dotyczące zaopatrzenia w wodę z innych źródeł. Badania, jakie miejska spółka prowadziła wskazywały, że wprawdzie woda jest, ale nie ma środków finansowych, żeby ją pozyskać, a potrzeba na to kilku milionów złotych. Nie ma też stuprocentowej gwarancji, że woda będzie zdatna do picia i nie wiadomo, jakiej technologii trzeba będzie użyć. Na razie ograniczono się do wskazania w studium dwóch działek miejskich na ten cel: przy ul Gimnazjalnej i przy skoczni.
Wcześniej Prezes mówił o niewydawaniu pozwoleń na przyłączanie nowych budynków do sieci, bo nie da się pozyskać więcej wody – jej po prostu nie ma. Dopiero realizacja nowej inwestycji – zbiorników na wodę – przy ul. Strażackiej, spowoduje możliwość wydawania zgód. W odpowiedzi na pytania radnych Prezes tłumaczył, że nie może weryfikować i aktualizować pozwoleń wodnoprawnych wydanych, np. 10 lat temu. Nowe budynki korzystają z wcześniej wydanych zezwoleń lub wiercą własne studnie.
Wyjaśniał też istotę ubiegłorocznego konfliktu z dostarczaniem wody w rejon Księżej Góry między Karkonoskim Systemem Wodociągów i Kanalizacji a Gminą Karpacz. Formalnie właścicielem rury dostarczającej wodę jest KSWiK, ale brakuje załącznika graficznego, geodezyjnego planu z oznaczeniem miejsca. Zaznaczył przy okazji, że jedynym miejscem w Karpaczu, w którym można przechowywać wodę surową jest Dziki Wodospad, natomiast obowiązek retencji wody spada na właścicieli obiektów, a nie na Gminę.
Po wysłuchaniu informacji Prezesa, pozostaje nam tylko modlić się o śnieg i deszcz w nowym roku.